Miało być dzisiaj o moich sentymentalnych wspomnieniach wielkanocnych z Sycylii. Kiedy jednak rano przeczytałem o zamachach terrorystycznych w Belgii, postanowiłem zmienić temat. Jest Wielki Tydzień. Do niedzieli będzie napisanych i wypowiedzianych tysiące nowych komentarzy na ten temat. Ja nie chcę komentować. Chcę się zatrzymać, kolejny raz, nad tematem walki, która trwa, i w której każdy z nas ma swoje miejsce. Chciał, nie chciał, każdy jest aktorem tego dramatu.
Na moim facebookowym profilu umieściłem zdjęcie pewnego billboardu, znalezione gdzieś w sieci. Ustawiony przy którejś z amerykańskich autostrad, przedstawia Chrystusa umierającego na krzyżu, którego wielkość znacznie wychodzi poza zwyczajne ramy billboardu. Obok wizerunku napis po angielsku i hiszpańsku: „Żyj dla mnie. Ja umarłem za ciebie”. Inicjatywa braci protestantów zawiera jasny komunikat. Jezus Chrystus chce mojego życia. Życia w pełni, życia w Nim. Dla takiego życia, On umarł. Dał się ukrzyżować. A kto Go ukrzyżował? I tutaj paradoks: ludzie religijni! To oni, będąc fanatykami swojej religii wraz z jej koncepcją Mesjasza – wybawiciela i władcy, ukrzyżowali Jezusa! A On na to pozwolił, bo wiedział, że to jest cena za życie. Moje życie.
Zamachy w Belgii, to kolejny nieprzewidywalny ruch zła, którego ofiarami stają się niewinni, zupełnie przypadkowi ludzie. Wśród nich mogłem znaleźć się i ja. W WTC na Manhattanie, londyńskim metrze, w pociągu w Madrycie, Kolonii, na lotnisku w Brukseli… Od takiej myśli nie można uciec, choć nie trzeba ulegać zaraz psychozie strachu, zamykając się w swoim domu. Trzeba być jednak realistą. Zło zawsze było, jest i będzie nieobliczalne. Świat się boi, bo czuje się coraz słabszy, bo dociera do niego myśl, że wymachiwanie szabelką, jaką są ataki zbrojne na Bliskim Wschodzie, naloty i bombardowania, wzmacnianie granic, coraz dokładniejsze kontrole, dyskusje nad przyjmowaniem uchodźców – to wszystko tak naprawdę jest niczym. Nie unicestwi zła, gdyż jest za słabe wobec „zwierzchności”, „władzy”, „rządców świata tych ciemności”, „pierwiastków duchowych zła na wyżynach niebieskich”, jak nazywa je Święty Paweł (zob. Ef 6,12). To nie jest walka „przeciw krwi i ciału”, jak się wydaje, ale walka z realnym Złem, które przybiera najbardziej przebiegłe, podstępne i krwawe formy.
Najłatwiej oskarżać niewinnych. Uchodźców, którzy szukają bezpiecznego miejsca, uciekając z piekła, w którym się znaleźli. Czy emigracja w wyniku stanu wojennego w Polsce nie była zjawiskiem niemal identycznym? Oskarża się muzułmanów, jakby to oni byli z definicji terrorystami. Tak jak kiedyś oskarżało się Żydów, że to oni ukrzyżowali Jezusa. Najłatwiej jest zrzucić winę na innych. „Oni”, nie my. „On”, nie ja. Tak jest znacznie bezpieczniej. Oczywiście trzeba być czujnym i ostrożnym, ale czy można tak łatwo generalizować?
Zło i terror przenikają wszędzie. Niestety, częstym miejscem tego przenikania są ludzie religijni. Ludzie, którzy stali się fanatykami swojej religii. A tak naprawdę weszli w szeregi sług Złego, który wykorzystuje ich, by niszczyć, rozbijać, zabijać. Dlatego Ukrzyżowany Jezus na bilboardzie to nie tylko jakiś wielkotygodniowy znak. To jest wyzwanie, by wobec Zła, uzbroić się w siłę, płynącą z Jego potęgi. By założyć duchową zbroję i stanąć odważnie do walki „przepasawszy biodra wasze prawdą i przyoblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość głoszenia dobrej nowiny o pokoju. W każdym położeniu brać wiarę jako tarczę, dzięki której zdoła się zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego” (Ef 6,14-17). Rada św. Pawła, który z prześladowcy, wyrokującego o życiu i śmierci niewinnych, stał się najgorliwszym i zdrowo myślącym apostołem Jezusa Chrystusa. Wtedy, gdy zobaczył, że jego religijny fanatyzm jest miejscem, które staje się zarzewiem zła. To ono ukrzyżowało Jezusa, to ono zabija niewinnych, to ono sieje ciągle strach i lęk, rozbija jedność i niszczy miłość. I najgorsze jest to, że ono może znalazło też swoje miejsce w moim sercu. Bo oskarżając innych o terror, nie widzę, że sam jestem terrorystą dla siebie i tych, z którymi żyję tu i teraz. Może i ja jestem fanatykiem mojego „religijnego” myślenia i wyobrażeń?
Jest Wielkanoc Anno Domini 2016. Nie bądźmy smutni, pomimo! Nie czas na smutek, bo naszą siłą jest radość, także w obliczu licznych tragedii. Nie wesołkowatość, ale radość. Ukrzyżowany Chrystus zmartwychwstał, zwyciężył zło i żyje! Trzeba zrobić wszystko, żeby moc Jego zwycięstwa, była moją mocą. To jest zwycięstwo Miłości, która przebacza i która zawsze jest otwarta. Pomimo…
ks. Łukasz Kleczka
fot.falco/pixabay.com
Reklama