Pan Bóg, w którego wierzę i któremu wierzę, często mnie prowokuje. Słowo, którego słucham każdego dnia, jest czymś, co dociera w sam środek mojego dzisiaj. Tak było w ostatnią niedzielę. Moja głowa i codzienność zajęte były wieloma sprawami, mocno angażującymi. I nagle, otwieram Biblię i czytam… słowa, które mówią do mnie tu i teraz. Chciałbym się podzielić tym, co mnie dotknęło ostatniej niedzieli, czymś bardzo ważnym, co chrześcijaństwo, słusznie nazywa sercem Dobrej Nowiny, czyli Ewangelii.
Najpierw Stary Testament i Księga Wyjścia. Słyszę słowa o sobie. To znaczy o człowieku, który stwarza sobie bożki i stawia je na miejscu Boga Jedynego. Czemu to robi? Bo ma w sobie często chory obraz Boga. Okrutnego, zawistnego, wymagającego, bijącego za każdy popełniony błąd. Nigdy nie potrafiłem zaśpiewać zwrotki popularnej bardzo, zwłaszcza wśród dawnej Polonii, pieśni „Serdeczna Matko”, gdzie jest mowa o Ojcu, który rozgniewany siecze. I szczęśliwy, kto się do Matki uciecze. Jak to, siecze? Czy taki jest nasz dobry Bóg? Niestety, myślimy często stereotypami. I dlatego bojąc się, nie chcemy takiego Boga, szukamy lepszego. I tych innych, „lepszych” bożków stawiamy na Jego miejscu. A mimo to odkrywam Boga, który wciąż daje szanse, jest dobry i nie chce karać.
Zaraz za tym odkryciem idzie Paweł Apostoł. Lubię to jego do bólu szczere mówienie o sobie. Że był bluźniercą, prześladowcą i oszczercą Jezusa Chrystusa i chrześcijaństwa. Ale mimo to został wybrany do bycia apostołem. Dlaczego? Bo wierzył, że „Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników”. I przyznał, że spośród nich, on jest pierwszy. Za to kocham Pawła. Świętego Pawła. Za szczerość i prawdomówność. Często publicznie mówię o tym, że jestem grzesznikiem, większym niż inni. Chodzę do spowiedzi może nawet częściej niż inni i zawsze mówię to samo, że jestem wielkim grzesznikiem, ale mimo tego, w największych upadkach, nie przestaję mówić: „Jezu Chryste, Synu Boga żywego, ulituj się nade mną! Nigdy, nigdy nie przestanę Cię kochać!”. Dlatego, jak Paweł, wiem, co to znaczy miłosierdzie. Nie tylko co to znaczy, ale ile znaczy!
I w końcu sam Jezus Chrystus w Ewangelii. Pierwsza rzecz, która mnie uderzyła, to piękny obraz, który pokazuje, jak do Jezusa przychodzą „wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać”. Celnicy i grzesznicy… To ludzie napiętnowani, wykluczeni, źle przyjmowani. Zobaczyłem w nich twarze ludzi zbuntowanych, rozwodników, homoseksualistów, żyjących w nowych związkach, uzależnionych, tych, którym się w życiu nie udało, którzy niosą cierpienie w swoich wnętrzach, wykorzystywanych, starych, chorych, osamotnionych. To oni, mimo bólu, cierpienia i buntu, przychodzą do Jezusa, żeby Go słuchać. To jest obraz, który mnie najbardziej wzrusza, bo widzę na nim samego siebie. Mimo wszystko chcę słuchać Jezusa i wiem, że On mnie nie potępi, że On chce mnie zbawić!
Oczywiście faryzeusze i uczeni w Piśmie szemrają: „Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi”. Skąd ja to znam? To szemranie, krytyka, ocenianie, przekreślanie i zabijanie drugiego. Wszędzie. Ludzie uważający się za „lepszych”, którzy jednym cięciem zabijają tych „gorszych”, eliminując ich z „dobrego” i „świętego” społeczeństwa. Oni nie mogą zgodzić się na Boga, który kocha każdego i na każdym człowieku Mu zależy. Oni żyją swoim obrazem Boga, fałszywym i trudnym do zrozumienia.
I wobec tego, coś niezwykłego następuje w Ewangelii, w Dobrej Nowinie. Jezus opowiada aż trzy przypowieści. W dwóch pierwszych mówi o zagubionej owcy i drachmie, które są poszukiwane i ile radości jest z ich znalezienia. W końcu historia dwóch synów, spośród których jeden jest ten marnotrawny, „trędowaty” i ojca, miłosiernego i kochającego. Czytając kolejny raz tę historię, odnalazłem w niej siebie i wiele moich sióstr i braci. Nikt nie jest wykluczony i przeklęty! Dobry Ojciec nas kocha i czeka na nas, rozumie. Wszak On sam pozwolił na nasze odejście, dając to, co się nam należy. Bo On jest właśnie taki! Cierpliwie czekający. I to mnie wzrusza w Ewangelii. Ten Bóg. I za to Go kocham. Że przyjmuje mnie, marnotrawnego.
Takie to myśli mnie nurtują, kiedy czytam Słowo Boże. I kocham Boga, za to jaki jest. Daje mi siłę i nadzieję, pokazuje, że pierwsza jest Miłość, bezwarunkowa, prosta, boska. Kocham Boga, bo On mnie po prostu… rozumie!
ks. Łukasz Kleczka
fot.Unsplash/pixabay.com
Reklama