Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 września 2024 14:30
Reklama KD Market
Reklama

Lepiej wcześnie niż wcale. Co każdy polonijny rodzic wiedzieć powinien

Lepiej wcześnie niż wcale. Co każdy polonijny rodzic wiedzieć powinien
/a> fot.123RF Stock Photos


Córka Ewy zbliżała się do swoich drugich urodzin, lecz znała tylko kilka podstawowych słów. Pediatra uspokajał, że każde dziecko zaczyna mówić w swoim czasie. Podobny niepokój czuła Justyna, której syn w wieku 13 miesięcy okazywał rozdrażnienie i agresję. Obie matki trafiły ze swoimi dziećmi do programu Early Intervention. Przyznają, że początkowo wahały się zgłosić po pomoc. Przecież nasze polskie dzieci muszą być idealne.

Do programu wczesnej interwencji (Early Intervention, EI) trafiają dzieci do trzech lat życia z wadami rozwojowymi. W przypadku tych najbardziej oczywistych, jak zespół Downa czy porażenie mózgowe, zgłaszane są do programu przez swojego lekarza od pierwszych miesięcy życia. Również dzieci, u których podczas kontrolnych badań lekarskich wykryto opóźnienia czy nieprawidłowości rozwojowe, mogą dostać od swojego lekarza skierowanie na terapie EI. W trzecim przypadku to rodzice często widzą u swoich pociech jakieś nieprawidłowości i opóźnienia. Może 15-miesięczny maluch jeszcze nie chodzi, dwulatek prawie nie mówi, albo dziecko stroni od rówieśników i stale wydaje się rozdrażnione.

Ewa Naumczyk twierdzi, że lekarz pediatra zlekceważył problem córki. – Usłyszałam, żeby się nie przejmować, że zacznie mówić w swoim czasie. Trochę się na nim zawiodłam – mówi. Sama więc zaczęła szukać informacji i dopytywać na temat programu. Justyna Nizio miała więcej szczęścia – lekarz wysłuchał jej obaw i skierował dziecko na ewaluację. Obie matki przyznają, że w zwlekaniu z decyzją o skorzystaniu z programu swój udział miały opinie innych mam. „Przesadzasz”, „Przejdzie mu”, „Wyrośnie z tego” – słyszały w najbliższym otoczeniu. I wreszcie najmocniejszy, a zarazem najbardziej krzywdzący ich zdaniem argument: „Nie zapisuj, bo to dziecku zostanie w papierach”. Justyna Nizio przyznaje, że przez pierwsze półtora roku terapię syna utrzymywała w tajemnicy.

W domu i w przedszkolu

Rodzice, których niepokoją możliwe opóźnienia u dziecka, mogą sami zgłosić się do programu, dzwoniąc pod bezpłatny numer stanowego departamentu służb społecznych (Department of Human Services, DHS). Następny krok to spotkanie z koordynatorem odpowiedzialnym za dystrykt, w którym mieszka dziecko. – W całym stanie jest ich 53, w tym kilku polskojęzycznych. Pracują oni w regionach często zamieszkiwanych przez Polonię – mówi Agata Brantingham, koordynator programu na północno-zachodnich przedmieściach powiatu Cook obejmujących miejscowości od Arlington Hts na wschód, w tym Niles. Regionalny koordynator przyjeżdża do domu, ma okazję poznać dziecko w jego codziennym środowisku, przeprowadza dokładny wywiad, wysłuchuje obaw rodziców. Również podczas tej wizyty szczegółowo wyjaśnia, na czym polega program.

Kolejny etap to ewaluacja dziecka przez specjalistów, którzy przeprowadzają testy rozwoju fizycznego, emocjonalnego, logopedyczne itp. – Jeżeli w danej dziedzinie u dziecka stwierdzone zostanie przynajmniej 30-procentowe opóźnienie, wówczas kwalifikuje się na terapię. W zależności od potrzeb dziecko może otrzymać jedną lub więcej terapii. Może to być fizykoterapia, terapia sprawności manualnej i sensorycznej, terapia słuchu i logopedyczna, terapia rozwojowa, psychologiczna, terapia zachowania, czy też pomoc pracownika socjalnego lub grupy rodziców. Sesje terapeutyczne zazwyczaj odbywają się raz w tygodniu – wyjaśnia Iwona Sikorska, terapeutka mowy pracująca w programie wczesnej interwencji.

