Zakazy nie należą do lubianych. Raczej wolimy słuchać o prawach niż obowiązkach, chcemy całkowitej wolności i niezależności. Zatem wszystko, co ma choć pozory zakazu, jest przyjmowane raczej niechętnie. A jak będzie z tym „zakazem”, który nie został nikomu narzucony, a znalazł się na drzwiach mieszkania papieża Franciszka w watykańskim domu św. Marty? Treść zakazu jest wymowna: „Zakaz marudzenia”. Media poinformowały, że w czasie audiencji na placu św. Piotra włoski psycholog i psychoterapeuta Salvo Noè, który jest również autorem wielu książek i kursów motywacyjnych, zadedykował papieżowi jedną ze swoich prac i przekazał w prezencie wraz z osławioną karteczką. Już sam fakt, że została ona wyeksponowana na papieskich drzwiach, świadczy nie tylko o poczuciu humoru, ale i o dystansie do wielu niełatwych spraw i relacji, które także w życiu papieża się dzieją, bo dziać się muszą.
W ostatnich latach bardzo modne stały się szkoły i kursy motywacji, czy inaczej coachingu, będącego rodzajem treningów psychologicznych nastawionych na rozwój osobowy, decyzyjność, relacje międzyosobowe, finanse, zarządzanie. Spotykając świeżo upieczonych trenerów, można wyczuć, z jakim przekonaniem i zaangażowaniem chcą pomagać w osiągnięciu sukcesów. Faktem jest, że takie treningi nie są złe, mając na uwadze przeżywane stresy i tempo życia. Doświadczając zmęczenia, nie radzimy sobie z napięciami, dochodzi do wybuchów emocjonalnych, wpadamy w melancholię i smutek, stajemy się mniej twórczy i produktywni. Efektem tego stanu jest narzekanie i marudzenie na wszystko i wszystkich, a wedle powszechnej opinii my, Polacy, jesteśmy narodem narzekającym.
„Zakaz marudzenia” jest zatem czymś bardzo na czasie, a jego złamanie „powoduje syndrom bycia ofiarą z konsekwencjami obniżenia poczucia humoru oraz zdolności do rozwiązywania problemów” – głosi sławetna kartka na drzwiach mieszkania papieża Franciszka. Od dawna uczono mnie, że chrześcijanin jest człowiekiem radosnym. I to właśnie przeżywanie chrześcijaństwa pozwala mi często na dystans do spraw, rzeczy i osób. Nikt nie mówił, że w życiu będzie łatwo. Życie jest ciągiem przenikających się wzajemnie chwil radości i bólu, sukcesów i porażek, wzlotów i upadków. I ważne jest, żeby być realistą. Nie załamywać się, nie popadać w melancholię, nie szukać szybkich rozwiązań. Wielką sztuką jest uśmiechnąć się do problemów, które stają na drodze życia, i do osób, które zachodzą nam za skórę. Jest to jednak sztuka, której się można nauczyć. Wystarczy mniej marudzić i narzekać. Pamiętam jeszcze z dzieciństwa, kiedy na kazaniu ksiądz mówił, cytując św. Jana Bosko, że diabeł boi się ludzi radosnych. Wracając czasami do tego stwierdzenia, jestem przekonany, że świętemu nie chodziło o to, żeby być wesołkowatym, ile raczej o to, by dostrzegać sens życia w każdej sytuacji.
Dystans jest dobry i potrzebny. Nabieram go wtedy, kiedy akceptuję to, co jest i nie pozwalam się złamać. Żyję „pomimo”, nie oglądając się wstecz, idę do przodu i w tym kierunku mam zwrócone swoje spojrzenie. To, co było, już się nie odstanie, za to mogę mieć wpływ na to, co będzie. Kiedy w życiu mam włączoną opcję rozwojową, chcąc ciągle pracować nad sobą, muszę skoncentrować się bardziej na swoich możliwościach niż ograniczeniach. Powiedzieć sobie jasno, na ile i na co mnie stać, a gdzie najzwyczajniej nie dam rady. Akceptacja swoich granic jest także dobrą i potrzebną sztuką. I nie trzeba się tego wstydzić i obawiać, jeśli czasem trzeba będzie odmówić, albo powiedzieć, że czegoś nie potrafię. Bardzo ważną lekcją jest też zmierzenie się z ograniczeniami z powodu chorób i wieku. I czego się tu wstydzić? Przecież to takie zwyczajne.
Papieski „zakaz marudzenia” mobilizuje też do działania, „aby zmienić swoje życie na lepsze”. Z narzekania nic się nie urodzi. Pozostaje zgorzknienie, które jak chwast niszczy relacje międzyludzkie, a przede wszystkim samego narzekającego. Dlatego dobrze jest mieć dobrych przyjaciół. Takich, którzy potrząsną, kiedy zaczynam marudzić. Takich, którym też mogę się szczerze wygadać, a w ten sposób wypuścić na wolność swoje uczucia i emocje, które niczym napompowany do granic możliwości balon grożą wybuchem. A wybuch niekoniecznie musi być na zewnątrz, bywa do wewnątrz, będąc aktem agresji wymierzonej przeciwko samemu sobie. Im więcej takich postaw, tym większe cierpienie i poszukiwanie chwilowych rozwiązań, na przykład w uzależnieniach.
Po przeczytaniu „zakazu marudzenia” wydrukowałem sobie wersję polską i przykleiłem na drzwiach mojego pokoju. Od wewnątrz, tak żeby często na to patrzeć i czytać. Ilekroć wychodzę z pokoju, uderza mnie „ZAKAZ MARUDZENIA”. Postawiłem go przede wszystkim i najpierw sobie. I muszę powiedzieć, że wbrew pozorom nie jest łatwo. Może być jednak skutecznie!
ks. Łukasz Kleczka
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. Od 2011 roku przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana.
Reklama