Obliczył grecki deficyt, teraz znienawidzony broni się w sądzie
- 11/02/2016 02:11 PM
Gdy w Grecji wybuchł kryzys zadłużenia Andreas Georgiu, który przez 21 lat pracował w MFW w USA, wyjechał do Aten, by naprawić greckie statystyki. Ale po tym, jak obliczył grecki deficyt, oskarżono go o działanie na szkodę kraju i wytoczono serię procesów.
"Kocham Grecję i chciałem mieć swój wkład w naprawę kraju w trudnej sytuacji" - mówi PAP 55-letni Georgiu. Spotykamy się u niego w domu pod Waszyngtonem. Przez ponad godzinę opowiada, jak jego życie zamieniło się w koszmar, gdy sześć lat temu postanowił rzucić świetną pracę w Międzynarodowym Funduszu Walutowym i wyjechał do Grecji.
Grecja została już odcięta od rynków finansowych, gdy po dojściu do władzy nowego rządu wyszło na jaw, że kraj od lat zaniża swoje zadłużenie. Ale wciąż nie wiadomo było, jak wielkie jest naprawdę. Georgiu, który od dawna mieszkał w USA, tu skończył studia, uzyskał doktorat z ekonomii i od 21 pracował w MFW na różnych wysokich stanowiskach, poczuł, że musi pomóc. Przez kilka ostatnich lat w MFW zajmował się głównie statystykami. Gdy więc dowiedział się, że Grecja szuka nowego szefa greckiego urzędu statystycznego Elstat, zgłosił swoja kandydaturę. Został wybrany.
"Nie pojechałem do Grecji, by naprawić gospodarkę - zastrzega w rozmowie z PAP. - Miałem znacznie skromniejszy, aczkolwiek ważny cel, by uporządkować greckie statystyki, tak by były dokładne i wiarygodne" - mówi. Wiarygodne statystyki były Grecji niezbędne, by negocjować z UE i międzynarodowymi partnerami program pomocy finansowej oraz ewentualne umorzenie zadłużenia.
Ale bardzo szybko po przyjeździe do Aten Georgiu zorientował się, że jego praca nie jest mile widziana, a członkowie rady Elstatu, mianowani z klucza politycznego, mają zupełnie inna wizję tego, czym są statystyki. "Od pierwszego dnia chcieli pracować po staremu. Poprosili, by liczby (przed oficjalnym opublikowaniem) poddawać pod głosowanie. Nie zgodziłem się, bo to byłoby nielegalne. I oczywiście to absurdalne, by głosować w sprawie liczb - wspomina. - Powiedziałem im: mamy wsparcie ekspertów z Eurostatu. To sprawa czysto techniczna i będziemy dokładnie przestrzegać zasad".
Kilka miesięcy później, gdy Georgiu finalizował obliczanie deficytu, odkrył, że jego skrzynka pocztowa została zhakowana. Przedstawiciel związków zawodowych pokazał mu dokument z jego prywatnego maila. "Gdy zapytałem, skąd go zdobył, powiedział, bym się nie martwił, bo takie rzeczy dzieją się w Grecji" - relacjonuje. Zgłosił to na policję, która ustaliła, że jeden z członków rady Elstatu częściej logował się do poczty mailowej Georgiu niż on sam.
Georgiu twierdzi, że członkowie rady próbowali odwieść go od publikacji danych o deficycie, ale on nie uległ ich presji. Jesienią 2010 roku poinformował Eurostat, że deficyt Grecji wyniósł w 2009 roku 15,4 proc. PKB, o około 4 mld euro więcej niż do tej pory sądzono. Eurostat po raz pierwszy od lat nie zgłosił tzw. rezerwy; uznał obliczenia Georgiu za dokładne i wiarygodne. Ale dla greckiego rządu oznaczały one konieczność renegocjacji pierwszego pakietu naprawczego z MFW i UE, a co za tym idzie dalsze oszczędności. Georgiu coraz częściej słyszał od polityków, że działa w zmowie z trojką i zagranicznymi bankami, które wymuszają na społeczeństwie drakońskie cięcia. Zaczął otrzymywać listy z pogróżkami. W jednym znalazł własne zdjęcie z pętlą wokół szyi. Jeden z członków rady Elsatu zadeklarował w mediach, że Georgiu powinien zostać powieszony.
