Prezydent Donald Trump chce przewrócić do góry nogami amerykański system imigracyjny. Postawione przez prezydenta twarde warunki brzegowe, mogą spowodować, że zakładnicy tych negocjacji – Dreamersi będą musieli pakować walizki.
W niedzielę, 8 października prezydent USA poinformował liderów obu partii w obu izbach Kongresu – senatorów Mitcha McConnella i Chucka Schumera oraz kongresmanów Paula Ryana i Nancy Pelosi o swoich priorytetach polityki imigracyjnej. Zaznaczył przy tym, że bez spełnienia przedstawionych warunków nie będzie można rozwiązać problemu statusu około 700 tysięcy młodych ludzi, którzy dotychczas skorzystali z programu Deferred Action for Childhood Arrivals (DACA). Przypomnijmy – chodzi o te osoby, które wwieziono do USA bez ich wiedzy i zgody, i które najczęściej są doskonale zasymilowane ze społeczeństwem.
Zacząć od muru
Donald Trump najwyraźniej zapomniał o niedawnej umowie z demokratami dotyczącej DACA i postanowił przypomnieć sobie o obietnicach z kampanii wyborczej. Według prezydenta obecne prawo imigracyjne jest przestarzałe, łatwe do obejścia i w efekcie bardziej szkodzi Stanom Zjednoczonym niż im pomaga.
Propozycje walki z imigracją zaczynają się więc od powtarzanego jak mantra pomysłu budowy muru wzdłuż liczącej prawie 2 tysiące mil granicy z Meksykiem. Przedstawiciele Customs and Border Protection argumentują, że tam, gdzie takie ogrodzenie już postawiono, liczba odnotowanych przekroczeń granicy zmniejszyła się radykalnie. Nic więc dziwnego, że prezydent zamierza odciąć się od południowego sąsiada przy pomocy ogrodzenia, choć nie wiadomo, kto ostatecznie za to zapłaci.
Trump chce także, aby Kongres zakończył obowiązywanie tzw. Flores Settlement Agreement – ugody sądowej jeszcze z czasów prezydenta Billa Clintona, która zezwalała na wypuszczanie i przekazywanie rodzinom nieletnich, którzy bez opieki przekroczyli granicę USA. Ma to wygasić napływającą falę dzieci i młodzieży z krajów Ameryki Środkowej. Do tej pory większość tych młodych ludzi przekazywano w ręce rodzin mieszkających w USA.
Przełamać niemoc
Przedstawiciele administracji zwracają też uwagę na brak konsekwencji w systemie imigracyjnym. Dziś w USA mieszka co najmniej milion osób z nakazem opuszczenia kraju. Powszechną praktyką jest też niestawianie się przed sądami imigracyjnymi i rozpływanie się imigrantów w społeczeństwie, zwłaszcza po złożeniu nieuprawnionego wniosku o azyl.
Administracja chce zwiększyć liczbę sędziów imigracyjnych, dodać nowe miejsca przetrzymywania migrantów i przyspieszyć procedury deportacyjne.
Nielegalną imigrację zasilają nie tylko desperaci przekraczający zieloną granicę, ale także osoby pozostające w USA po wygaśnięciu wizy. Immigration and Customs Enforcment szacuje, że około 40 proc. wszystkich nielegalnych imigrantów wjechała do Stanów zupełnie legalnie. Tylko w 2016 r. około 628 tys. osób pozostało w kraju po wygaśnięciu ważności wizy. Receptą na ten problem ma być znaczne zwiększenie liczby funkcjonariuszy ICE, którzy zajęliby się tropieniem i usuwaniem „spóźnialskich” oraz zaostrzeniem kar dla tej grupy osób lekceważących przepisy imigracyjne. Dziś ICE jest praktycznie bezsilne. We właśnie zakończonym roku fiskalnym 2017 agencja otrzymała 1,4 miliona sygnałów o możliwym przekroczeniu czasu pobytu. Efektem było zaledwie 4 tysiące deportacji.
