„Wszyscy jesteśmy uzależnieni”, takie słowa przeczytałem we wstępie książki amerykańskiego franciszkanina Richarda Rohra i usiadłem głębiej w fotelu. To, że można się uzależnić od wielu rzeczy, nawet od ludzi czy sytuacji, było dla mnie jasne. Ale powiedzenie wprost, że dotyczy to wszystkich, a więc także mnie, budzić może niepokój. W końcu uzależnienie oznacza zniewolenie, jakieś wielkie „nie potrafię” i „nie mam siły”. A przecież zdecydowanie wolałbym, żeby akurat „to” mnie nie dotyczyło. A jeśli już, to żeby nikt o tym nie wiedział. „Bo co sobie o mnie pomyśli, jak będę wyglądał w jego oczach, na pewno rozpowie innym”, wiele takich myśli krąży wokół ujawnienia prawdy o sobie. Lepiej więc założyć maskę, zakryć twarz, schować się na jakiś czas, zatrzeć po sobie ślady, a jeśli się da, to „trupy wyrzucić za obóz”, jak najdalej się da. Oczywiście, to nie jest tak. Ojciec Rohr ma stuprocentową rację, pod którą się podpisuję. Wszyscy jesteśmy w jakiś sposób uzależnieni. Ja także.
Jako że czas wielkopostny sprzyja i zachęca do głębszych refleksji, nie poprzestaję na wstępie do wspomnianej książki, która niedawno ukazała się także po polsku, a nosi tytuł „Oddychając pod wodą. Duchowość i Program Dwunastu Kroków”. Do książki przygotowano także zeszyt ćwiczeń, który może pomóc zgłębić jej treść. Ta jest zaproszeniem do podróży w głąb siebie, aby spotkać i poznać swoje uzależnienia i coś z nimi zacząć robić, czyli podjąć intensywną pracę. Ponieważ jednak to tylko zaproszenie, trzeba sobie powiedzieć, że niczego się nie da zrobić na siłę. Najpierw trzeba chcieć. A żeby tak się stało, trzeba przyznać się do swojego uzależnienia i zobaczyć własną bezsilność wobec niego. A to już będzie pierwszy krok. Sama książka odnosi się nie tylko do uzależnień, ale pokazuje, jak idąc znaną wielu drogą Dwunastu Kroków, można kształtować swoją własną duchowość.
Duchowość chrześcijańska zawsze prowadzi do spotkania z osobą Jezusa Chrystusa, Boga Człowieka, który pokazuje i prowadzi do Ojca. To spotkanie jest możliwe tak naprawdę dopiero wtedy, gdy najpierw spotkam się sam ze sobą, w głębi swojego ja, myśli, pragnień, emocji, uczuć. W tym miejscu spotkam też najwięcej trudności i przeszkód, a także uzależnień, które są „współczesnym pojęciem i uczciwym opisem tego, co tradycja biblijna nazywała grzechem, a średniowieczni pisarze określali mianem pasji lub przywiązania”. Niestety, trzeba sobie powiedzieć wprost, że nie można pójść dalej, dopóki się z tym nie zechcę zmierzyć i rozprawić. Kiedy jednak popatrzę na horyzont, widzę perspektywę, która jest warta podjęcia trudu. Jest nią Zmartwychwstały Chrystus, który przez mękę i śmierć zwyciężył zło. W Nim jest pełna wolność i szczęście. Może ono być także moim udziałem, pod warunkiem, że podejmę tę drogę. Niełatwą, ale możliwą.
Zło zakłada przeróżne pułapki, żeby złapać nas i zniewolić, czyli uzależnić. Lista współczesnych uzależnień jest długa. Są te najbardziej widoczne, jak alkohol, narkotyki czy papierosy. Choć i tutaj można się umiejętnie zamaskować. A co powiedzieć o internecie, telewizji, grach, hazardzie, pornografii? Kilka miesięcy temu odkryłem w jednym z amerykańskich kościołów, że w konfesjonale są ulotki dla mężczyzn informujące o terapii i grupie wsparcia dla uzależnionych od porno. Kolejna plaga? Wygląda na to, że tak. A uzależnienia od nawyków, mechanizmów obronnych, schematów myślowych, innych ludzi? W Ewangelii Jezus w spotkaniu z demonem, pyta go: „Jak ci na imię?” (Łk 8,30). Zanim będzie można rozprawić się z nim i uwolnić od niego, trzeba go nazwać. Po imieniu.
Boimy się spaść na dno. Nie akceptujemy myśli o byciu bezsilnym. Paradoks leży w tym, że to dno może stać się prawdziwym szczytem, pod warunkiem, że się zrobi wszystko, by się odbić i krok za krokiem iść ku wolności. Niestety, dla wielu uzależnienie staje się grobem. Grzebiąc siebie, przy okazji grzebią innych, zwłaszcza najbliższych, którzy stają się współuzależnieni. Trzeba zostawić wstyd i myśl, co inni powiedzą. Tylko duchowo mali ludzie, nieakceptujący siebie i swoich słabości będą mówić. Dojrzali nie powiedzą słowa krytyki, gdyż wiedzą, co to znaczy pokonywać swoje uzależnienia. Trzeba przestać się bać. Słowo klucz to „odwaga”. Bo „dopóki nie osiągniesz dna i nie wyczerpiesz zapasów swojego paliwa, dopóty nie będziesz miał powodu, aby korzystać z paliwa bogatszego w oktany”. Dlatego: odwagi i w drogę!
ks. Łukasz Kleczka
fot.Unsplash/pixabay.com
Reklama