Sprawy przybrały naprawdę poważny obrót, gdy specjalny prokurator ds. gospodarczych poinformował go o wszczęciu dochodzenia, by sprawdzić, czy doszło do zawyżenia deficytu. W marcu 2012 roku własne śledztwo rozpoczęła też komisja parlamentarna. Co prawda nie doszukała się w pracy Georgiu żadnych błędów, ale opozycyjna Nowa Demokracja Antonisa Samarasa zbojkotowała jej wnioski i zapowiedziała własne dochodzenie, gdy dojdzie do władzy.
W styczniu 2013 roku prokurator ds. gospodarczych przedstawił zarzuty. Georgiu został oskarżony o wyrządzenie szkód Grecji na kwotę 170 mld euro, czyli tyle, ile Grecja musiała pożyczyć między 2011 a 2013 rokiem plus odsetki. "To oczywisty absurd. Grecja miałaby teraz największą nadwyżkę w historii ludzkości (skoro tej pożyczki nie potrzebowała), gdyby Andreas Georgiu nie przyjechał do Grecji, by działać w zmowie z Eurostatem" - tłumaczy Georgiu. Został oskarżony w oparciu o ustawę o korupcji z 1950 roku, za co grozi mu kara dożywotniego więzienia. Ponadto prokurator postawił zarzut niedopełnienia obowiązków służbowych, bo nie poddał deficytu pod głosowanie oraz nie zwoływał posiedzeń rady. Georgiu tłumaczy, że nie mógł tego robić, po tym jak zhakowano jego maile.
Pierwszy sędzia badający sprawę odrzucił zarzuty o działanie na szkodę państwa, ale - jak wspomina Georgiu - podniosła się polityczna i medialna wrzawa i sprawa ponownie trafiła do drogę sądową. 1 sierpnia br. Sąd Najwyższy odesłał ją do sądu apelacyjnego. Jednocześnie w czerwcu został skazany na rok więzienia w zawieszeniu za zniesławienie, bo w jednym z wywiadów zapytał: "Jak to możliwe, że ja jestem ścigany i oskarżony, a nikt z osób, które pracowały przede mną, gdy greckie statystyki były fałszowane, co potwierdził Parlament Europejski i Eurostat".
Aż do 2 sierpnia ub. roku, gdy skończył mu się pięcioletni kontrakt, Georgiu pracował jako szef Elstatu. W tym czasie jego urząd obliczał deficyt za kolejne lata, według tej samej metodologii co za rok 2009. Ani razu Eurostat nie zakwestionował jego obliczeń. Używa ich MFW i UE a także ministerstwo finansów Grecji, gdy występuje do kredytodawców o dalszą pomoc lub umorzenie długu.
Georgiu uważa, że stał się kozłem ofiarnym dla polityków. "Jestem bardzo wygodnym kozłem ofiarnym za problemy gospodarcze kraju. Mówią, że gdyby nie ja, to nie musieliby przechodzić przez te wszystkie reformy" - mówi PAP. Uważa też, że jego sprawa jest "skandalem europejskim". "Byłoby naprawdę szkoda dla demokratycznej Unii Europejskiej, gdyby na swym terenie miała politycznego więźnia, uwięzionego za przestrzeganie prawa" - powiedział.
Trzech unijnych komisarzy pisało do Aten ws. Georgiu; w sierpniu br. odpowiedzialna za statystyki komisarz Marianne Thyssen powtórzyła w komunikacie prasowym, że obliczone przez niego dane są dobre. Grupa międzynarodowych statystyków i ekonomistów zbiera pieniądze, by pomóc mu opłacić koszty sądowe oraz alarmuje media, by nagłośnić jego historię.
"Pojedź do Grecji i po dwóch minutach usłyszysz, że są ofiarami, a Pan Georgiu narzędziem trojki. Taka narracja dominuje w Grecji. Uważam, że jest niesłuszna i powinna być odrzucona przez wszystkich odpowiedzialnych greckich polityków" - powiedział PAP znany francuski ekonomista Nicolas Veron. Jego zdaniem UE powinna silniej zaangażować się w obronę Georgiu. "Może się zdarzyć, że będą podobne przypadki nacisków na statystyków w innych krajach UE" - stwierdził.
Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)
Reklama