Ukarać niepokornych
Administracja domaga się też od Kongresu rozwiązania problemu tzw. miast sanktuariów, które nie współpracują z władzami imigracyjnymi i nie informują o zatrzymywaniu nieudokumentowanych cudzoziemców. Szczególna krytyka spada tu na Kalifornię, gdzie przegłosowano ustawę chroniącą nielegalnych imigrantów przed przekazywaniem w ręce służb federalnych, ale wszystkich miast sanktuariów jest w całych Stanach Zjednoczonych ponad 300. Lokalne policje utrzymują, że to jedyny sposób, aby pozyskać społeczne zaufanie i współpracę z lokalnymi służbami. Administracja chce jednak pozbawić te miejscowości federalnych dotacji.
Departament Sprawiedliwości oficjalnie upomniał m.in. Chicago i powiat Cook, Nowy Jork, Nowy Orlean i Filadelfię, nakazując natychmiastowe dostosowanie się do federalnego przepisu 8 U.S.C. 1373. Prokurator Sessions dał wymienionym ośrodkom czas do 27 października"
W czwartek Departament Sprawiedliwości oficjalnie upomniał m.in. Chicago i powiat Cook, Nowy Jork, Nowy Orlean i Filadelfię. Nakazał dostosowanie się do federalnego przepisu 8 U.S.C. 1373 wymagającego, by lokalne władze przekazywały informacje organom ścigania nt. statusu imigracyjnego obywateli. Prokurator Sessions dał wymienionym ośrodkom czas do 27 października.
Co w zamian?
Dopiero po spełnieniu tych żądań będzie można zacząć rozmawiać o kompleksowej reformie prawa imigracyjnego. Propozycje Trumpa zakładają odejście od dotychczasowej polityki sponsorowania rodzinnego, czyli „imigracji łańcuszkowej”, w której legalni cudzoziemcy ściągają do USA kolejnych krewnych. Biały Dom chce ograniczyć przywilej sprowadzania członków rodziny jedynie do małżonków i nieletnich dzieci obywateli amerykańskich. To złe wiadomości dla rodzeństw i dorosłych potomków Amerykanów.
Miejsce dotychczasowego systemu sponsorowania ma zastąpić nowy system punktowy, które będzie przesądzał, kto zasługuje na to, aby wyemigrować do USA. Ma on bazować na kwalifikacjach i osiągnięciach kandydata na imigranta, jego znajomości angielskiego i zapotrzebowania na rynku pracy itp. Trump nie odkrywa tu Ameryki – podobny system obowiązuje już w Kanadzie, czy w Australii. Likwidacji mają ulec także loterie wizowe, dzięki którym tysiące Polaków otrzymało swoją szansę na zielone karty.
Innym elementem uszczelniania systemu ma być wprowadzenie obowiązku sprawdzania prawa do legalnego zatrudnienia poprzez bazę E-Verify. Dziś dostęp do niego ma 750 tysięcy amerykańskich pracodawców. Ma to uszczelnić system i uniemożliwić zatrudnianie osób bez papierów.
Gdzieś w tej układance znaleźć się musi miejsce dla Dreamersów. Trudno jednak przewidzieć jaki będzie ich los, bo prezydent nie chce, aby stwarzano im ścieżkę prowadzącą do obywatelstwa.
Cena reformy
Reforma wg Trumpa wiązałaby się ze sporymi wydatkami, choć sam prezydent utrzymuje, że przyczyni się ona do wzrostu wynagrodzeń i spadku bezrobocia wśród Amerykanów. Pomijając koszt budowy granicznego muru prezydent chce zatrudnić 370 dodatkowych sędziów imigracyjnych, 1000 prawników cywilnych ICE, 10 tys. funkcjonariuszy ICE oraz 300 prokuratorów federalnych. Na przeszkodzie mogą stanąć mu demokraci, którzy choć wciąż w mniejszości, dysponują możliwością skutecznego zablokowania prac legislacyjnych w Senacie. Według Nancy Pelosi „propozycja nie bierze pod uwagę szacunku dla wartości rodzinnych ani tego, co jest sercem Ameryki”.
Demokraci twierdzą też, że plan Trumpa przypomina bardziej ultimatum niż poszukiwanie kompromisu, który zawarto dwa tygodnie wcześniej. Stawką w tej grze jest kilkaset tysięcy Dreamersów, którzy już stali się zakładnikami w politycznej grze. Od marca stopniowo będą tracić ochronę przed deportacją, jeśli Kongres nie uchwali reform. Ale warunki brzegowe wyznaczone przez Trumpa mogą okazać się nie do zaakceptowania.
Jolanta Telega
[email protected]