Premier Belgii Charles Michel oświadczył w sobotę, że atak z użyciem maczety, w którym ranne zostały dwie policjantki w Charleroi, według wstępnych ustaleń wygląda na "akt terroryzmu". Napastnik, który krzyczał "Allah akbar", został postrzelony i zmarł.
Premier potępił zamach i napisał na Twitterze: "Nasze myśli zwracają się ku ofiarom, bliskim i policjantom. Śledzimy sytuację". W związku z sytuacją szef rządu przerwał urlop na południu Francji i wraca do kraju na nadzwyczajne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego w niedzielę.
"Pierwsze ustalenia bardzo wyraźnie prowadzą w kierunku terroryzmu" - powiedział Michel telewizji RTL.
Sprawca w sobotę po południu przyszedł przed główny posterunek policji w Charleroi, mieście położonym w Walonii, około 60 km na południe od Brukseli. Według publicznego nadawcy VRT sprawca sięgnął po maczetę, gdy funkcjonariuszki chciały go przeszukać w punkcie kontrolnym utworzonym przed głównym miejskim komisariatem w ramach środków ostrożności po atakach w Belgii i Francji w minionych miesiącach.
"Natychmiast wyciągnął maczetę ze sportowej torby i, krzycząc +Allah akbar+, zadał gwałtowne ciosy w twarz dwóch policjantkom, które pełniły służbę przed posterunkiem" - powiedział rzecznik policji David Quinaux.
Ogień do napastnika otworzyła trzecia policjantka. Sprawca zmarł później w szpitalu od odniesionych obrażeń.
Według agencji Belga jedna z policjantek została ranna w twarz, a druga odniosła lekkie obrażenia. "Naszym koleżankom nic już nie zagraża" - poinformowali policjanci na Twitterze.
Nie ma dotychczas informacji o tożsamości sprawcy. Belgijskie media podały, że nie miał on przy sobie dokumentów.
Służby bezpieczeństwa Belgii utrzymywane są w stanie podwyższonej gotowości. 22 marca doszło do zamachów na lotnisku Zaventem i w brukselskim metrze, w których zginęło 35 osób, w tym trzej zamachowcy samobójcy. Do dokonania zamachów przyznało się Państwo Islamskie.
Premier ostrzegł wówczas, że jest przekonany, iż w Europie, w tym także w Belgii, dojdzie do nowych zamachów i że nie można mówić o czymś takim, jak "zerowe ryzyko".
Po marcowym zamachu alert terrorystyczny podniesiono do najwyższego, czwartego stopnia, a następnie obniżono o jeden stopień i alert ten nadal obowiązuje.
Minister spraw wewnętrznych Belgii Jan Jambon nazwał sobotni zamach "tchórzliwym atakiem" i poinformował, że niezależna od rządu instytucja bada obecnie, czy trzeci poziom alertu jest adekwatny do skali zagrożenia w kraju.
Agencja AFP przypomina, że zamach, do którego doszło w Paryżu w listopadzie ubiegłego roku, był zorganizowany przez belgijską komórkę terrorystyczną, a w ostatnich miesiącach policja zatrzymała w Belgii cztery osoby podejrzane o przygotowywanie zamachów. Ministerstwo spraw wewnętrznych podaje, że 457 Belgów wyjechało z kraju, by walczyć u boku dżihadystów w Syrii lub Iraku.(PAP)
fot.Julien Warnand/EPA
Belgijskie służby antyterrorystyczne
Reklama