12 września mija 25 lat od śmierci Feliksa Konarskiego „Ref-Rena”, twórcy słynnej pieśni „Czerwone maki na Monte Cassino”. W Chicago, gdzie mieszkał z żoną Niną Oleńską, od 1965 r., pamiętany jest przede wszystkim jako poeta, kompozytor, pisarz i twórca grupy teatralnej, którą nazywał „Stajnią Ref-Rena”. Członkowie elitarnej trupy wspominają Ref-Rena jako płodnego utalentowanego twórcę i artystę oraz wspaniałego człowieka i przyjaciela.
Kolega Felek
Barbara Kożuchowska została zaproszona do zespołu 1969 r. jako młoda dziewczyna. Ref-Renowi spodobał się jej występ w spektaklu teatru „Reduta”. Wkrótce stała się członkiem trupy i stałym bywalcem w mieszkaniu Konarskich na polonijnym Jackowie, koło Andy's Deli, gdzie odbywały się się próby i spotkania towarzyskie. − Mimo że różnica wieku między nami a nim była szalona, to uważaliśmy Felka za naszego kolegę i kumpla, z którym można było rozmawiać o wszystkim. Jak miałam chandrę, przyjeżdżałam do Felusia. Częstował dobrą kawką espresso i koniaczkiem, i wtedy człowiek żalił się, wylewał z siebie wszystkie bolączki. Po wizycie czułam się już lepiej − opowiada Kożuchowska.
Zawsze była ogromną wielbicielką jego talentu, jako tekściarz stworzył ogromną liczbę piosenek. Każda się jej podobała i każda była piękna, łatwo wpadająca w ucho, i pozostająca w pamięci. Konarski to według Kożuchowskiej przede wszystkim „ piosenkopisarz”. Wspomina, że tłumaczył też przeboje z obcych języków, między innymi piosenki z filmów „Godfather” i „Love story”. − Ale jego teksty były dużo lepsze niż oryginały. Wzbogacał je, dodawał im głębi − zaznacza.
Jak wspomina, oprócz piosenek Ref-Ren tworzył też poezję, skecze i formy sceniczne. We wszystkich tych gatunkach jawił się jako dobry obserwator, komentator i świetny satyryk. − Opisywał nasze wady oraz rzeczy, które działy się w Polsce i na świecie, tematy ważne, które nam były bliskie, takie jak tęsknota za ojczyzną, tułaczka po świecie w czasie wojny, klęska wrześniowa. Z tym się wszyscy możemy identyfikować. To jest wciąż aktualne. Dodatkowo jego twórczość przedstawia wydarzenia historyczne w sposób bardzo przystępny, lepiej niż podręczniki historii. Mam nadzieję, że kiedyś zainteresują się nią od strony akademickiej naukowcy historycy − mówi Kożuchowska.
Są ludzie niezastąpieni...
Julitta Mroczkowska-Brecher dołączyła do „Stajni Ref-Rena” w 1972 r. niedługo po przyjeździe do Stanów. Była wtedy młodą aktorką z Wrocławia. Na próbie, która odbywała się w domu Konarskiego przytuliła się do jego żony, Niny Oleńskiej. Czuła się jak mała dziewczynka, ponieważ wszyscy zebrani byli co najmniej o dwa pokolenia od niej starsi. Dano jej coś do głośnego przeczytania. − Po próbie, Nina, która była poważną stroną małżeństwa, bo Ref-Ren nie zajmował się prozą życia, powiedziała: „będziesz nasza”. I tak zostałam przez następne lata. Zaczęłam od grania „refrenowskiej” wnuczki, potem przeszłam na córkę, na żonę. I zawsze śmiałam się, że przyjdzie taki moment , kiedy zagram babcię Ref-Rena. Niestety do tego nie doszło, bo… ja się starzałam, a on stał w miejscu − śmieje się Mroczkowska-Brecher.
Jak wspomina, Konarski był człowiekiem o niezwykłej witalności, niezwykłym uroku osobistym, a przy tym szalenie skromny. Aż za skromny. Wstydzący się swojej popularności. Zawsze miał lekki uśmieszek zażenowania, gdy ktoś mu składał gratulacje. Nigdy nie mówił podniesionym głosem. Był bardzo delikatny, o wielkiej kulturze osobistej, o ogromnym wdzięku. Uwielbiał ludzi i zawsze był nimi otoczony. „Refrenowie” nie mieli dzieci i przyjaciele stanowili ich rodzinę. − Należałam do grona najbliższych przyjaciół Ref-Rena, bo jako jego współpracownicy, my aktorzy spędzaliśmy mnóstwo czasu ze sobą. To był inny świat dla osoby urodzonej w powojennej i komunistycznej Polsce. To był świat praktycznie rzecz biorąc z książek, taka Polska z fin de siècle. Konarski i jego przyjaciele opowiadali mnóstwo o swoim życiu i tułaczce wojennej. To było spotkanie z przeszłością w najpiękniejszej formie. To była żywa historia, która była przekazywana nam z ust do ust − dodaje Julitta Mroczkowska-Brecher.
