Felieton Głaczyńskiego: superprodukcja Obamy
Bilet? Niepotrzebny, choć pożądany. Popcorn? Jest. Cola? Jest. Okulary 3d? Nie ma? Trudno. Ważne, że można już wygodnie rozsiąść się w fotelu w oczekiwaniu na seans. Światła powoli gasną i najnowsza superprodukcja spod znaku Barack Obama Film Studio pojawia się na ekranie. "The Road We've Traveled"...
- 03/17/2012 07:25 PM
Bilet? Niepotrzebny, choć pożądany. Popcorn? Jest. Cola? Jest. Okulary 3d? Nie ma? Trudno. Ważne, że można już wygodnie rozsiąść się w fotelu w oczekiwaniu na seans. Światła powoli gasną i najnowsza superprodukcja spod znaku Barack Obama Film Studio pojawia się na ekranie. "The Road We've Traveled"...
Rękę oscarowego reżysera (Davis Guggenheima) widać od samego początku. Kilka pierwszych ujęć nie pozostawia wątpliwości, z jakim dziełem mamy do czynienia. Szybko wyłania się obraz mądrego i potężnego władcy, który prowadzi naród przez najtrudniejsze czasy w historii. Zgrabnie pokazany zostaje ogrom recesji finansowej. Podkreślają go migawki z ekspertami potwierdzającymi, że nawet ich ta sytuacja całkowicie zaskoczyła. W odpowiednim momencie twórcy przywołują przykład Franklina Delano Roosevelta, jako prezydenta zmagającego się w przeszłości z podobnym problemem. Widzimy również Billa Clintona wciąż cieszącego się dużą sympatią wśród Amerykanów. Aby Republikanie poczuli się „dowartościowani”, jest i pstryczek w nos Mitta Romneya. Po chwili wiemy na pewno, że prezydent Obama dzielnie stawia czoła przeciwnościom losu, na przekór wszystkim dookoła.
Wódz pomaga, ale jest to pomoc mądra. Wspiera, wymagając przy tym efektów. Jak dobry gospodarz daje raczej wędkę, a nie rybę. Tu kolejna uszczypliwość w kierunku GOP i rządów Georga Busha. Poza tym, nie boi się walczyć o zdrowie przeciętnego Amerykanina, bo sam wie ile ono kosztuje. Były senator Illinois wchodzi w rolę obrońcy społeczeństwa przed politycznymi partyjnymi rozgrywkami. W zasadzie trudno odnieść wrażenie, że w ogóle widzimy przed sobą polityka. To ktoś więcej. Opiekun amerykańskiego wizerunku na arenie międzynarodowej. Przywódca przez wielkie P. Dodatkowo dbający także o prawa kobiet, tolerancyjny, wyrozumiały. Wprost zaznacza: Dużo zostało zrobione, lecz wciąż jest sporo do wykonania. Po niespełna siedemnastu minutach w głowie zostaje myśl przewodnia. Dalszy postęp jest możliwy tylko z jedną osobą w Białym Domu.
Zanim całkowicie zaleje nas lukier wylewającym się z filmu Davisa Guggenheima warto spojrzeć nań z nieco innej strony. Oddając twórcy wszelkie honory dotyczące warsztatu filmowego przyznać trzeba, że stąpa po grząskim gruncie. Wszak nie dla wszystkich Franklin Delano Roosevelt to osoba, dzięki której Stany Zjednoczone wyszły z wielkiego kryzysu lat 30. Nie brakuje uważających, że ówczesny prezydent swoimi krokami przyczyniał się do jego pogłębiania. Bill Clinton, mówiący o wizerunku państwa? Brzmi trochę groteskowo, mając w pamięci poczynania byłego prezydenta, nie do końca licujące z powagą urzędu. Chwyt uzasadniający „Obamacare” poprzez odniesienie do choroby matki wydaje się także co najmniej tani. Produkcja wystawia też nie najlepszą laurkę współpracownikom prezydenta. Podkreślanie indywidualnych zdolności jest istotne, jednak pokazuję słabość otoczenia Obamy. Końcowe mało odkrywcze hasło słyszymy chyba za każdym razem, kiedy polityk ubiega się o reelekcję.
Podobnych filmów do listopada ujrzymy zapewne, co najmniej kilka. Ciężko wymagać by autorzy przytaczali mniej wygodne dla administracji Obamy fakty. O rekordowym zadłużeniu,o cenach paliw nie może być mowy. Trudno też dziwić się, że przemilczane kwestie będą punktowane w mediach. „The Road We've Traveled” może robić wrażenie, ale jedynie jako mistrzowski przejaw propagandy sukcesu. Służy chyba raczej do mobilizacji twardego elektoratu do przekonania niezdecydowanych. Ma też za zadanie znowu nakręcić finansową machinę Demokratów. Amerykanie już raz, w 2008 roku kupili bilet na film Obamy. Czy w listopadzie zrobią to po raz drugi? Dobry sequel trafia się rzadko. I Tom Hanks w roli narratora niczego tu nie zmienia...
Maciej Głaczyński
Oto najnowsza produkcja sztabu Obamy:
Maciej Głaczyński – student Instytutu Amerykanistyki i Studiów Polonijnych Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. W latach 2007-2010 relacjonował przebieg najważniejszych wydarzeń siatkarskich w kraju. (spotkania ligowe, mecze reprezentacji, europejskie puchary). Pasjonat historii polityki zagranicznej USA
Reklama