W czasie wędrówki po Kolorado trafiliśmy do doliny Snowmass. Niepozorny drogowskaz prowadził przez otwartą przestrzeń do samego jej serca, tuż u podnóża majestatycznych gór. W tej malowniczej scenerii podjechaliśmy pod bramę klasztoru trapistów. Przenikliwa cisza, brak zasięgu telefonii komórkowej i Internetu. Koniec świata? Zapewne dla wielu z nas. Jednak mimo wszystko jest coś, co przejeżdżającym turystom każe zjechać z trasy, by się tu na chwilę zatrzymać. Świadczy o tym księga gości, zapełniana licznymi wpisami z różnych części świata. Po co tu przyjeżdżają? Czy tylko ze zwykłej ciekawości?
Klasztorów takich jak Snowmass jest na świecie wiele. Żyją w nich ludzie, mężczyźni lub kobiety, którzy w jakimś momencie życia, często w młodości, odkryli, że ich misją ma być życie zakonne. Trapiści są zakonem monastycznym, którego główną misją jest kontemplacja, milczenie i samotność. Utrzymują się ze sprzedaży swoich słynnych produktów, zwłaszcza serów, pochodzących z prowadzonych przez nich hodowli.
Nigdy nie zapomnę dnia, a była to druga niedziela stycznia, kiedy moi sąsiedzi zabrali mnie na spotkanie opłatkowe do salwatorianów. Miałem wtedy 12 lat. Ten dzień stał się tak ważnym w moim życiu, że wciąż o nim pamiętam, bo właśnie wtedy coś mnie wewnętrznie uderzyło. Usłyszałem głos, który nie dawał mi spokoju aż do dnia, kiedy po maturze, zapukałem do drzwi klasztoru. I zostałem. I wciąż w nim żyję. Oczywiście, jak każdy chyba, miewałem wątpliwości i kryzysy. I bywają takie momenty, że one wracają. Nigdy jednak nie zwątpiłem w to, że to jest moja droga, z którą się identyfikuję, którą idę i na której pełnię życiową misję.
Ta misja dla każdego zakonnika, mężczyzny czy kobiety, jest podobna. Najpierw uczy i wprowadza w kontemplacyjną relację z Bogiem. Bycie z Nim sam na sam każdego dnia jest koniecznością, bez której trudno byłoby wytrwać i mieć siłę. To jak siedzenie przy źródle. Dlatego ludzie, także niewierzący, szukają miejsc takich, jak wspomniany górski klasztor. Są to prawdziwe oazy, w których intensywnie żyjący na pustyni świata człowiek odnajduje ciszę i wewnętrzny pokój. Wychodzi z nich więcej niż wypoczęty. Jest prawdziwie zregenerowany, fizycznie, psychicznie i duchowo.
Misją osoby zakonnej jest też drugi człowiek. Każdy człowiek. Bez względu na to, kim jest i jaki jest. Bez względu na jego stan społeczny, kolor skóry, język, kulturę, przekonania czy wiarę. Bogaty i biedny. Temu człowiekowi zakonnik ma służyć. Nie panować nad nim, ale mu służyć. Jak Chrystus w wieczerniku, kiedy umywał nogi apostołom. Będąc Panem, robił to, co należy do sługi.
Ta służba człowiekowi jest bardzo różna, w zależności od misji poszczególnych zakonów. Jednak ma ona wspólny cel. Pokazać człowiekowi perspektywę niekończącego się szczęścia, które jest synonimem słowa zbawienie. Pokazać, że już tu na ziemi, można żyć szczęśliwie, bez względu na to, ile się posiada. Bo szczęście wypływa z miłości. Bezinteresownej miłości, która jest czymś najbardziej chyba poszukiwanym, bez względu na to, w jakich czasach i w jakim miejscu na ziemi się żyje.
Zakonnicy i zakonnice. Łączy ich życie dokładnie wbrew temu czego domaga się natura. Bez własności, czyli w ubóstwie; bez współmałżonka, rodziny i relacji seksualnych, czyli w czystości; bez panowania i decydowania o sobie, czyli w posłuszeństwie. Choć to może dziwne, jednak takie życie daje wolność. Bynajmniej nie wolność „od” obowiązków i codziennych ludzkich problemów, ale wolność „dla” tej misji, którą jest Bóg i człowiek.
Drugiego lutego obchodzony jest Dzień Życia Zakonnego. W tym roku zakończy on ogólnoświatowy Rok Życia Konsekrowanego. To życie, mimo zmieniających się czasów, wciąż ma sens i wciąż żyje. I jest potrzebne. Jestem o tym przekonany.
ks. Łukasz Kleczka
fot.Unsplash/pixabay.com
Reklama