Ref-Ren był według niej niezwykle płodnym i wrażliwym człowiekiem. Zainteresowanym każdym aspektem życia, polityką, zmianami społecznymi i moralnymi. Śledził uważnie wszystko, co się działo na świecie, a szczególnie w Polsce, bo za nią bardzo tęsknił, ale za tą przedwojenną, tej współczesnej Polski się bał. − Mimo że był bardzo otwarty, miał szerokie kontakty z ludźmi, to bał się tam pojechać, co wiele razy to wyrażał w swoich wierszach i piosenkach. Później już po rządach komunistycznych, jak zaczęła się odwilż i uśmiechy władz w jego kierunku ,obiecał, że tam pojedzie. Wojciech Młynarski przygotował piękne przedstawienie na jego cześć i koncert, ale niestety nie doczekał − mówi aktorka.
[blockquote style="1"]Niezapomniane maki Słowa do "Czerwonych maków" Feliks Konarski "Ref-Ren" napisał podczas ostatniego natarcia polskich żołnierzy w bitwie pod Monte Cassino. Czas i miejsce powstania pieśni, a także jej wzruszające i głęboko patriotyczne słowa sprawiły, że "Czerwone maki" stały się pieśnią symbolem bohaterstwa polskich żołnierzy w czasie II wojny światowej, znaną i rozpoznawaną przez każdego Polaka. Oryginalne, archiwalne wydanie "Czerwonych maków", wraz z zapisem nutowym jest w posiadaniu Barbary Chałko, krewnej Ref-Rena. W maju 2014 r. zapis został po raz pierwszy w historii opublikowany na łamach "Dziennika Związkowego".
Tak o pieśni mówił jej autor Feliks Konarski: “Napisałem w swoim życiu ponad dwa tysiące piosenek. Były wśród nich wesołe i sentymentalne, z sensem i bez sensu, dobre i złe, wartościowe i nijakie. Niektóre z dnia na dzień stawały się piosenkami popularnymi – inne przemijały bez echa… Jedna tylko potrafiła w tak szybkim czasie przełamać wszystkie istniejące na świecie granice i połączyć rozrzuconych po najdalszych zakątkach ziemi Polaków: piosenka „Czerwone maki na Monte Cassino”.[/blockquote]
Feliks Konarski zachorował na raka kości. Aktorzy przychodzili do niego do szpitala prawie codziennie, ale skrzętnie ukrywano przed nim diagnozę, on sam nie chciał jej znać, próbował normalnie funkcjonować. − Dopóki nie wiedział co mu jest, było ok. Ale jak tylko lekarz w szpitalu go poinformował, zrezygnował z walki i zapadł w śpiączkę, i wkrótce zmarł. Na krótko przed śmiercią, gdy jeszcze był przytomny rozmawiałam z nim o wyjeździe do Polski, mówiłam, że musi nabrać sił. A on odpowiedział, że ma wrażenie, że już tam był, bo oficjalnie został tam zauważony. Miał poczucie spełnienia. I odszedł spełniony, otoczony przyjaciółmi. – Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale to nieprawda. Są. I Ref-Ren był jednym z nich.
Wielki i utalentowany, ale skromny
Liliana i Andrzej Piekarscy przyjechali z Polski do Chicago w roku 1983 z Kapelą Czerniakowską, z programem o Warszawie, sprowadzeni przez znanego wówczas impresario Jana Wojewódkę. −To był w Polsce okres zawieszenia stanu wojennego i udało mu się sprowadzić zespół za ocean. Po tournée w Kanadzie i Stanach nasz pobyt się przedłużył. Z teatrem Ref-Rena nawiązaliśmy kontakt dzięki przypadkowi. Kolega, z którym pracowałem, zaproponował mi, żeby zaśpiewał na jego ślubie. Zgodziłem się, organista, który akompaniował to był Henryk Wawrzyczek pracujący w teatrze Ref-Rena. Opowiedział mu o nas. Ref-Ren zgodził się z nami spotkać i mieliśmy ten zaszczyt, że zaproponował nam pracę w swoim teatrze − opowiada Andrzej Piekarski.
Zrobił na Piekarskich ogromne wrażenie, jako wspaniały aktor, kompozytor, wykonawca oraz bardzo skromny i ujmujący człowiek. Praca z nim była czymś wspaniałym . Choć był wielkim człowiekiem, nie wywyższał się, nie narzucał swoich koncepcji, zawsze tylko proponował rozwiązania. Swoje programy nazywał rewiami, a dobór wykonawców był świetny. − Odpowiadał nam jego sposób pracy kompozytorskiej i poetyckiej. Czuliśmy ten klimat. Był zafascynowany głosem mojej żony Liliany i nawet poświęcił jej kilka piosenek. Choć odszedł 25 lat temu, my ciągle pamiętamy wspaniałą atmosferę, którą stwarzał, jego życzliwość. Trzeba podkreślić, że wszystkich członków zespołu traktował jak kolegów.
