Koniec roku szkolnego. Począwszy od najmłodszych, aż do młodych dorosłych, spotkać można charakterystycznie poubieranych w kwadratowe czapki oraz tuniki w różnych kolorach. Dumni studenci oraz ich najbliżsi zapraszają na uroczystość zakończenia szkoły. Jest radość. Ciekawostką jest, że w Słowniku Języka Polskiego, wyraz „graduacja” oznacza „wykreślenie na mapach linii oznaczających długość i szerokość geograficzną”. Potocznie zaś „uroczyste wręczenie dyplomów absolwentom szkoły”. Chociaż wydawać by się mogło, że wyraz ten pochodzi od łacińskiego „gradus”, czyli „krok, stopień”, to jednak autorzy naszego rodzimego słownika są innego zdania. Pewien anonimowy uczony komentator napisał krytycznie: „Będąc wykładowcą, ile mam sił zwalczam nazwę graduacja dla uroczystości zakończenia studiów z obrzędowością zaczerpniętą ze szkół amerykańskich. Sam obrzęd na uczelniach polskich jest nowością, może i wartą akceptacji – taka nowa świecka tradycja, ot... Ale nazwa jest niedopuszczalna. Zaczerpnięta ze slangu ponglish”. Nie zamierzam polemizować, osobiście jednak uważam, że to nie tylko „taka nowa, świecka tradycja”. Chyba każdy jakoś pamięta stopnie swojej własnej edukacji i ich zakończenie. To są zawsze ekscytujące chwile.
Pozostając jednak w zgodzie z językiem ojczystym, wykreślenie linii oznaczającej długość i szerokość geograficzną oznacza precyzyjne wyznaczenie punktu na mapie. Tyle, że w naszym przypadku chodzi o mapę życia. Kiedy zapytałem moich studentów z ostatniej klasy polonijnego liceum, gdzie zamierzają się dalej uczyć i kim chcą zostać, usłyszałem zaledwie kilka zdecydowanych odpowiedzi. Najczęściej odpowiadali, że jeszcze nie wiedzą, że jeszcze jest czas na decyzje. Póki co – szkoła i praca, a to wystarczająco absorbujące i czasochłonne połączenie. Ten brak zdecydowania, wynikający bądź z niepełnej jeszcze dojrzałości, bądź z lęku przed życiem, stał się czymś dość powszechnym. Wiek podejmowania decyzji życiowych ciągle przesuwa się do przodu, wydłużając tym samym okres bycia dzieckiem. Uważam, że nie jest to dobre i żal mi tych niezdecydowanych młodych ludzi, bo wiem, że za ileś lat to oni będą żałować, że wybrali tak późno. Szkoła nie może być tylko czasem zdobywania wiedzy. Oczywiście, dobrze i rzetelne nauczanie jest celem nadrzędnym, ale musi iść w parze z wychowaniem. Kultura osobista, światopogląd, a także zdolność dokonywania wyborów, pisania własnej mapy życia, po to, by wyznaczyć na niej konkretne punkty, czyli graduować.
Kiedy kończyłem liceum, wiedziałem, że następnym krokiem będzie pójście do zgromadzenia zakonnego i seminarium. To nie była decyzja podjęta w ciągu ostatniego roku szkoły. Nie była to też ucieczka od życia. Moja decyzja dojrzewała we mnie od wielu lat. Czułem ją i czekałem na dzień, w którym się spełni i będę mógł postawić ten upragniony krok. Nie było to łatwe. Moi rodzice próbowali przekonać mnie, że wybieram się za daleko (moje seminarium mieściło się 260 km od domu). Bali się, czy podołam, czy wiem, co robię. Pamiętam, jak z pomocą przyszła mi babcia. Powiedziała takie przysłowie: „Jak sobie pościele, tak się wyśpi”. Wiedziałem, że to musi być moja i tylko moja decyzja. I wiedziałem, że dzień wyjazdu z domu jest początkiem długiej, niepewnej i czasami niebezpiecznej podróży. Do dzisiaj jestem wdzięczny za przysłowie mojej babci. Ono wskazuje na potrzebę samodzielności, na odwagę życia.
Na mapie życia pojawiają się kolejne punkty. Graduacja jest czymś, co raz po raz przydarza się każdemu. Jest czymś koniecznym. Już bez kwadratowej czapki na głowie i bez tuniki. Bez rodziców i najbliższych w pobliżu. Jest czymś, co domaga się uwagi, skupienia, albo, jak to określa św. Ignacy Loyola, domaga się rozeznawania. Jest to proces, który potrzebuje czasu. No, ale przecież tu chodzi o wielkie sprawy. O życie. Nie tylko moje, ale także innych, którzy stanowią jego cząstkę.
Z moimi graduującymi uczniami stanę wokół ołtarza w kościele. Na dziękczynieniu, czyli na Eucharystii. Wiem, czym ta Eucharystia jest. Obok słowa „dziękuję”, będzie też „proszę”. Żeby dobrze wyznaczyli życiowe punkty i konsekwentnie je realizowali, żeby sobie dobrze pościelili. Z Bożą pomocą!
ks. Łukasz Kleczkafot.Aaron Murphy/FreeImages.com
Reklama