W Światowych Dniach Młodzieży uczestniczyłem tylko raz w życiu. Był 1991 rok, zaczynałem ostatnią klasę liceum. Do Częstochowy przyszliśmy pieszo, idąc pielgrzymką z Rybnika. Bardzo przeżyłem ten czas. Choć nie widziałem z bliska papieża, to przecież nie o to chodziło. Czułem jego obecność, słuchałem tego, co do nas mówił. Pamiętam wielki ścisk na placu przed jasnogórskim szczytem w Częstochowie. Wielość języków, kultur i ras. Kiedy falując w prawo i lewo śpiewaliśmy „Abba, Ojcze!”, hymn ówczesnego spotkania, wszyscy trzymaliśmy się za ręce. To były mistyczne dni, niepowtarzalne i niezapomniane. Pierwszy raz doświadczyłem innego Kościoła. Roześmianego, tańczącego, przyjaznego, bliskiego. Młodzi tak wtedy, jak i dzisiaj eksplodują życiem, pod warunkiem jednak, że mają je w sobie. Charyzmatyczny ojciec pokolenia JP2, św. Jan Paweł II czuł to na tyle dobrze, że zapalając ogień w młodych, od razu ukierunkowywał go ku rozwojowi, ku przyszłości. Nie miałem okazji być na kolejnych ŚDM-ach. Bo czas seminarium, bo specyficzna posługa kapłańska nie związana z młodzieżą, studia i inne racje spowodowały, że uczestniczyłem tylko duchowo, przed ekranem telewizora. Czułem jednak klimat. Bo będąc raz na ŚDM, to uczucie zachowuje się na całe życie.
Właśnie trwają te niezwykłe dni w Krakowie. Kiedy piszę ten tekst, wszystko się dopiero zaczyna, jeszcze nie ma papieża, dopiero młodzi zlecieli do Krakowa, jednak od tygodnia dzieje się wiele. Czytając relacje ze spotkań w diecezjach polskich, oglądając liczne filmiki udostępniane na Facebooku przez znajomych, słuchając relacji rodzin – jest radość! Bo nie może być inaczej, kiedy dzieje się tyle dobra i kiedy kolejny raz płonie ogień młodości, mocny, bo płynący z setek tysięcy rozentuzjazmowanych serc. Czytam na Twitterze wpis pewnej dziennikarki: „Dwie narracje o ŚDM: 1. Radość, gościnność, troska, wspólnota, modlitwa (to widzę) 2. Utrudnienia, niebezpieczeństwo, koszta, foch (to czytam)”. Genialna obserwacja! Dodatkowych informacji dostarcza mi mój brat, który od dziewięciu lat mieszka w Krakowie i jest w ŚDM zaangażowany. Czuję, jak i mnie, zupełnie podświadomie, udziela się ta podwójna narracja o dniach młodzieży. Mam też świadomość, że udziela się to nie tylko mnie. Pytam: co to da? Jaki to ma cel?
W ostatnich tygodniach nasilają się informacje o terrorystycznych zamachach na świecie. To jeden z problemów, który stanął na drodze wielu młodym, a może nawet nie tyle im samym, ile ich rodzicom i opiekunom, by zdecydować się na wyjazd na ŚDM do Krakowa, no bo co, jeśli coś się stanie? Myślę o tym, że jednym ze sposobów działania Złego jest zastraszanie. Nie kwestionuję oczywiście faktu realnych zagrożeń, ale czy nie odwagą się zwycięża? I jestem przekonany, że duchowy i czysty entuzjazm młodzieży, w połączeniu z modlitwą, z jednej strony mierzi Zło do granic możliwości, a z drugiej jest jak jeden z kamieni, którymi młody król Dawid zwyciężył Goliata.
Znajomy na Facebooku pisze właśnie, że „tańczą, śmieją się, bawią! Światowe Dni Młodzieży wystartowały!”. Mimo upływu lat, duchowy ogień płonie, zawsze tak samo. Nawet jeśli na wszelki sposób próbuje się go zgasić i stłumić – będzie płonął. Patrzę na mszę rozpoczynającą ŚDM i ogarnia mnie wzruszenie. Modlitwa młodych, ich uśmiechnięte twarze, trzymające się dłonie różnych ras i kultur, ocierane szczere łzy… To są nowi ludzie nowego świata! To są fakty, które widzę i czuję, mając zaszczepione w sobie wspomnienia z 1991 roku.
Wracam do podwójnej narracji ŚDM. Czemu ona służy? Fakty, które przeczą temu, o czym się mieli w mediach, a co, niestety, odnosi sukces choćby w tym, że wielu mieszkańców Krakowa uciekło na urlopy właśnie teraz. Bo co? Bo zagrożenie przyjechało do miasta, zakłócając święty spokój? Inny znajomy pisze: „Wszyscy się pozdrawiają, przy scenie na Rynku oraz Mickiewiczu po drugiej stronie festyn na całego. Francuzi opanowują pomnik, długo śpiewają. Żałujcie, że tego nie widzicie, bo ci ludzie są pełni ognia. Cieszę się, że to dopiero początek, bo tego ognia będzie jeszcze więcej”. Oby było i oby ten ogień wypalał zło i nienawiść, podsycaną ciągle i na wszelkie sposoby. Młodzi bohaterowie ŚDM w Krakowie, są po prostu cudowni. Wierzę, że doświadczenie tych dni pozostanie w nich na zawsze, tak jak ciągle żyje we mnie. A także to, czego doświadczają w Polsce, naszej spontanicznej gościnności i serdeczności. Jest radość! Jest moc!
ks. Łukasz Kleczka
fot.Stanisław Rozpedzik/EPA
Reklama