Miniony maj był w Chicago jednym z najbardziej krwawych w ostatnich latach. Szef policji Eddie Johnson zapewnia, że dołoży starań, by wzmocnić bezpieczeństwo na ulicach. W całym kraju w dużych miastach znacznie wzrosła liczba zabójstw.
W maju tego roku w 318 strzelaninach w Chicago śmierć poniosło 66 osób, a 397 odniosło obrażenia. Dla porównania, w tym samym miesiącu przed rokiem odnotowano 264 strzelaniny, 47 zabitych i 300 rannych.
Szef policji chicagowskiej Eddie Johnson powiedział, że przemocy nie wolno akceptować i zapewnił, że dołoży starań, by zwiększyć bezpieczeństwo na ulicach.
Jednak nadinspektor nie przewiduje zwiększenia liczby policjantów w najbliższym czasie, ponieważ najpierw chce się upewnić, że są należycie wykorzystane aktualnie dostępne zasoby personalne i środki materialne.
Zdaniem szefa policji, trzeba też położyć większy nacisk na lepsze wyszkolenie policjantów. Jak podkreślił, sporo już zostało zrobione w tej dziedzinie; policjanci przeszli trening w zakresie obsługi paralizatora. Plusem, według niego jest też to, że powiększa się liczba policjantów noszących kamery na mundurach.
Johnson zaapelował do społeczeństwa o bliższą współpracę z policją. Zwrócił się też do rodziców, aby lepiej kontrolowali dzieci i upewniali się z kim i gdzie przebywają.
W innych dużych miastach w w USA także notuje się znaczny wzrost liczby zabójstw w porównaniu w poprzednim rokiem. Chicago ze zwyżką 70 proc. zajmuje czwarte miejsce w kraju. Na pierwszym miejscu plasuje się Arlington w Teksasie − 100 proc., na drugim Las Vegas − 81 proc., na trzecim Dallas − 73 proc. i na piątym (za Chicago) jest Newark − 60 procent. Tylko niewielką zwyżkę odnotowano w Waszyngtonie − 6 procent.
Niedawno “New York Times” pod względem przestępczości porównał zachodnie i południowe rejony miasta do tak niebezpiecznych państw jak Brazylia i Wenezuela.
(ao)