W szpitalu w Charlotte w Karolinie Północnej zmarł w czwartek mężczyzna, który poprzedniego dnia został postrzelony w tym mieście podczas protestów przeciwko brutalności policji - poinformował dziennik "Charlotte Observer", powołując się na policję.
Podczas starć z siłami porządkowymi, które użyły przeciwko demonstrantom gazu łzawiącego, gumowych kul i granatów hukowo-błyskowych, 26-letni mężczyzna został postrzelony w głowę. Władze zapewniają jednak, że nie przez policję.
Protesty w Charlotte, które przerodziły się w zamieszki, zapoczątkowało zastrzelenie przez funkcjonariusza we wtorek 43-letniego czarnoskórego Keitha Lamonta Scotta. Według policji nie zareagował on na wezwanie, by rzucił broń. Z kolei rodzina i świadek utrzymują, że w chwili zdarzenia mężczyzna trzymał książkę.
Rodzina Scotta zażądała od władza upublicznienia nagrania wideo przedstawiającego zdarzenie.
Według antypolicyjnej organizacji utworzonej na bazie ruchu protestu, Mapping Police Violence, dokumentującej podobne zdarzenia, śmierć Scotta jest 214. zabójstwem czarnoskórej osoby przez policję w tym roku w USA. Nie ma podobnych danych rządowych na szczeblu krajowym.
W czwartek wieczorem czasu lokalnego na ulicach Charlotte ponownie zaczęli gromadzić się demonstranci.
Wcześniej gubernator Karoliny Północnej ogłosił w mieście stan wyjątkowy. Wprowadzono tam godzinę policyjną, zapowiadając, że każdy, kto pozostanie na ulicach, zostanie aresztowany. Do Charlotte skierowano w celu wsparcia lokalnej policji Gwardię Narodową i policję drogową. (PAP)
Reklama