Imponuje mi u Amerykanów ich miłość i przywiązanie do flagi. W wielu miejscach powiewa ona majestatycznie na wysokich masztach. Czasami sporych rozmiarów, jest widoczna z daleka. Bardzo lubię ten moment, kiedy na pogrzebach weteranów żołnierze z największym szacunkiem i namaszczeniem składają równymi ruchami państwową flagę, która okrywała trumnę bohatera. Złożoną w równą kosteczkę, przekazują najbliższej rodzinie niczym największą relikwię. Flaga jest znakiem tożsamości, rozpoznawczym dla tych, którzy się identyfikują z tym, czego jest symbolem. Daje też poczucie bezpieczeństwa, bo powiewając dumnie mówi o tym, gdzie jest moja ziemia, moi ludzie, mój dom.
Początek maja jest dla nas Polaków czasem, w którym świętujemy naszą narodową tożsamość. Dzień 3 maja to uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski, której tytuł ten oficjalnie nadał król Jan Kazimierz. 1 kwietnia 1656 roku w katedrze lwowskiej deklarował: „Ciebie za patronkę moją i za Królowę państw moich dzisiaj obieram”. I jak do tej pory nikt tego królewskiego dekretu nie odwołał. W dniu 3 maja 1791 roku uchwalono Konstytucję Rzeczypospolitej Obojga Narodów, Polski i Litwy. Była ona pierwszą konstytucją w nowożytnej Europie, a drugą – po amerykańskiej – na świecie. Już w dwa dni po jej uchwaleniu dzień 3 maja uznano za święto narodowe. Po latach niewoli, kiedy święto to było zlikwidowane, od 1990 roku jest nim ponownie.
Pierwsze dni maja są dla wielu rodaków żyjących Polsce długo wyczekiwanym długim weekendem, majówką. Pomimo wolnego i majowej aury uroczysta ranga tych dni nie może być spłycona czy traktowana pobieżnie. Dzień 2 maja jest także od 2002 roku Dniem Polonii i Polaków za Granicą, w dowód uznania jej wielowiekowego dorobku i wkładu w odzyskanie przez Polskę niepodległości, wierność i przywiązanie do polskości oraz pomoc krajowi w najtrudniejszych momentach. Są to więc nasze, polskie i polonijne dni.
Tak się składa, że 2 maja w Dzień Flagi Narodowej maszerowałem po chicagowskim Belmoncie. Cieszył mnie widok przejeżdżających raz po raz samochodów, nad którymi powiewały biało-czerwone chorągiewki. To samo uczucie miałem mijając domy z wywieszoną polską flagą. „Nasi” dają mi takie poczucie, które wyrywa mnie z samotności. Szkoda, że czasem bywamy dla siebie okrutni. Słyszę nieraz skargi, że na przykład nie warto pracować u Polaków, u swoich. Smutne to, podobnie jak krytykanctwo, nieraz bardzo jadowite, któremu nie ma końca, jacy to my jesteśmy „be” i niedobrzy. Myślę sobie wtedy, że żyje w nas wciąż to wstrętne poczucie mniejszej wartości, narodowy kompleks, będący owocem trudnych momentów historii, w której pokazywano nam, że jesteśmy nikim, a nawet wymazywano Polskę z map świata. Czy warto ciągle tym kompleksem żyć? Czy trzeba ciągle przyjmować pozycję „brzydkiego kaczątka”, albo postawionego w kąt dziecka, którym nikt się nie interesuje?
Żyjąc w Ameryce widzę szczególnie wyraźnie jak lubimy schodzić w cień, zupełnie niesłusznie i bez potrzeby, ustępując miejsca innym. A tym samym podtrzymujemy w sobie ten niechciany ból bycia gorszym i mniej znaczącym, który wyrażamy narzekaniem, użalaniem się nad sobą i wspomnianym brakiem empatii dla współziomków.
Bardzo cenię zdolność akulturacji, umiejętność odnalezienia się w tym miejscu świata, w którym żyję, w jego kulturze, sposobach patrzenia na rzeczywistość, języku i tradycjach. Nie zmienia to faktu, że boli mnie i smuci spotykanie rodaków, którzy po kilku miesiącach w Stanach zapominają jak się mówi po polsku i udają obywateli świata; a z drugiej strony tych, co chowają się w cień i pozwalają degradować swoją tożsamość do poziomu zerowego. Cieszą mnie ci, którzy żyjąc tu i teraz, nie zapominają skąd przyszli, przypominają o tym swoim dzieciom i dumnie mówią o sobie, że są Polakami. To ludzie, którzy mają mocne korzenie, dzięki którym jest w nich moc i chęć życia.
Myślę, że trzeba się uczyć od Amerykanów miłości do narodowej flagi, przywiązania, dumy i najwyższego szacunku. Oni wszędzie są Amerykanami. My też możemy być wszędzie i zawsze Polakami, dumnymi i szczęśliwymi z tego faktu. To pomoże i nam, i innym z nami żyć szczęśliwiej i pewniej.
ks. Łukasz Kleczka
Reklama