Kto wygrywa w kasynach Las Vegas
Grubi, chudzi, biali i czarni, młodzi i starzy – wszyscy próbują szczęścia przy jednorękim bandycie w stolicy amerykańskiego hazardu. Las Vegas rocznie przyciąga 38 mln turystów, każdy z nich liczy na to, że to właśnie do niego uśmiechnie się los...
- 03/07/2012 11:29 PM
Grubi, chudzi, biali i czarni, młodzi i starzy – wszyscy próbują szczęścia przy jednorękim bandycie w stolicy amerykańskiego hazardu. Las Vegas rocznie przyciąga 38 mln turystów, każdy z nich liczy na to, że to właśnie do niego uśmiechnie się los.
Mimo, iż internet oferuje wiele rodzajów gier bez wychodzenia z domu, korzystając z karty kredytowej, to jednak nie jest w stanie konkurować z emocjami, których doświadcza się przy pociagnięciu za ramię slotowej maszyny po nakarmieniu jej odpowiednią sumą.
Gry hazardowe znane od ponad 4 tys. lat (w Azji wymyślono grę w kości) są częścią historii ludzkości. Niewielu jednak z tych, którzy się hazardowi oddają, do historii przechodzi.
Las Vegas pamięta o rekordowych wygranych i szczegółowo je odnotowuje. To ta część historii miasta, która najbardziej interesuje tu przyjeżdżających.
Dotychczasowy rekord padł niemal dokładnie 9 lat temu – 1 marca 2003 roku. Do Las Vegas z Los Angeles przyjechał na rozgrywki ligi NCAA 25-letni wówczas inżynier komputerowy. Usiadł do jednorękiego bandyty z zamiarem przegrania stu dolarów. Odszedł z najwyższą w dziejach tutejszych kasyn wygraną 39 mln 700 tys. dolarów.
Wielu w tym miejscu westchnie: „to się nazywa mieć szczęście”. Ale jak nazwać wobec tego przypadek Elmera Sherwina, który dwukrotnie zgarnął milionowe wygrane przy slotowym automacie?
Był rok 1989, Elmer Sherwin na co dzień mieszkający w przyczepie w Ohio przyjechał ze swoją byłą żoną do Las Vegas, by odwiedzić rodzinę. Para poszła do jednego z kasyn, by tak jak większość im podobnych, zagrać dla rozrywki. Pan Sherwin szybko przegrał całą gotówkę, którą miał przy sobie, czyli 80 dolarów. Rozgrzany jednak hazardowym wyzwaniem pożyczył od byłej żony 20 dolarów. Najszczęśliwsze 20 dolarów w jego życiu. Bo to właśnie wtedy padła wygrana: 4,6 mln dolarów. W ramach „spłaty” zaciągniętego u byłej małżonki długu, pan Sherwin każdego roku na święta wysyłał jej 10 tysięcy. Pozostałe pieniądze wykorzystał na podróż dookoła świata, a we wrześniu 2005 roku znów usiadł w Las Vegas do jednorękiego bandyty. Miał wówczas 92 lata i ciągle na tyle wypchany portfel, by móc sobie pozwolić na wrzucenie do maszyny ośmiuset dolarów. Najszczęśliwszych ośmiuset dolarów, które zamienił... na 21 milionów.
Historia staruszka z Ohio jest bezprecedensowa. Ale wokół najwyższych wygranych w stolicy amerykańskiego hazardu, są także i tragiczne. Nie brakuje wręcz takich bywalców kasyn, którzy wierzą, że wysoka wygrana w Megabucks jest swoistym przekleństwem. Swój pocżątek narosłe wokół tego legendy mają w historii mieszkanki Reno Rachel Romanick. 38-letni kelnerka z zawodu, matka czterech córek w kwietniu 2009 roku wygrała 33 miliony. Cała Nevada cieszyła się jej szczęściem, bo do rzadkości należą przypadki wygranych wśród rezydentów stanu. Jednak w kilka tygodni po tym, jak los się do niej uśmiechnął przy maszynie, pani Romanick odniosła poważne obrażenia w wypadku samochodowym, w którym zginęła jej siostra. W samochód, którym podróżowały kobiety, uderzyło auto prowadzone przez pijanego kierowcę. Rachel Romanick jest całkowicie sparaliżowana.
O mieszkance Reno, staruszku z Ohio i inżynierze z Las Vegas opowiadają sobie w przerwach między jedym a drugim pociągnięciem jednorękiego bandyty kolejni turyści, którzy przyjechali do Las Vegas po wygraną.
Nie tym razem? Nie szkodzi, przylecimy tu znowu.
Bo zgodnie z lokalnym sloganem: „What happens in Vegas, stays in Vegas” (Co wydarza się w Vegas, zostaje w Vegas).
Małgorzata Błaszczuk
Reklama