Chrystus zmartwychwstał! Prawdziwie zmartwychwstał! Te słowa, zawierające najstarsze wyznanie wiary Kościoła, są wielkanocnym pozdrowieniem, które przekazują sobie chrześcijanie. Wyrażają prawdę o tym, że Jezus Chrystus, który umarł, naprawdę powstał z martwych, powrócił do życia. W słowach tych jest radość, nadzieja, pokój. Dla kogoś, kto wierzy i nie traktuje swojej wiary magicznie.
Wielkanoc dla chrześcijanina nie powinna być wydarzeniem świętowanym tylko raz w roku. Wielkanoc to jest rzeczywistość, która powinna być chrześcijańskim dowodem tożsamości. Każda niedziela jest celebracją zmartwychwstania Chrystusa. Język rosyjski wyraża to dosłownie, gdyż „niedziela” tłumaczy się jako „woskriesienije”, czyli zmartwychwstanie. Tego dnia chrześcijanie gromadzą się na Eucharystii, aby na pamiątkę męki, śmierci i zmartwychwstania Pana Jezusa celebrować Jego realną obecność.
Trzy wielkie dni poprzedzają każdego roku Wielkanoc. W Wielki Czwartek wieczorem jest sprawowana w kościołach Wieczerza Pańska. Pamiątka ustanowienia Eucharystii. Jest w tej liturgii taki moment, który niestety nie w każdym kościele można przeżywać. Moment, w którym kapłan zdejmuje wierzchnią szatę liturgiczną, ornat, zakłada fartuch, bierze miskę i dzbanek z wodą i ręcznik, żeby następnie uklęknąć przed dwunastoma osobami i umyć im nogi. Obrzęd ten, zwany „mandatum”, jest powtórzeniem gestu, który pokazał Pan Jezus w czasie Ostatniej Wieczerzy. Nie jest on wbrew pozorom prosty do powtórzenia, stąd być może tak często się go pomija. Po pierwsze dlatego, że wymaga on wielkiej pokory. Klęknąć przed drugim człowiekiem, żeby mu umyć nogi, to wielka rzecz. Nie każdego stać na to, by tak się uniżyć. Jednak prawda jest też taka, że z drugiej strony bardzo trudno jest przyjąć od kogoś taki gest. Doświadczam tego zawsze, ilekroć przed Wielkim Czwartkiem poszukuję chętnych do wzięcia udziału w obrzędzie. Pojawia się zażenowanie, wstyd, poczucie niegodności, wszystkie możliwe wymówki. Bo co powiedzą inni, jak zareagują, jak będę wyglądać? Jeszcze do ubiegłego roku liturgia zezwalała, by umywać nogi jedynie mężczyznom, tak jak apostołom. Dopiero interwencja papieża Franciszka pozwoliła na dokonanie zmian tak, że wybiera się dzisiaj zarówno mężczyzn, jak i kobiety, ludzi młodych i starszych, zdrowych i chorych, duchownych, konsekrowanych i świeckich. Mimo tego jednak wybór nie jest prosty ze względu na wspomniane opory.
Dla wielu osób liturgia to teatr, w którym coś się odgrywa. Stąd także zmartwychwstanie Pana Jezusa może być traktowane w kategorii wydarzeń magicznych. Liturgia nie jest jednak teatrem, w którym można na coś popatrzeć i coś ocenić, według swojego upodobania. Liturgia jest zespołem znaków, które trzeba odczytać i osobiście przeżyć. Dopiero wtedy odsłoni ona prawdziwą głębię duchową, w którą można się zanurzyć. Trudność umywania nóg drugiemu może wynikać z wielu względów. Może to być złość czy nienawiść, brak szacunku, pycha, która nie pozwala patrzeć na siebie w innych kategoriach, jak tylko, że jestem kimś ważnym, że mam tytuł, zawód, pozycję. Wielkoczwartkowy gest może i powinien być powtarzany przez chrześcijan zawsze, ilekroć gromadzą się na Eucharystii. Może byłoby wskazane, żeby umyć nogi tym wszystkim, wobec których czuje się taką potrzebę? Mąż swojej żonie, ze wzajemnością, dzieci rodzicom lub rodzice dzieciom. To naprawdę wielka rzecz. Ona rodzi niezwykle głębokie uczucia i prowadzi do przebaczenia, które jest fundamentem prawdziwej miłości. Umyć nogi drugiemu, nie patrząc na to, kim jest.
Takie przeżycie prowadzi głębiej, przez tajemnicę męki, osamotnienia, odrzucenia, krzyżowania i śmierci Jezusa, do ciszy Wielkiej Soboty. Ta cisza jest także bardzo wymowna. Wyraża ona jakąś pustkę, jakiś brak. Jest zarazem oczekiwaniem, tęsknotą. Uczniowie Jezusa rozproszyli się, wystraszeni pouciekali. Dzisiaj dzieje się tak samo. Uciekają przed trudnościami, szybko gorszą się postawą innych, zamykają się w swoim egoistycznym świecie, podkreślając rolę osobistej przestrzeni i bezpieczeństwa. Noszą w sercach zwątpienie, zwłaszcza w sytuacjach, w których Bóg jakby milczał, a wokół rozlewało się samo zło. Nie przemawia do nich fakt, że Pan Jezus naprawdę zmartwychwstał i żyje. Zwyciężył cierpienie, zło i śmierć. Dlatego ich wiara skostniała, zamarła.
W wielkanocny poranek biją kościelne dzwony. Wszystko jest jakieś inne. Słychać śpiew ptaków, cieszą kwitnące kwiaty. W kościołach zaś śpiewa się pieśni, które mówią wprost o tym, że grób jest pusty, a Pan prawdziwie zmartwychwstał. Dokładnie tak „jako wprzód mówił”. Wielkanoc daje potrzebny bardzo dystans. Do samego siebie, do innych, do świata. Dystans, który leczy i wyzwala od smutku i lęków, pozwalając się cieszyć z najmniejszych nawet rzeczy, dziękując za nie i będąc otwartym na dobro i na drugiego człowieka. Wielkanoc daje życie.
Takiej wolności, dystansu, radości, szczęścia, pokoju i zaufania pragnę życzyć każdemu. Oby Wielkanoc stawała się coraz bardziej naszą chrześcijańską naturą, pozwalając na zejście z piedestałów i zajęcie miejsca przy drugim, aby umywać mu nogi, oraz na to, żebyśmy sami pozwalali sobie na te codzienne gesty, płynące z serca i miłości.
ks. Łukasz Kleczka
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. Od 2011 roku przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana.
Reklama