Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 13 października 2024 17:20
Reklama KD Market

Real Madryt liderem, Barcelona przegrała w La Coruni



Piłkarze Realu Madryt wykorzystali nieoczekiwaną porażkę Barcelony i po 27 kolejkach objęli prowadzenie w tabeli hiszpańskiej ekstraklasy. W niedzielę, mimo wpadki swojego bramkarza, wygrali z Betisem Sewilla 2:1 i mają dwa punkty przewagi oraz mecz zaległy.

"Królewscy" zaczęli jednak nerwowo. W 25. minucie fatalny błąd popełnił bramkarz Keylor Navas, który sam - w niegroźnej sytuacji, po obronie strzału rywali - wepchnął piłkę do siatki. Przez kwadrans Betis dzielnie się bronił, aż do głosu doszedł Cristiano Ronaldo. Portugalczyk w 40. minucie doprowadził do wyrównania.

To było jego 19. trafienie w lidze w tym sezonie. Do lidera klasyfikacji strzelców Argentyńczyka Lionela Messiego z Barcelony traci cztery gole.

Decydującą bramkę zdobył w niedzielę na dziewięć minut przed końcowym gwizdkiem Sergio Ramos, który nie po raz pierwszy wybawił zespół z opresji. Nie może zatem dziwić, że "Marca" relację z meczu opatrzyła wymownym zdjęciem kapitana "Królewskich" i tytułem: "Szef ligi".

W doliczonym czasie gry Betis miał jeszcze szansę na wyrównanie, ale świetnie zachował się Navas, który wybronił trudną piłkę, uderzoną głową, czym zrehabilitował się za wcześniejszy blamaż.

Parę godzin wcześniej bolesnej - trzeciej w sezonie w La Liga - porażki doznali piłkarze Barcelony. Na wyjeździe ulegli Deportivo La Coruna 1:2. To kosztowało ich stratę pozycji lidera w tabeli Primera Divison. Teraz do Realu tracą dwa punkty, ale stołeczni mają jeszcze jeden zaległy mecz do rozegrania.

W niedzielę Deportivo, z bramkarzem Przemysławem Tytoniem w rezerwie, przerwało trwającą 19 kolejek serię ligowych występów "Barcy" bez porażki. Poprzednio drużyna z Katalonii nie dopisała sobie punktów 2 października 2016, kiedy na wyjeździe uległa Celcie Vigo (3:4).

Barcelona w niedzielę podeszła do spotkania po euforii, jaką wywołała niesamowita wygrana z Paris Saint-Germain 6:1 w rewanżowym spotkaniu 1/8 finału Ligi Mistrzów. Mimo że Champions League udało się jeszcze uratować, to mistrzostwo kraju zaczyna piłkarzom trenera Luisa Enrique uciekać.

- Szkoda że musimy od razu wracać do gry, bo zawodnicy chcieliby mieć chwilę, żeby uczcić awans do 1/4 finału LM z rodzinami. Tymczasem czekają nas treningi, bo jeden nieudany mecz mógłby wszystko przekreślić - mówił jeszcze przed niedzielną potyczką szkoleniowiec.

Zmęczeniem fizycznym i psychicznym rywalizacją z PSG nie tłumaczył porażki Luis Suarez.

- Mecz z PSG nie miał wpływu na naszą dyspozycję dziś. Mieliśmy wystarczająco dużo czasu, żeby odpocząć się właściwie się przygotować. Deportivo broni się przed spadkiem i spodziewaliśmy się trudnej przeprawy. Zwłaszcza w pierwszej połowie pozwoliliśmy jednak gospodarzom na zbyt wiele i dzięki temu oni uwierzyli, że mogą nam dziś zrobić krzywdę - analizował Urugwajczyk.

Z kolei obrońca Gerard Pique dodał: - Myślę, że przed tygodniem każdy z fanów Barcy wziąłby w ciemno takie rozwiązanie, że odrabiamy czterobramkową stratę z PSG kosztem porażki w La Coruni. Mistrzostwa jeszcze nie przegraliśmy i na pewno z niego nie rezygnujemy.

Barcelona przegrała z Deportivo po raz pierwszy od 2008 roku, a zwłaszcza w ostatnich latach miała dobre wspomnienia ze stadionu Riazor, kolejno: 3:1, 4:0, 5:4, 4:0 i wreszcie przed rokiem 8:0.

W sobotę bolesny remis z Leganes (1:1) musieli przetrawić piłkarze Sevilli. Już po raz drugi z rzędu podzielili się punktami i wprawdzie zostali na trzecim miejscu w tabeli, ale te "oczka" mogą mieć znaczenie w końcowym rozrachunku.

(PAP)

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama