Kiedy Ameryka jeszcze spała, w wyborczy wtorek, samolot lądował w Krakowie. Każdy przylot do Europy oznacza dla mnie kilka nieprzespanych nocy. Tak było i teraz. Dzięki temu mogłem świadomie śledzić zmieniające się co chwilę wyniki wyborów prezydenckich w USA oraz pojawiające się w internecie gorące komentarze.
O 4 nad ranem polskiego czasu, kiedy na myśl przychodziły mi słowa „Czarnego bluesa o czwartej nad ranem”, znanej piosenki Starego Dobrego Małżeństwa, wyborcze wyniki w Stanach wskazywały wyraźnie na zwycięstwo Donalda Trumpa, co zresztą potwierdziło się ostatecznie kilka godzin później. Czułem się jak na meczu sportowym, obserwatorem gorączkowego zmagania się o zwycięstwo. Dzisiaj świat tonie w komentarzach. Bardzo przekonujące są dla mnie opinie znajomych Amerykanów, wszak to wybory ich prezydenta, ich wybory. Trudno być oczywiście obojętnym wobec amerykańskich wyborczych wyników oraz ich wpływu na politykę światową, trzeba jednak przede wszystkim uszanować wolę ludzi żyjących tam i tworzących amerykańskie społeczeństwo. Polskie media niezwykle intensywnie zaangażowały się w wieczór wyborczy w USA. Nie zawsze jednak obiektywnie. Amerykanie szukając powrotu do dawnej Ameryki, ze swoją stabilnością i wielkością, oddali głos na Donalda Trumpa.
Jako ksiądz katolicki staram się unikać komentarzy politycznych, zwłaszcza na kościelnej ambonie. Bardzo mi zależy na tym, żeby każdy człowiek, bez względu na opcje polityczne i wszelakie preferencje, mógł czuć się w kościele jak „u siebie”. Zadaniem Kościoła jest głoszenie Ewangelii Jezusa Chrystusa i formacja sumień w duchu chrześcijańskim, w duchu Ewangelii. Nie chcę dzielić ludzi. Z drugiej strony mam prawo, jak każdy obywatel, do swojego zdania, i takie też posiadam. Wszak to ja także buduję państwo, w którym żyję, biorąc w ten sposób za nie odpowiedzialność. Nieprawdą jest, że chrześcijanin katolik nie powinien „mieszać się do polityki”, jak się to często upraszcza. Więcej, powinien mieć znaczny wpływ na politykę. Pan Jezus powiedział swoim uczniom: „Oddajcie więc cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga” (Mt 22, 21). Nie można zatem separować życia wiary od świata polityki, a że to czasami niektórych boli, rodząc agresję, to z faktu panicznego nieraz lęku o to, by jednak wiara nie miała zbyt mocnego wpływu na politykę, która ubrudzona bywa finansami, korupcją i kłamstwem. Nie jestem zwolennikiem jakiejkolwiek manipulacji, zwłaszcza jeśli miałaby ona dotyczyć wykorzystania wiary dla celów politycznych. Uważam jednak, że moja wiara powinna kształtować w sposób właściwy moje myślenie i opcje polityczne, a przede wszystkim powinna mieć wpływ na system wartości, którym się w życiu kieruję. Słowa Pana Jezusa nie wskazują na jego stosunek do panującej władzy. Pytanie faryzeuszów miało na celu podstępne przychwycenie Jezusa na wyrażeniu politycznych opinii, dzięki którym mogliby go oskarżyć. Dlatego pytając go o kwestię płacenia podatków, narażali go w pewnym sensie na „wpadkę”. Gdyby odpowiedział, że należy się ona tylko cezarowi, który był władcą imperium i nazwał siebie bogiem, Jezus okrzyknięty zostałby bałwochwalcą. Gdyby zaś zabronił płacić kontrybucji okupantowi, szybko by to doniesiono władzy i skazany by został politycznie. Komu zatem płacić? I po ile? Odpowiedź jest jasna: „Cezarowi to, co należy się jemu, a Bogu to, co należy się Bogu”.
Papież Franciszek komentując te kwestie, powiedział kiedyś w homilii w rzymskim Domu św. Marty, że „dobry katolik miesza się do polityki, dając z siebie to, co najlepsze, aby rządzący mógł rządzić” oraz że obywatele nie mogą nie interesować się polityką. „Muszę uczynić wszystko, co w moich siłach, aby rządzili dobrze, starając się jak najpełniej uczestniczyć w życiu politycznym. Polityka – mówi nauka społeczna Kościoła – jest jedną z najwznioślejszych form miłości, gdyż jest służbą dobru wspólnemu. Nie mogę umyć rąk. Wszyscy musimy coś dać z siebie”. Pytając o to, co dla katolika jest najlepsze, by wnieść w politykę, odpowiada: Modlitwa. Już św. Paweł zachęcał rządzonych, by wznosili modlitwy za wszystkich sprawujących władzę, abyśmy mogli prowadzić życie ciche i spokojnie, za wszystkich ludzi: za królów i za wszystkich sprawujących władzę, dlatego Kościół codziennie we mszy św. modli się „za sprawujących władzę”, bez względu na to, jaką stronę polityczną reprezentują i kim są. Bo jeśli potrzebują nawrócenia, także w tym kierunku, by bardziej i odpowiedzialnie kochali lud, któremu służą, to zawsze taka modlitwa jest potrzebna.
Rozumiał to sługa boży ks. Piotr Skarga SJ, pisząc znaną i odmawianą w wielu polskich kościołach modlitwę za ojczyznę i za rządzących: „Ześlij Ducha Świętego na sługi Twoje, rządy kraju naszego sprawujące, by wedle woli Twojej ludem sobie powierzonym mądrze i sprawiedliwie zdołali kierować”. W nieoficjalnym amerykańskim hymnie śpiewa się, z najwyższym szacunkiem: „God Bless America”, „Boże błogosław Amerykę”. Boże, błogosław świat. Wśród różnych opinii związanych z nowo wybranym prezydentem USA przeczytałem także taką: „Osobiście nie mam sympatii ani do Trumpa, ani do Clinton. Pewnie dlatego, że żadne z nich nie jest wzorem cnót. Chcę jednak pamiętać, że w Starym Testamencie Jahwe spełnił swe plany przez Nabuchodonozora, władcę nierządnego Babilonu”. Dlatego nie ulegając nic niezmieniającej już histerii, warto patrzeć w przyszłość z chrześcijańską nadzieją i szukając dobra, to dobro samemu czynić. Boże, błogosław Amerykę!
ks. Łukasz Kleczka
Reklama