Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 12:22
Reklama KD Market

Tyłem do konstytucji 

Jak można się było spodziewać, nagła śmierć Antonina Scalii, jednego z najbardziej konserwatywnych sędziów Sądu Najwyższego, spowodowała natychmiastowe przepychanki polityczne. Po stronie republikańskiej głos w tej sprawie zabrali wszyscy kandydaci w wyborach prezydenckich. Wypowiedział się też senator Mitch McConnell. Wszyscy wyrazili pogląd, że prezydent Obama nie powinien mianować "zmiennika" zmarłego sędziego, czyli pozostawić to zadanie swojemu następcy. Z kolei prezydent Obama stwierdził, że mianowanie nowego sędziego należy do jego konstytucyjnych obowiązków i że w związku z tym wyznaczy kogoś na stanowisko, niezależnie od tego, co z tą nominacją zrobią republikanie.

Łatwo przewidzieć, jak dalej potoczą się sprawy. Obama ogłosi swojego nominata, a republikanie nie dopuszczą do jego zatwierdzenia. Mają do dyspozycji trzy metody dokonania tego dzieła. Po pierwsze, senacka komisja do spraw sądownictwa może w ogóle nominację zignorować. Po drugie, ta sama komisja może zorganizować "przesłuchania" kandydata, ale tylko po to, by w głosowaniu go odrzucić i nie dopuścić w ten sposób do dyskusji na ogólnym forum Senatu. Wreszcie po trzecie, jeśli jakoś wszystko to dotrze do Senatu, republikanie dysponują tam odpowiednią większością głosów, by nominację pogrzebać. Tak czy inaczej, człowiek, który zostanie przez Obamę mianowany, w zasadzie nie ma szans.

Jednak przy okazji ogólnego kociokwiku, jaki się wytworzył wokół kwestii zastąpienia Scalii, pojawiły się wypowiedzi zgoła szokujące. Być może największym szokiem była teza wspomnianego senatora McConnella o tym, że wyborcy winni mieć "udział" w selekcji nowego sędziego i że w związku z tym aż do czasu zaprzysiężenia nowego prezydenta nie należy w ogóle zgłaszać jakiegokolwiek kandydata. Innymi słowy, senator z Kentucky sugeruje, że w listopadzie nie będziemy głosować wyłącznie na prezydenta, ale – pośrednio – również na to, jakiego rodzaju nowego sędziego elektorat preferuje.

Jest jeden poważny problem z tym wywodem. Jestem pewien, że McConnell doskonale wie o tym, że Sąd Najwyższy nie jest ciałem wybieralnym (w sensie powszechnych wyborów), a Konstytucja USA wyraźnie precyzuje, iż ludzie wybierają prezydenta oraz Kongres, a dopiero potem do tych dwóch reprezentatywnych części trójdzielnej władzy należy zadanie obsadzenia odpowiednimi ludźmi Sądu Najwyższego.

Przewodniczący republikańskiej większości w Senacie nieco się już ze swojej pierwotnej wypowiedzi wycofał, co wynika zapewne z faktu, że sugerowała ona w tak oczywisty sposób ostentacyjne odwracanie się tyłem do konstytucyjnych zasad rządzenia krajem. Niektórzy jego koledzy, członkowie komisji do spraw sądownictwa, również złagodzili ton swoich wypowiedzi. Wszystko to w sumie sugeruje, że do obrad w sprawie nominowanej przez Obamę osoby niemal na pewno dojdzie, ponieważ kompletne zignorowanie tej sprawy może okazać się zbyt ryzykowne politycznie.

 Niestety nie zmienia to faktu, że niemal na pewno Ameryka pozostanie bez dziewiątego sędziego przez co najmniej rok. Jeśli bowiem kandydat Obamy zostanie odrzucony, co jest w zasadzie pewne, nowego nominata będzie musiał poszukać nowy lokator Białego Domu, a potem trzeba będzie czekać co najmniej dwa miesiące na dyskusję i ewentualne zatwierdzenie w Senacie. Wynika stąd, że mniej więcej do kwietnia przyszłego roku w Sądzie Najwyższym będzie ideologiczny remis w wyniku podziału na cztery głosy liberalne i cztery konserwatywne. Najwyższy organ władzy sądowniczej dołączy zatem do Kongresu, gdyż stanie się mniej więcej tak samo sparaliżowany.

Andrzej Heyduk

Na zdjęciu: Antonin Scalia fot.Jim Lo Scalzo/EPA
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama