Gazeta "Los Angeles Times" pokazała makabryczne zdjęcia z Afganistaniu

Gazeta "Los Angeles Times", mimo nacisków na redakcję, opublikowała w środę zdjęcia wojskowych bezczeszczących zwłoki afgańskich bojowników. Fotografie dostarczył dziennikowi żołnierz US Army. Zachowanie żołnierzy z 82. Dywizji Powietrznodesantowej potępił sekretarz obrony USA Leon Panetta, który także skrytykował redakcję, mówiąc, że publikacja drastycznych zdjęć może spowodować nowe ataki na żołnierzy amerykańskich w Afganistanie. Również najwyższy dowódca NATO w Afganistanie gen. John Allen potępił zachowanie żołnierzy. - Działania uwiecznione na fotografiach nie reprezentują polityki sił ISAF ani Armii Stanów Zjednoczonych - podkreślił w oświadczeniu Allen i dodał, że w tej sprawie wszczęto śledztwo. Zdjęcia pochodzą z lutego 2010 roku z afgańskiej prowincji Zabol, kiedy to żołnierze 82. Dywizji mieli dokonać identyfikacji zwłok zamachowców-samobójców, pobrać odciski palców i przeprowadzić badanie tęczówek ich oczu. Fotografie pokazują Amerykanów, którzy pozują m.in. między leżącymi na ziemi nogami rozerwanego eksplozją powstańca. Według żołnierza, który przekazał gazecie "Los Angeles Times" makabryczne zdjęcia, jego koledzy z dywizji cieszli się z faktu, że część zamachowców zginęła od własnych bomb, bowiem utrwaleni na odbitkach żołnierze mieli przyjaciół, którzy zginęli od bomb lub ataków samobójczych. Anonimowy wojskowy podkreślił, że chciał też zwrócić uwagę na brak morale wojskowych. Pentagon i Biały Dom obawiają się, że publikacja fotografii może wywołać falę przemocy i pogorszyć, i tak napięte stosunki afgańsko-amerykańskie, których eskalacja rozpoczęła się w styczniu po tym, jak do sieci wyciekł film przedstawiający amerykańskich żołnierzy oddających mocz na ciała talibskich bojowników. Jeszcze gorzej było po ujawnieniu palenia kopii Koranu w bazie lotniczej NATO. NA skutek zamieszek tym wywołanych zginęło 30 osób. Zaledwie kilka tygodni temu światem wstrząsnęła wiadomość, że amerykański żołnierz dokonał masakry afgańskich cywilów.