Z programu wczesnej interwencji korzysta mało polskich rodzin. Dużą rolę odgrywa tu brak informacji, błędne informacje i niechęć części polonijnych lekarzy wobec programu"



Córka Ewy zakwalifikowała się na terapię mowy. A ponieważ chodzi do przedszkola, polskojęzyczne terapeutki na sesje przychodzą do przedszkola. 8-letni dziś syn Justyny otrzymywał dwie terapie – zajęciową i mowy. Matka podkreśla, że rodzice również muszą być zaangażowani i korzystać z technik, których uczą terapeuci. Krótkotrwałą terapię odbyła też jej niespełna trzyletnia córka, u której stwierdzono tylko minimalne opóźnienie. Terapia pozwoliła jej wyrównać się rozwojowo do poziomu innych dzieci w jej wieku. Niedawno wykonana ewaluacja wykazała, że mała nie potrzebuje już więcej pomocy.

Po polsku i dla każdego

Najlepszą wiadomością jest to, że program jest dostępny dla każdego. Dzięki dofinansowaniu ze stanu Illinois osoby z ubezpieczeniem stanowym (AllKids) nie ponoszą żadnych kosztów. W przypadku innych rodzin opłaty za sesje terapeutyczne uzależnione są od dochodu na osobę; ewentualne opłaty są dość niskie. Przykładowo dla czteroosobowej rodziny, której roczny dochód wynosi od 45 000 do 48 600, miesięczna opłata za sesje terapeutyczne wynosi 10 dolarów. Czteroosobowa rodzina zarabiająca do 60 700 rocznie zapłaci 20 dol. miesięcznie. Zakwalifikować mogą się nawet zamożniejsze rodziny.

– Choć w programie pracują polskojęzyczni terapeuci, to nie jest ich wielu i nie wszyscy są w stanie dojechać do wszystkich zakątków aglomeracji Chicago. Jeżeli program nie może znaleźć danego terapeuty mówiącego po polsku, wówczas wraz z anglojęzycznym terapeutą przysyła polskojęzycznego tłumacza – mówi Iwona Sikorska. Ponadto, jak podkreślają mamy, terapeutę można zmienić. – Zanim zrezygnujesz z programu, poproś o innego terapeutę. Sama tak zrobiłam i teraz mamy specjalistę, z którego jestem bardzo zadowolona – podpowiada Ewa Naumczyk.

A co, jeśli dziecko skończyło już trzy latka, a nadal potrzebuje terapii? Dalszą pomoc uzyska w rejonowej szkole publicznej w programie przedszkolnym, gdzie pracują specjaliści z różnych dziedzin. Co jakiś czas dziecko przechodzi ewaluację, która wykazuje, czy i w jakim stopniu nadal potrzebuje pomocy terapeutów. Oczywiście w szkołach publicznych programy te są całkowicie bezpłatne. Ponadto wiele szkół w rejonach zamieszkanych przez dużą polską społeczność ma personel mówiący po polsku – dodaje Sikorska.

Zdrowie i rozwój

Nasze rozmówczynie podkreślają, że z programu wczesnej interwencji korzysta mało polskich rodzin. Ich zdaniem dużą rolę odgrywa tu brak informacji, błędne informacje i niechęć części lekarzy wobec programu. – W naszej kulturze dłużej pozwalamy dzieciom być dziećmi, a większość polskich lekarzy tradycyjnie bardziej stawia na zdrowie niż na rozwój – twierdzi Agata Brangingham. Stąd bierze się argument „wyrośnie z tego” słyszany niejednokrotnie z ust pediatrów.

Ewa Naumczyk chwali sobie fachowość, skuteczność, ale też niesamowitą wygodę terapii, którą odbywa córka w przedszkolu. Nie wspominając nawet, że mała aż podskakuje z radości, gdy wie, że przychodzą panie terapeutki. Justyna Nizio dziś nie wyobraża sobie, jak poradziłaby sobie z synem bez programu. Obie matki chwalą postępy, jakie zaobserwowały u swoich pociech. – Te terapie to nie wymysł rodziców. Jeżeli ewaluacja wykaże, że dziecko jej nie potrzebuje, to jej nie otrzymuje – zgadzają się matki. Kogo lepiej słuchać: matczynego instynktu i porady fachowców czy niedoinformowanych koleżanek z parku? I co jest ważniejsze, dobro dziecka czy fakt, że cokolwiek zostanie dziecku „w papierach”? Ewa i Justyna znają odpowiedź.

Więcej informacji na temat programu Early Intervention można uzyskać pod numerem tel. 1(800) 447-6404 lub na stronie internetowej www.dhs.state.il.us (hasło „Early Intervention”)

Joanna Marszałek

[email protected]

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama