Olga Tokarczuk, znana pisarka, dwukrotna laureatka Nagrody Literackiej „Nike”, wzięła udział w konferencji na temat stosunków polsko-żydowskich „Doikeyt, Diaspora, Borderlands: Imaging Polish Jewish Teritories”, zorganizowanej przez chicagowskie uniwersytety Loyola i UIC. Z pisarką rozmawia Magda Marczewska
Na stosunki polsko-żydowskie, co podkreśliła Pani podczas spotkania autorskiego z chicagowskimi czytelnikami, patrzymy przez pryzmat Holokaustu, podczas gdy ich korzenie sięgają głęboko w naszą historię. Pani najnowsza książka „Księgi Jakubowe” nam o tym przypomina...
– Konferencja była bardzo ciekawa, ponieważ dotyczyła tych dwóch kultur, które spotkały się w środkowej Europie dawno temu i długo współżyły ze sobą. Myślę, że moja książka wpasowała się w tę opowieść, ponieważ wraca do XVIII wieku i opowiada historię grupy Żydów – mistyków, kupców – pochodzących często z Podola, podróżujących między Turcją a Niemcami, którzy byli wyznawcami bardzo dziwnej religii, sekty w łonie judaizmu. Poszukując swojej drogi w 1760 roku, kilkanaście tysięcy Żydów przeszło na katolicyzm i wtopiło się w ciągu XIX wieku w społeczeństwo polskie. Mówi się na przykład, że matka Mickiewicza była frankistką, czyli pochodziła z tej grupy kulturowej i religijnej. Ta historia jest fascynująca i w jakimś sensie metaforyczna, ponieważ pokazuje, na ile uprawnione jest mówienie o nas, Polakach, że jesteśmy narodem etnicznie czystym, a na ile stanowimy jedną z grup wymieszanych w Środkowej Europie. Myślę, że moja książka odpowiada na to pytanie.
Krytycy określają „Księgi Jakubowe” mianem powieści totalnej ze względu na jej formę i treść. Pisanie jej zajęło Pani kilka lat. W jaki sposób historia Jakuba Franka stała się tematem Pani książki?
– W latach dziewięćdziesiątych trafiłam na wydaną w Polsce, opracowaną przez Jana Doktóra „Księgę słów pańskich”, czyli spisanych relacji uczniów Jakuba Franka na jego temat. Zdałam sobie sprawę, że ta historia jest przez nas kompletnie nieznana. Ale chcę podkreślić, iż jest ona także zabawna, przygodowa, sowizdrzalska, pełna dziwactw, humoru, a także rzeczy strasznych i mrocznych.
I mistyki. Moja ulubiona bohaterka, Jenta, nie urodziła się razem z samą koncepcją książki. W jaki sposób powstała?
– Ona przyszła rzeczywiście później. Moich bohaterów można podzielić na postaci historyczne oraz pochodzące z wyobraźni, które budują kontekst dla tych historycznych. Bardzo starałam się pilnować, by te historyczne postaci były wierne temu, co wiemy o nich ze źródeł. Natomiast wodze fantazji popuściłam tam, gdzie mogłam wymyślić kogoś od początku do końca. Jenta, kobieta, która nie umarła, ale i nie jest żywa, jest poza czasem i przestrzenią i dlatego ma niezwykły punkt widzenia, wie wszystko, może podróżować w czasie. Taka postać dla pisarza, który się zabiera za epicką powieść, dziejącą się w ciągu 50 lat i w której jest bardzo wielu bohaterów, buduje ramy, wprowadza porządek i pomaga – jak to się teraz modnie mówi – ogarnąć całość tej opowieści. Ona mi się pojawiła, kiedy byłam w największym kryzysie, kiedy w jednej trzeciej pisania tej książki pomyślałam, że to jest za dużo, że nie podołam temu. I wtedy, jak wybawienie, przyszła Jenta i popchnęła książkę do przodu.
„Księgi Jakubowe” stają się pretekstem do dyskusji, metaforą, punktem odniesienia do sądów absolutnie współczesnych. Każą się zastanowić, na ile społeczeństwa są otwarte, na ile są w stanie wchłonąć w siebie obcych, na ile dajemy się rzeźbić lękom przed barbarzyńcami, a na ile jesteśmy w stanie wzbogacić się przez to otworzenie"
Dla czytelnika mnogość postaci także jest wyzwaniem. Skoro o ogarnianiu mowa, to jak udało się ono Pani z tyloma bohaterami? Jaka była Pani metoda: katalogi, fiszki, spisy?
– Założyłam dwa katalogi – jeden to katalog miejsc i rodzin, które były przyporządkowane do poszczególnych miejscowości na Podolu, a drugi – rodzinny, czyli drzewa genealogiczne wszystkich wyznawców Jakuba Franka, tak żebym mogła orientować się zarówno w czasie, jak i w miejscach, z których pochodzili.
Bardzo ważnym wątkiem Pani powieści jest kwestia tułaczki, szukania swojego miejsca. W obecnej chwili, kiedy Europa przezywa kryzys imigracyjny, ten wątek jest szalenie aktualny. Jak się Pani z tym czuje?
– Kiedy pisałam tę książkę, kiedy ją wymyślałam, Polska była zupełnie inna, świat był inny, nie było wojny w Syrii, nie było uchodźców, więc w tamtym kontekście była ona powieścią zupełnie niewinną, opowiadała po prostu o pewnym wydarzeniu historycznym. Wtedy była o tyle ważna, że nawiązywała do kwestii bliskości obu kultur: polskiej i żydowskiej. Natomiast po ukazaniu się tej książki nagle okazało się, że kontekst tak bardzo się zmienił, iż nabrała ona zupełnie innych odczytań, których ja nie zakładałam. Jak się z tym czuję? Dobrze, ponieważ kilka lat temu tkwiliśmy w swojego rodzaju uśpieniu, nie pamiętając, że zawsze w historii ludzkości były takie momenty, kiedy przychodzili obcy, inni; kiedy osiadła większość musiała się mierzyć z jakąś mniejszością. Więc cieszę się, że ten kontekst się otworzył, ponieważ teraz „Księgi Jakubowe” stają się pretekstem do dyskusji, metaforą, punktem odniesienia do sądów absolutnie współczesnych. Każą się zastanowić, na ile społeczeństwa są otwarte, na ile są w stanie wchłonąć w siebie obcych, na ile dajemy się rzeźbić lękom przed barbarzyńcami, a na ile jesteśmy w stanie wzbogacić się przez to otworzenie.
Jasno i jednoznacznie deklaruje się Pani jako feministka. Co oznacza dla Pani ten termin współcześnie?
– Ja rozumiem feminizm jako postawę – bo już chyba nawet nie filozofię – całościową i sprawiedliwościową. Prawdę mówiąc, nie rozumiem ludzi, którzy mówią: nie jestem feministką, nie jestem feministą. Ten temat często wraca w czasie spotkań autorskich. I wtedy zadaję publiczności pytania. Panu w pierwszym rzędzie – czy chciałby pan, żeby pana córka zarabiała przez całe życie mniej niż syn sąsiadów? Czy pani siedząca obok uważa, że jej córka nie powinna mieć prawa do dobrej edukacji? Czy to jest w porządku, że kobieta może nie mieć prawa decydowania o swoim ciele, o tym jak będzie wyglądało jej macierzyństwo? To są podstawowe rzeczy, prawdę mówiąc, nie mieści mi się w głowie, że można odpowiedzieć, iż to dobrze, że takie różnice między mężczyznami i kobietami są, i godzić się, by regulowało je prawo. Dlatego taka przerażająca dla mnie jest kwestia propozycji zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej w Polsce. Jest to nieludzkie, przerażające i skandaliczne i mam nadzieję, że nasz rząd się jak najszybciej z tego wycofa. Jestem feministką, ponieważ uważam, że każdy wykształcony, myślący człowiek musi być feministą.
Jestem feministką, ponieważ uważam, że każdy wykształcony, myślący człowiek musi być feministą"
Podczas spotkania autorskiego wspomniała Pani, że zaczyna już powoli zapominać „Księgi Jakubowe”. Czy to oznacza, że jest Pani gotowa na opowiedzenie kolejnej historii?
– Wydaje mi się, że nie byłabym w stanie napisać żadnej następnej książki, gdyby ta błogosławiona niepamięć nie nadeszła. Dopóki pamiętam książkę wyraźnie, dopóki żyję jeszcze frazami, zdaniami, scenami, dopóty nie mogę się otworzyć na żaden nowy temat. Po dwóch latach od wydania „Ksiąg Jakubowych” widzę już te drobne zapomnienia, otwieram się na nowe rzeczy i już rzeczywiście myślę, żeby się zająć kolejną pracą. Przyznam szczerze, że niewiele pamiętam z moich pierwszych książek, na przykład z „Prawieku”, czy „Podróży ludzi księgi”, ale traktuję to naprawdę jako akt łaski.
Każdy czytelnik ma swoją ulubioną książkę swojego ulubionego pisarza. A czy pisarz ma ulubioną książkę wśród swoich własnych?
– Tak, ja jestem bardzo przywiązana do „Anny In w grobowcach świata”. Nie jest ona szeroko znana, a napisana została głęboko z serca i jednocześnie poniekąd na zamówienie takiego międzynarodowego projektu, w którym pisarze mieli na nowo napisać jakiś mit, nadając mu współczesny kształt. Ja wybrałam mit dotyczący Sumeru, czyli jednej z najstarszych cywilizacji. Dotyczy on bogini Inany, która schodzi do królestwa śmierci, zostaje zabita, zmartwychwstaje i wraca na ziemię. Ta opowieść jest pełna niezwykłych zwrotów akcji, magiczna, barwna, ale i straszna. Lubię tę książkę. Wiem, że ona odstaje od tego, co napisałam potem i przedtem, ale mam wrażenie, że to jest takie szczególne dziecko, które mi się udało wydać na świat.
W imieniu polskich czytelników w Chicago chciałabym powiedzieć, że mamy lekki niedosyt Pani obecności i mam nadzieję, że w czasie następnej Pani wizyty w Chicago będziemy mieli szansę na większą liczbę spotkań z Panią.
– Żałuję, że nie było tym razem możliwości spotkania z polskimi czytelnikami, ale może się to udać, ponieważ w przyszłym roku wchodzi do kin film „Pokot” Agnieszki Holland oparty na mojej książce „Prowadź swój pług przez kości umarłych”. W Chicago macie niesamowity festiwal, więc może spotkamy się przy okazji pokazu filmowego.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Magdalena Marczewska
Olga Tokarczuk, znana pisarka, poetka, dwukrotna laureatka prestiżowej Nagrody Literackiej "Nike" (2008 rok za “Biegunów” i 2015 za “Księgi Jakubowe”). Z wykształcenia psycholog. Jako powieściopisarka zadebiutowała tomem “Podróż ludzi księgi” w 1993 roku. Autorka książek “Prawiek i inne czasy,” “Dom dzienny, dom nocny”, czy “Prowadź swój pług przez kości umarłych”
W 2010 roku odznaczona Srebrnym Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis.