Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 17:38
Reklama KD Market

„Biała sukienka”, czyli o odkrywaniu sacrum

Film Michała Kwiecińskiego, pt. „Biała sukienka”, nakręcony w 2003 roku, jest dla mnie od kilku lat dziełem niemal kultowym, szczególnie w okresie święta Bożego Ciała. Nakręcony w ramach bardzo dobrego cyklu: „Święta polskie”, z doskonałymi rolami Pawła Małaszyńskiego i Sambora Czarnoty. Akcja dzieje się w dzień Bożego Ciała na trasie Warszawa-Białystok. Fabuła filmu wprowadza w rzeczywistość dwóch zwaśnionych ze sobą rodzin, bogatej i biednej, które przygotowują się do procesji w podbiałostockiej wsi. Obserwujemy do ostatniego momentu trwające kłótnie, których głównym wątkiem jest tytułowa biała sukienka. Dziewczynce z biednej rodziny sukienka spaliła się przy prasowaniu, przyjaciółka z bogatej rodziny pożycza jej swoją, co jest powodem kłótni ich rodziców. Drugi wątek to przypadkowe autostopowe spotkanie dwóch młodych mężczyzn, rówieśników. Jeden gra pewnego siebie mądralę, mającego sposób na łatwe życie. Drugi jest jego totalnym przeciwieństwem, mającym inne poglądy, a w pewnym momencie wyjdzie na jaw, że jest katolickim księdzem. Cała ich podróż wypełniona jest dyskusją światopoglądową, która odbywa się w klimacie przygotowań do Bożego Ciała, utrudniających podróżowanie samochodem przez polskie wsie.

Każdy z głównych bohaterów filmu prezentuje jakieś podejście do tego, co właśnie się dzieje, a tak naprawdę, na głębszym poziomie, do kwestii wiary i jej znaczenia w życiu. Zwaśnione rodziny są przykładem „dobrych katolików”, nie tylko przez chodzenie do kościoła w niedzielę, ale też poprzez aktywne zaangażowanie w życie parafii. Niesienie baldachimu z procesji jest wyrazem wielkiego uznania, można się w ten sposób pokazać innym. Niestety brak w tym wszystkim głębi. Wszystko jest bardzo powierzchowne, na pokaz, żeby inni widzieli. Chciałoby się powiedzieć nieco sarkastycznie: „Skąd my to znamy?”. Wszak to rzeczywistość wielu z nas, Polaków-katolików, na pozór wzorowych. A w życiu… wiele pozostaje do życzenia, także, a może przede wszystkim w relacjach pod jednym dachem, z rodziną, sąsiadami czy znajomymi w pracy. Bardzo ciekawe jest w filmie przedstawienie różnych światopoglądów rówieśników. W jednym kpina z „sacrum”, kreowanie samego siebie, jako człowieka doskonale odnajdującego się w nowych czasach i prądach ideologicznych, pewniaka i macho. W drugim spokój, umiejętność słuchania i obserwacji i duchowa siła.

W centrum zaś jest rzeczywistość sacrum. Benedykt XVI powiedział kiedyś, w Boże Ciało zresztą, że „sacrum ma funkcję wychowawczą, a jego zniknięcie nieuchronnie zubaża kulturę, w szczególności formację nowych pokoleń”. Ośmieszanie, zeświecczanie lub wykreślanie sacrum z życia, prowadzi do zaniku głębszych wartości. W tej sytuacji człowiek znajdzie sobie coś innego, jakiś substytut sakralności, bo tak naprawdę nie potrafi egzystować w pustce. Zostaje mu wtedy materializm, hałas, konsumpcja, używanie, a w efekcie wewnętrzny i zewnętrzny chaos. Myślę zatem, że nie tylko warto mieć szacunek dla sakralności, wyrażanej na przykład w procesji Bożego Ciała, ale trzeba przełamać się w kierunku uwewnętrznienia jej treści, a przez to do refleksji nad swoim sposobem myślenia i działania. Refleksji, która oby poprowadziła do szczęśliwej i dobrej konkluzji.

Ks. Łukasz Kleczka

fot.Tomasz Gzell/EPA
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama