Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 14:31
Reklama KD Market
Reklama

Pal Amerykaninie, pal



Każda osoba, która zdecyduje się na spalenie flagi USA powinna ponieść surowe konsekwencje, włącznie z utratą obywatelstwa i karą więzienia – uważa Donald Trump. Tweet prezydenta elekta znów wywołał gorącą dyskusję na temat granic wolności słowa i możliwości ograniczenia swobód obywatelskich.

Akt spalenia flagi nie budzi w większości z nas większej sympatii, nie jest jednak sam w sobie w USA czynem karalnym. Zawdzięczamy to orzeczeniu Sądu Najwyższego, który uważa że czyn ten mieści się w granicach wolności słowa, gwarantowanej obywatelom przez pierwszą poprawkę do Konstytucji USA. Jedyną karę, jaką możemy ponieść to grzywna porządkowa np. za wzniecanie ognia w miejscu publicznym.

Zdecydował jeden głos

Precedensowy werdykt wydano w 1989 roku. Sąd Najwyższy minimalną większością głosów (5-4) orzekł na korzyść Gregory’ego Joey Johnsona, który 5 lat wcześniej, podczas narodowej Konwencji Partii Republikańskiej w Teksasie spalił flagę w proteście przeciwko polityce prezydenta Ronalda Reagana. Johnsonowi groził wówczas rok więzienia i wysoka grzywna, gdyż zgodnie ze stanowym prawem popełnił przestępstwo. Sąd Najwyższy unieważnił jednak wyrok niższej instancji uznając, że popełniony przez niego czyn mieści się w granicy konstytucyjnej swobody wyrażania poglądów. Rok później (1990) Kongres uchwalił Flag Protection Act, penalizując świadomy akt spalenia flagi. Sąd Najwyższy podobnie uznał prawo za niekonstytucyjne.

Nie był to koniec legislacyjnych wysiłków podejmowanych w Kongresie. Za każdym razem jednak projekty ustaw grzęzły w jednej z izb i nie przeszły całej prawnej ścieżki. Jedną z ostatnich prób przyjęcia poprawki do Konstytucji USA zakazującej palenia flagi podjęto w 2006 roku. Paradoksalnie, jednym ze sponsorów projektu była ówczesna senator z Nowego Jorku, Hillary Clinton.

Żałoba po wyborach

Ostatnia wypowiedź Donalda Trumpa miała zapewnie związek z wydarzeniami na jednym z kampusów uniwersyteckich w Massachussets (Hampshire College w Amherst), na którym najpierw doszło do spalenia jednej flagi, a później obniżono inną do połowy. Wszystko w proteście przeciwko wynikowi wyborów prezydenckich. “Palenie flagi powinno być uznane za niezgodne z prawem – wyjaśniał później rzecznik prasowy teamu Trumpa Jason Miller – prezydent elekt wspiera pierwszą poprawkę, ale jest różnica między wolnością słowa a paleniem amerykańskiej flagi”. Z drugiej strony barykady stanęła od razu Amerykańska Unia Swobód Obywatelskich (American Civil Liberties Union), uznając tweet prezydenta elekta za “nieamerykański”. Wsparł ją nie tylko Biały Dom, według którego wszyscy powinniśmy bronić pierwszej poprawki, ale także szef republikańskiej większości w Senacie Mitch McConnell. “Mamy długą tradycję traktowania z respektem form wypowiedzi, które uważamy za niemiłe. Popieram orzeczenie Sądu Najwyższego w tej sprawie” – napisał senator w oświadczeniu.

Kto po Scali?

Tweet prezydenta elekta nie mógł jednak przejść obojętnie, bo już wkrótce zdecyduje on o nominacji sędziego Sądu Najwyższego. Zasiądzie on na miejsce po zmarłym kilka miesięcy temu Antoninie Scali. Zapewnie w ciągu najbliższej kadencji Trump dokona kolejnych nominacji. Podczas kampanii wyborczej Trump wyrażał się z uznaniem o dorobku Scali, uważanego za jednego z najbardziej konserwatywnych członków 9-osobowego gremium sędziowskiego. Mówił też głośno, że będzie szukał kandydata o podobnych poglądach. Ale w 1989 roku Scalia zagłosował razem z większością, uznając akt spalenia flagi za konstytucyjne prawo obywatelskie.

