Od soboty grupa uzbrojonych mężczyzn okupuje siedzibę Malheur National Wildlife Refuge w stanie Oregon. Nikt ich z rządowych terenów nie usuwa, bo grożą, że w razie ataku odpowiedzą siłą. A sprzeciwiają się wyrokowi sądowemu skazującemu na 5 lat więzienia dwóch farmerów, ojca i syna, za podpalenie lasów należących do państwa.
Grupie ok. 150 osób przewodniczy 40-letni Ammon Bundy, syn Clivena Bundy’ego, ranczera z Navady, znanego z przeciwstawienia się w 2014 r. rządowi federalnemu. – Planujemy zostać tu całe lata. Nie jesteśmy terrorystami, tylko zaniepokojonymi obywatelami i musimy działać, jeśli chcemy cokolwiek przekazać naszym dzieciom – wzywa do akcji Bundy, który zamieścił nawet wideo na Facebooku, na którym zachęca innych samozwańczych stróżów prawa, by przyjeżdżali do Oregonu, do powiatu Harney walczyć w słusznej sprawie. Ojciec Ammonda odcina się od protestu.
Zaczęło się od pokojowej demonstracji w sobotę, kiedy kilkaset osób przeszło ulicami Burns w Oregonie, by wyrazić poparcie dla Dwighta i Stevena Hammonda, skazanych za wzniecenie pożaru, który wtargnął na rządowe tereny. Sędzia orzekł, że wyroki wstępne nie są wystarczające i mężczyźni mieli się stawić w poniedziałek w więzieniu. To właśnie ta decyzja tak podburzyła prawicowe środowiska. Hammondowie w 2001 r. rozniecili pożar, by ograniczyć rozprzestrzenianie się inwazyjnych roślin i by chronić swoją ziemię przed niekontrolowanymi pożarami, jednak ogień wymknął im się spod kontroli. Bundy twierdzi, że rząd w nieuczciwy sposób karze Hammondów za to, że nie chcieli sprzedać ziemi, co jego zdaniem jest nadużyciem ze strony państwa. Z kolei prokuratura była zdania, że pożar wzniecono na ok. 130 akrach państwowej ziemi, by zatuszować ślady kłusownictwa – i z tego punktu widzenia wyrok 5 lat jest najniższy z możliwych.
– Hammondowie są tylko przykładem, ale to ogromny problem, z którym mamy do czynienia w całych Stanach. – pisał na Facebooku Ammon Bundy. – Trzeba przywrócić ludziom ziemię i zasoby, żeby znów mogli prosperować – takie właśnie żądania, choć mało precyzyjne, przedstawiają protestujący. Bundy twierdzi, że by zapewnić ostoję dzikim zwierzętom od początku XX w. zagarnięto tu posiadłości stu ranczerów. A powiat Harney, który był jednym z najbogatszych w południowo-wschodnim Oregonie, stał się jednym z biedniejszych.
W budynku, w trakcie wtargnięcia uzbrojonych mężczyzn nie znajdowali się żadni pracownicy. Od zachowania Bundy’ego i jego ludzi dystansują się sami Hammondowie i co więcej, pojawiają się głosy, że zajmowanie rządowego budynku jest formą terroryzmu, a okoliczni mieszkańcy wyrażają obawę przed okupującymi. Nad pokojowym rozwiązaniem sytuacji już pracuje FBI.
(as)
Reklama