Ostatnie doniesienia z Teksasu mrożą krew. Huragan Harvey nie oszczędza. Uderza, zalewa, niszczy, zabiera życie, sieje spustoszenie. A przecież nie jest pierwszym i ostatnim żywiołem, który dotyka ludzi żyjących na ziemi. Także wichury w Polsce, niespodziewanie nagłe i ostre. Niszczą, zabijają. Zdruzgotani ludzie, spłakane, bezradne twarze, ból, zwątpienie, czasami agresja i żal. Czemu mnie to spotkało? Czemu Bóg do tego dopuścił? Czy On w ogóle istnieje? Czy ten dramat kiedyś się skończy? A może to już apokaliptyczny koniec świata? I jeszcze, jakby było za mało, niedobrzy ludzie, złodzieje plądrujący pozostawione domy i mieszkania, otwarte sklepy. Potrzeba więcej policji i wojska, by chronić zdewastowane przez żywioł mienie. Taka jest ta trudna prawda wobec żywiołu, na który nie ma rady, bo tak naprawdę nie zależy wprost od nikogo.
Próbuję wejść w położenie biednych, poszkodowanych, niewinnych ludzi. Współodczuwam ich ból, stratą i bezradność. Z największym szacunkiem myślę o tych, którzy pomagają zupełnie bezinteresownie, bo tak po prostu trzeba. Czy to w Teksasie, czy innych miejscach świata. Caritas to więcej niż jedna z organizacji dobroczynnych. Caritas to bardzo konkretna miłość, wyrażająca się w czynie, działaniu. Nawet postawa księdza Davida z Houston, który kajakiem opływał miasto, żeby móc ludziom odprawić niedzielną mszę, a w ten sposób dać sobie nawzajem trochę wsparcia i nadziei, jest godna zauważenia i pochwały. Bo liczy się pomoc w każdym wymiarze, tym duchowym i psychologicznym również.
Huragany, tajfuny, tornada, cyklony, nawałnice, orkany, wichury – to żywioły, które dotykają mocno. Podobnie jest z innymi żywiołami, które raz po raz przechodzą przez życie chyba każdego człowieka. Co wtedy robić, kiedy nagle spadnie jakaś trudność, cierpienie, niezrozumienie. Jaką przyjąć postawę wobec takich okresów i kryzysowych momentów, w których nie ma siły na nic, a pozostaje bezradność i osamotnienie? Pierwszą reakcją jest chęć ucieczki, próba ratunku, znalezienie jakiegoś bezpiecznego miejsca. Niestety nie zawsze to jest proste. Czasami nawet niemożliwe, a bywa że nawet niewskazane. Wobec życiowych nawałnic trzeba przyjąć postawę twardo stojącą na ziemi. Trzeba się z nimi zmierzyć, nawet za cenę tego, że człowiek zostanie zraniony, skopany, pozbawiony dobrego imienia, własności, stopni i urzędów. Najważniejsze jest, by stanąć i żyć w prawdzie, w zgodzie ze swoim sumieniem. Pod warunkiem jednak, że nie jest ono wykrzywione. Są momenty, kiedy można wyczuć, że zagęszcza się atmosfera wokół, w relacji z innymi, w domu, w pracy. Jeżeli nie można jej niczym zneutralizować i uspokoić, to trzeba przygotować się na najgorsze. Uderzenia przychodzą najczęściej zaskakująco i niespodziewanie. I wtedy też trzeba zachować głowę na karku i nie ulec, nie dać się złamać. Pan Jezus w konfrontacji z arcykapłanem Kajfaszem, uderzony w policzek, pyta: „Jeśli źle powiedziałem, wykaż to zło; a jeśli dobrze, dlaczego mnie bijesz?” (J 18,23). Taka konfrontacja może wywołać agresję drugiej strony. Stąd dobrze jest umieć milczeć z godnością. Wierzyć w to, że prawda się obroni i w konsekwencji po burzy wyjdzie znów słońce.
Kryzysy są częścią życia. Są nawet potrzebne, gdyż jeśli nie złamią, co byłoby klęską, mogą wzmocnić i otworzyć zupełnie nową perspektywę. Tak jest w relacji z innymi, także najbliższymi, w małżeństwie i rodzinie, we wspólnocie i w przyjaźni. Nie wolno tylko uciekać i beznadziejnie przekreślać wszystkiego. Tak też jest w sytuacji klęsk żywiołowych. Czy poszkodowani ludzie, którzy stracili wszystko, mają odejść i poszukać innych miejsc na ziemi? A kto im zagwarantuje, że tam będzie bezpiecznie? Dlatego zostają tak, gdzie żyli, zaczynają odbudowywać, przyjmując pomoc innych i przede wszystkim swoim własnym wysiłkiem. A przecież nigdy nie wiadomo, czy i kiedy jakiś żywioł znów nie zaatakuje.
Kiedyś uczyłem się o „prawie falowania”. Odnosiło się ono do wymiaru duchowego i emocjonalnego w życiu. Mówi się, że historia lubi zataczać kręgi. Czyli też faluje. Podobnie jest z żywiołami. Tymi życiowymi także.
Wśród tragicznych doniesień z Teksasu, pojawiła się także ta, która mówi, że po przejściu nawałnicy, jedyną rzeczą, która się ostała w spalonym domu rodziny Roja była… figurka Matki Bożej. To nie pierwsza taka historia. Jakiś znak? Dla wierzących na pewno. Sceptyczni i nastawieni antyreligijnie powiedzą, że to jakiś absurd. W ostatnim czasie odkrywam prostą modlitwę, która cieszy się coraz większą popularnością, podobnie jak jej autor, włoski kapłan Dolindo Ruotolo. Ponoć do niego odsyłał najcięższe przypadki sam św. o. Pio. Ów ksiądz poleca modlić się w każdej sytuacji: „Jezu, Ty się tym zajmij”. Czy to modlitwa skuteczna? Dla mnie tak, sprawdziłem! I każdemu ją polecam. Szczególnie w czasie napaści życiowych żywiołów, ale nie tylko wtedy.
ks. Łukasz Kleczka
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. Od 2011 roku przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana.
Reklama