Chociaż zdążyłem się przyzwyczaić do stylu prowadzenia Kościoła przez papieża Franciszka, zwłaszcza do jego wypowiedzi krótkich i dosadnych, to jednak w ostatnią niedzielę odkryłem coś, co zupełnie zmienia mój sposób percepcji Franciszka. Nie ukrywam, że czekałem na możliwość nabycia książki wywiadu, jaki przeprowadził z papieżem włoski dziennikarz Andrea Tornielli. “Miłosierdzie to imię Boga”. Przeczytałem ją jednym tchem dokładnie w trzecią rocznicę wyboru Franciszka. Przeczytałem i… zachwyciłem się! Lektura prostych odpowiedzi papieża, w których wiele miejsca zajmują konkretne przykłady z życia, będące potwierdzeniem słów, stała się wprowadzeniem do medytacji o miłosierdziu, która prowadzi wprost do kontemplacji Boga, który naprawdę jest Miłosierdziem. Medytacji, której nie można tylko jednym tchem przeczytać, ale trzeba do niej wracać i krok po kroku konfrontować ze swoim własnym życiem i postępowaniem. Wywiad z Franciszkiem jest dobrą i potrzebną lekturą dla każdego; nawet u słabo wierzącego, ateisty czy tak zwanego współczesnego agnostyka, będzie prowokował konkretne refleksje. Bo nawet jeśli nie potrafię odnieść do siebie postawy bycia miłosiernym wobec drugiego, to przecież sam jestem kimś, kto miłosierdzia potrzebuje i o nie woła, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Wbrew opinii, która krąży w niektórych środowiskach, Franciszek jest w swoich wypowiedziach bardzo uporządkowany. Sama książka nie jest teologicznym traktatem o miłosierdziu. Jest słowem prawdziwego duszpasterza ojca, który nie potrafi nie myśleć o swoich dzieciach. Jego autorytet rodzi się w tym, że sam nie tylko raz, ale ciągle, czuje na sobie spojrzenie Tego, który “daje mu miłosierdzie i wybiera go”. Papież nie ukrywa faktu, że jest grzesznikiem, który sam o miłosierdzie prosi. Sam klęka, publicznie, by w konfesjonale wyspowiadać swoje grzechy. Mówi o sobie: “człowiek, któremu wybaczono wiele grzechów”.
Miłosierdzie jest dla niego zachowaniem Boga, “który przytula”, ofiarowaniem się “Boga, który przyjmuje, który pochyla się, by przebaczyć”. Dla Franciszka miłosierdzie jest “dowodem tożsamości Boga”, jest prawdziwym imieniem Boga. Taki Bóg nie jest kimś, kto dopiero teraz się objawił jako miłosierny. On od zawsze takim jest. Dzisiaj jednak “ludzkość jest poraniona”, nosi głębokie rany. “Nie wie, jak je uleczyć, albo sądzi, że uleczenie ich nie jest możliwe”. Papież dotyka nie tylko takich współczesnych chorób, jak choroby społeczne, ubóstwo, wykluczenie społeczne, liczne zniewolenia, ale mówi też o chorobie relatywizmu, dla którego wszystko jest takie samo. Kruchość naszych czasów papież widzi także w tym, że “sądzimy, że nie ma możliwości uwolnienia, nie ma ręki, która cię podniesie, ramienia, które cię uratuje, przebaczy ci, podniesie na duchu, zanurzy w miłości nieskończonej, cierpliwej, łagodnej, postawi cię znów na dobrej drodze”.
Czytając te słowa, przed moimi oczami stanęły konkretne momenty mojego własnego życia. Moje słabości i poczucia przegranej, nieumiejętność radzenia sobie z samym sobą w wielu kwestiach. Uczucia trudne, niechciane, pogłębiające smutek, wewnętrzne cierpienie i osamotnienie. Stanęli mi też przed oczami ludzie, konkretni, których spotykam, albo przynajmniej tylko dostrzegam w życiu. Narkomani, alkoholicy, pornoholicy. Ludzie, dla których uzależnienie jest rakiem duszy i życia, w wielu przypadkach walką niestety przegraną.
Widzę też konkretnych inteligentnych i bogatych, którzy chcąc tak bardzo usprawiedliwić swoje nieuporządkowane życie, tworzą i upierają się przy poglądach, rzekomo nowoczesnych i liberalnych, a tak naprawdę i oni wyją o coś zupełnie innego. “Potrzebujemy miłosierdzia”, to jest najlepsza odpowiedź, którą daje papież.
Papież wiele miejsca poświęca sakramentalnej spowiedzi. Mówi jednak zaraz o tym, że “Boża miłość jest również dla tych, którzy nie mogą przyjąć sakramentów”. Oni też są kochani przez Boga, są przez Niego poszukiwani i potrzebują błogosławieństwa.
Przyjęcie miłosierdzia prowadzi do postawy współczucia, współodczuwania, oznacza bycie nieobojętnym na ból i cierpienie innych. Chodzi o to, by “przezwyciężyć globalizację obojętności”. Jest to “współczucie, które karmi się świadomością, że to przede wszystkim my jesteśmy grzesznikami”.
Medytację o miłosierdziu papieża Franciszka polecam szczerze każdemu. To potrzebna lektura. To najpierw konfrontacja z samym sobą. Jeśli się ją dobrze i szczerze przeżyje, to postawa dobroci i miłosierdzia dla innych będzie już tylko naturalną konsekwencją. I nie będzie potrzeba wielu słów. Bo będą zbędne.
ks. Łukasz Kleczka
fot.travelsport/pixabay.com
Reklama