Jak wspomina Liliana Para-Piekarska, Konarski był też wspaniałym gawędziarzem. − Cudownie spędzaliśmy z nim czas i z całym zespołem. Czuliśmy się jak u siebie, w uroczym, cudownym rodzinnym domu, w jednej wielkiej rodzinie. Mogliśmy przyjść nawet ze swymi kłopotami i się pozwierzać. Urządzał dla nas przyjęcia i przyjątka, np. „dzień barbórek”, przysyłał piękne zawiadomienia. Pamiętam też, że Felek zawsze wiedział, jak przydzielić role. Nawet gdy ja sama nie byłam przekonana, on wiedział lepiej. Bardzo chciał, żebym nagrała płytę z jego piosenkami, ale ciągle się nie składało. Dopiero po jego śmierci spełniliśmy jego życzenie z pomocą Barbary Chałko, która jest jego spadkobierczynią i nagraliśmy z mężem płytę z wybranymi kilkoma piosenkami Ref-Rena.
Ocalić od zapomnienia
Bogdan Kowalski, właściciel studia produkcji wideo, jest kronikarzem życia i twórczości Ref-Rena i jego aktorów. Artystę poznał w 1988 roku. − Dowiedziałem się o jego występach z ogłoszenia i nawet zdziwiłem się, że jest w Chicago, bo zawsze wydawało mi się, że mieszka w Londynie. Przybyłem na występy z kamerą i zapytałem, czy mogę nagrywać. Otrzymałem pozwolenie. Potem nagrywałem następne występy i tak zostałem kronikarzem „Stajni Ref-Rena”.
Kowalski jest ogromnym wielbicielem twórczości Ref-Rena i samego artysty jako człowieka. Cenił go nie tylko za talent, ale też pogodę ducha, wrażliwość i patriotyzm. Aktualnie Kowalski zajmuje się realizacją wersji filmowej monodramu Ref-Rena „Rozmowa z Niną” oraz wszystkich materiałów, które udało mu się zgromadzić o artyście, a jest tego kilkadziesiąt godzin. − Monodram „Rozmowa z Niną” powstał po śmierci jego żony Niny Oleńskiej. Jest to historia twórczości i działalności artystycznej Ref-Rena, od momentu jak się poznali, chyba w 1930 r. na samym początku jego kariery − opowiada Kowalski i ocenia, że film będzie gotowy w listopadzie.
Trudno chyba znaleźć wdzięczniejszy temat na dokument. Rzecz o Ref-Renie to przecież rzecz o Polsce, Polonii i naszej historii, której on był częścią i współtwórcą.
Alicja Otap
[email protected]
Zdjęcia z archiwum Barabary Kożuchowskiej
Feliks Konarski, znany jako Ref-Ren, urodził się 9 stycznia 1907 r. w Kijowie, zmarł 12 września 1991 r. w Chicago. Był poetą, piosenkarzem, kompozytorem, aktorem, reżyserem, autor tekstów kabaretowych i piosenek. Absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Podczas studiów zaczął występować w teatrze i na estradzie. Debiutował w 1925 r. jako autor tekstów piosenek i skeczy. Następnie stał się też wykonawcą, kompozytorem i aktorem. Współpracował z teatrzykami Qui Pro Quo, Mignon, Wesoły Murzyn i Morskie Oko.
Okres okupacji spędził w II Korpusie Armii Polskiej generała Władysława Anders. Był członkiem Teatru Żołnierza Polskiego, stacjonującego pod Monte Cassino i szefem artystycznym Czołówki Teatralnej Polish Parade, z którą przeszedł cały szlak bojowy. Autor wielu pieśni żołnierskich, z których najsławniejszą są " Czerwone maki na Monte Cassino", napisane w nocy z 17 na 18 maja 1944 r. we Włoszech do muzyki Alfreda Schütza. Po wojnie mieszkał w Wielkiej Brytanii, Francji i Kanadzie. Z żoną, aktorką Niną Oleńską, prowadził w Londynie Teatr Ref-Rena. W 1965 r. osiadł na stałe w Chicago, gdzie kontynuował działalność artystyczną z grupą aktorów, którą nazywał żartobliwie "Stajnią Ref-Rena". Prowadził także teatrzyk „Pod anteną". Pisał piosenki i monologi, a także skecze i wiersze. Koncertował dla Polonii w USA, Kanadzie, Anglii i Francji. Śmierć przerwała mu przygotowania do prezentacji swojej twórczości w Polsce.
Pogrzeb Ref-Rena w Chicago. Zdjęcia: Marek Dobrzycki