Przy wyborze nowego sędziego (lub sędziów) poglądy na temat palenia flagi z pewnością nie będą kwestią najważniejszą, choć szerokie granice wolności słowa są jednym z fundamentów amerykańskiej demokracji. Sąd Najwyższy może wpływać na dużo więcej dziedzin naszego życia, wypowiadając się choćby w kwestii aborcji, imigracji, czy kary śmierci. W zależności od tego, czy w 9-osobowym gremium większość mają sędziowie konserwatywni, czy liberalni, interpretacja praw wynikających z konstytucji może być krańcowo różna. Żyjący dłużej mogą jeszcze pamiętać czasy, kiedy przerywanie ciąży było w wielu stanach nielegalne, a kara śmierci uznana za zbyt “okrutną i niecodzienną”, czyli niezgodną z konstytucją. Także palenie flagi było przecież w USA nielegalne aż do 1969 r., kiedy po protestach przeciwko wojnie w Wietnamie Sąd Najwyższy unieważnił świeżo uchwaloną ustawę Federal Flag Desecration Law.

Prawna huśtawka

To legislacyjne wahadło znów może się odwrócić, jeśli Donald Trump nominuje do Sądu Najwyższego sędziów mających “jastrzębie” podejście do problemu palenia flagi. Odmienna interpretacja dotycząca granic pierwszej poprawki może doprowadzić do penalizacji bezczeszczenia czy ignorowania narodowych symboli Stanów Zjednoczonych. Nie tylko zresztą dotyczy to samej czynności palenia. Sąd Najwyższy na przykład podtrzymuje konsekwentnie swoje orzecznictwo z 1943 roku dotyczące “Pledge of Allegiance”, czyli deklaracji wierności wobec flagi USA, a pośrednio wobec całych Stanów Zjednoczonych. Od ponad 70 lat nie wolno zmuszać dzieci w szkole do jej wygłaszania.

W Niemczech ostrzej niż w… Chinach

W większości krajów na świecie profanowanie, czy palenie flag, czy symboli narodowych wiąże się z wymiernymi sankcjami. W Japonii można za to zapłacić grzywnę i zostać skazanym na roboty publiczne. We Włoszech grozi to 10 tysiącami euro mandatu i nawet dwoma latami więzienia. W Izraelu za spalenie flagi narodowej można pójść siedzieć na 3 lata, a w Niemczech (oprócz grzywny) – nawet na 5 lat. To o dwa lata więcej niż grozi za to samo przestępstwo w Chinach. We Francji nie można palić flagi podczas zgromadzeń publicznych pod karą do 6 miesięcy więzienia i/lub do 7,5 tys. euro grzywny. Salomonowe rozwiązanie wprowadzono w Danii. W ramach egzekwowania zasady wolności słowa wolno tam spalić własną flagę narodową. Jednak podobny występek z flagą innego kraju podlega już penalizacji, bo w grę wchodzi polityka zagraniczna i ochrona międzynarodowych interesów kraju.

Polskie prawo jest tu jednoznaczne. Artykuł 137 Kodeksu karnego mówi wyraźnie w paragrafie 1: “Kto publicznie znieważa, niszczy, uszkadza lub usuwa godło, sztandar, chorągiew, banderę, flagę lub inny znak państwowy, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.” I dalej w §2: “Tej samej karze podlega, kto na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej znieważa, niszczy, uszkadza lub usuwa godło, sztandar, chorągiew, banderę, flagę lub inny znak państwa obcego, wystawione publicznie przez przedstawicielstwo tego państwa lub na zarządzenie polskiego organu władzy”. To na tej podstawie wszczęto śledztwo po spaleniu na ulicach Warszawy flagi Ukrainy podczas marszów i manifestacji w polskim Dniu Niepodległości.

Emocje emocjom nierówne

Specyfika amerykańskiej demokracji jest jednak odmienna. To co dla wielu państw narodowych jest symbolem wielowiekowej przynależności etnicznej i kulturowej, w USA jest wynikiem umowy społecznej opierającej się na trójpodziale władzy. Warto tu wspomnieć chociażby o sporej grupie Amerykanów odczuwających silniejszą więź z flagą Konfederacji, niż z flagą państwa federalnego. Teksańczycy z ogromną dumą traktują swoją Lone Star, traktując stanową flagę jak symbol własnej odrębności. Emocje Polaków związanych z biało-czerwoną są więc nieco odmienne od tego, co obywatele USA odczuwają na widok Stars and Stripes.

Palenie flagi nie jest jedyną formą wyrażania poglądów krytykowaną przez Donalda Trumpa. Dzisiejszy prezydent elekt sugerował podczas kampanii wyborczej przystrzyżenie piór prasie, aby ograniczyć głosy krytyczne wobec własnej osoby i innych postaci życia publicznego. Jeśli zacznie wywiązywać się z tych obietnic – zrobi się naprawdę ciekawie.

Jolanta Telega

[email protected]

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama