Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 11:53
Reklama KD Market

Święta idą

Już za tydzień Wigilia. Bożego Narodzenia, żeby było jasne. Mam wrażenie bowiem, że słowo „wigilia” dla wielu z nas oznacza coraz częściej zupełnie samoistne wydarzenie, kulturowo-tradycyjne, z karpiem, kapustą i kutią, albo makowcami lub kluskami z makiem. Wszystko w zależności od tego, z jakiej części Polski ktoś się wywodzi. Ongiś wiele rozmów o charakterze zapoznania się z drugą osobą dotykało tematu: „A co jecie na wigilię?”. Trzeba jednak podkreślić, że Wigilia oznacza czuwanie, przygotowanie, po którym zaczynają się święta. A są to dni, które należy świętować, ciesząc się, goszcząc, spędzając czas z najbliższymi. To dlatego tradycyjny post w Wigilię jest wstępem do uczty, którą przygotowuje się na same święta.

Przedświąteczny czas też miał swój urok. Piszę „miał”, gdyż wiele się zmieniło i wciąż zmienia w tej kwestii. Kiedyś pisało się świąteczne kartki z życzeniami. Dla bliskich osób dołączało się opłatek. Dziś już nawet wysyłane hurtowo e-maile wydają się być przeżytkiem. Informacja na Facebooku czy krótki sms zastąpiły pisane ręcznie życzenia. A szkoda. Te miały swój urok i wartość, stał za nimi ich autor, a jego pismo było czymś bardzo osobistym i niepowtarzalnym. Zachowuję na przykład wszystkie kartki pisane przez moją mamę. Są wyjątkowe i mają dla mnie ogromną wartość. Inną tradycją było pieczenie pierników oraz ich dekorowanie. Od dziecka czekało się na ten moment, zlizując pozostały słodki lukier. Świeżo upieczone pierniki kusiły zapachem i apetycznym wyglądem. Było też nie zawsze dla wszystkich przyjemne sprzątanie, po którym stawiało się pachnącą lasem choinkę, zdobiąc ją łańcuchem światełek i kolorowymi bombkami. W moim domu rodzinnym mamy bardzo starą gipsową szopkę betlejemską, która każdego roku stawiana jest przy choince. To wszystko to takie smaki dzieciństwa, coś, co każdego roku budzi nostalgię, tęsknotę, kręci łzę w oku. Bo wszystko to było prawdziwą celebracją. Czy dzisiaj jeszcze tak jest?

Wielu katolików w tym czasie uczestniczy w adwentowych rekolekcjach organizowanych w parafiach. Wielu przystępuje do sakramentu spowiedzi. Myślę jednak o tym, czy jesteśmy w stanie, czy mamy w sobie potrzebę, żeby w tym czasie zrewidować jakość naszych relacji z innymi? Wydaje mi się to kluczowe. Zaczynając od własnego domu i najbliższych osób. Często jakoś iskrzy w tych naszych relacjach, ludzie ranią się i słowem, i zachowaniem. Zostaje ból i smutek. Często słowo „przepraszam”, samo w sobie bardzo ważne, nie wystarcza. Potrzeba czegoś więcej, żeby wyrazić żal, a z drugiej strony, żeby chcieć wybaczyć. Święta są dobrą okazją do tego. Trzeba się tylko zdobyć na odwagę, dorosnąć do decyzji, że dłużej tak nie może być, że trzeba z tym skończyć, zmienić się.

Byłoby cudownie, gdyby wraz z zapalonym betlejemskim światełkiem pokoju był konkret pojednania. Takie gesty otwierają człowieka na większe dobro. Wtedy słowa życzeń, czy też podarowany komuś podchoinkowy prezent, mają swoją wartość, nie są czymś sztucznym, zrobionym na siłę, z obowiązku, żeby było. Takie święta są wtedy bardzo wyjątkowe. A przecież wiele osób mówi, że z różnych względów te dni są dla nich najsmutniejszymi w ciągu całego roku, wywołują ból, budzą przykre wspomnienia. A przecież może być zupełnie inaczej, szczęśliwiej.

Święta zostały bardzo skomercjalizowane, o czym doskonale wiemy. Ganiające mikołaje, migocące ozdoby, puszczane z głośników na długo przed świętami kolędy – całkowicie spowszedniały. Zakupy prezentów i żywności to jest coś najważniejszego. Tak się zastanawiam, na ile jeszcze święta te są Bożym Narodzeniem? Na ile źródłem radości i istotą świętowania jest dla chrześcijan fakt przyjścia Boga do naszego świata? Na ile bożonarodzeniowe orędzie pokoju jest poważnie przyjęte i wprowadzane w codzienność? Te pytania mocno siedzą mi w głowie. Więcej, nie dając mi spokoju, rodzą potrzebę konfrontacji z własnym życiem i postępowaniem.

Jest jeszcze jedna sprawa. Myślę o tych, którzy doświadczają osamotnienia. Stracili kogoś bliskiego, żyją z dala od domu, nie mając możliwości, by go odwiedzić, albo zaszczuci przez innych, zostali odrzuceni i borykają się z różnymi problemami czy nałogami. Boże Narodzenie to jest czas, żeby nie tylko o takich osobach pomyśleć, ale żeby ich poszukać i zrobić coś konkretnego, na przykład zaprosić je do swojego domu, włączyć do wspólnego świętowania. Czyż nie o tym przypomina puste miejsce przy wigilijnym stole, przewidziane dla przygodnego gościa?

Święta Bożego Narodzenia są wyzwaniem i szansą na bycie lepszym, na wyjście w kierunku drugiego. Życzę każdemu i sobie samemu takiego głębszego przygotowania do tegorocznych świąt. Świąt Bożego Narodzenia.

ks. Łukasz Kleczka

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. Od 2011 roku przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama