Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 września 2024 10:24
Reklama KD Market
Reklama

Co z tą benzyną?

Pod koniec 2009 roku Ali Naimi ówczesny saudyjski minister odpowiedzialny za politykę naftową i zasoby naturalne, stwierdził, że w ciągu dwóch lat cena za baryłkę ropy naftowej będzie wynosiła 150 dolarów. Choć wtedy brzmiało to nierealnie, dziś słowa ministra wydają się prorocze...
Pod koniec 2009 roku Ali Naimi ówczesny saudyjski minister odpowiedzialny za politykę naftową i zasoby naturalne, stwierdził, że w ciągu dwóch lat cena za baryłkę ropy naftowej będzie wynosiła 150 dolarów. Choć wtedy brzmiało to nierealnie, dziś słowa ministra wydają się prorocze. W tym roku baryłka ropy naftowej kosztowała już 126, a eksperci twierdzą, że do czerwca cena wzrośnie do 150 dolarów.  Choć chwilowo szalony wzrost cen na stacjach benzynowych został zahamowany, a sytuacja wydaje się być pod kontrolą, to jednak są to tylko pozory. Rząd amerykański w tym tygodniu opublikował raport, który mówi, że Stany Zjednoczone na dzień dzisiejszy nie mają braków w zasobach ropy naftowej, ale słowa takie brzmią raczej jak sprytny blef, mający choć na chwilę uspokoić nastroje obywateli. Gdy przyjrzymy się dokładnie czynnikom, od których zależą ceny paliwa w USA, wnioski są co najmniej ciekawe. Wielu Amerykanów za wysokie ceny na stacjach benzynowych współodpowiedzialnością obarcza władze i nakładane przez nie podatki. Akcyzy,  jakimi obłożone są ceny paliwa - zarówno stanowe jak i federalne -  w większości stanów nie przekraczają jednak 15%. Co więcej, padatki te są zdecydowanie niższe niż za poprzedniej administracji. Do roku 2010 podatki stanowe i krajowe stanowił 22% ceny benzyny. Wydawałoby się, że skoro ceny są coraz wyższe, to więcej zarabiają rafinerie. De facto ich zyski zostały zmniejszone z 14% do 7%.  Na stałym poziomie 10% pozostał za to zysk stacji benzynowych i dystrybutorów. Pytanie więc co wpływa na horrendalne ceny, które widzimy codziennie na stacjach benzynowych? Odpowiedź jest prosta. Wahania i spekulacje na światowym  rynku paliwowym.  Obecnie cena czystego oleju napędowego stanowi 68% ceny paliwa, które tankujemy na stacji. To aż o 12% więcej niż np. w 2008. Tak jak w każdym chyba biznesie, w branży paliwowej decydującym czynnikiem jest popyt. Jeśli ten jest zbyt duży i analitykom wydaje się, że zapasy nie są wystarczające, ceny zaczynają szybować w górę. Na cenę paliwa wpływ mają także pory roku. W Stanach Zjednoczonych w czasie wakacji i urlopowych wyjazdów cena benzyny rośnie średnio o 5%. Wpływ na taką podwyżkę ma nie tylko duże zapotrzebowanie ze względu na podróże, ale też fakt, że rafinerie muszą poddawać olej odpowiedniej obróbce by nie wyparowywał w letnie upały. Spory wpływ na ceny mają także wydarzenia polityczne, jak choćby napięta sytuacja między Izraelem i Iranem i groźba militarnego ataku.  Jednakże ostatnie słowo ma OPEC, który reprezentuje blisko 40% najważniejszych graczy na rynku paliwowym. Graczy, którzy nastawieni są na zyski i którzy aby je osiągnąć nie stronią od spekulacji i nie do końca przejrzystych zagrywek. Najbliższa przyszłość nie napawa optymizmem. Według specjalistów cena za baryłkę będzie rosnąć i w lecie dojść może do 150 dolarów. Na stacjach benzynowych przełoży się to na ceny 5 dol. za galon najtańszego paliwa.  A to będzie mieć dotkliwe konsekwencje dla gospodarki i portfeli  zwykłych Amerykanów. Nie od dziś wiadomo, że cena paliwa jest jednym z najważniejszych czynników wpływających na inflację. Choć ta  unormowała się nieco w ostatnim czasie, lecz status quo szybko ulec może zmianie. Ceny paliw mają niebagatelny wpływ na import, a ten w lutym wzrósł blisko o 5% w stosunku do stycznia  i o ponad 6,5% w stosunku do lutego 2011. Jeśli spekulanci rynkowi poczują szansę na kolejne rekordowe podwyżki, na pewno jej nie przepuszczą i będą się starali ugrać na tym jak najwięcej. Marcin Panas  

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama