Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 12 listopada 2024 10:27
Reklama KD Market

Śmiertelnie poważna sprawa

Śmiertelnie poważna sprawa
Daniel i Kamil Nowoscielscy podczas wizyty w naszej redakcji fot.Piotr Serocki
/a> Daniel i Kamil Nowoscielscy podczas wizyty w naszej redakcji fot.Piotr Serocki


Życie Kamila Nowosielskiego zmieniło się wraz z diagnozą, która brzmiała jak wyrok – złośliwy nowotwór mózgu – glejak. Jego brat Daniel zawiesił swoje dotychczasowe życie, wszystko podporządkowując jednemu celowi – postawić świat na głowie i pokonać guza, który zamieszkał w głowie Kamila.

Bracia Nowosielscy przychodzą na spotkanie punktualnie co do minuty. Zorganizowani, wyciszeni, wyglądają jakby właśnie wybierali się na świąteczne zakupy. W rzeczywistości od dwóch lat są nierozłączni, wciąż w podróży, która ma jeden cel: uratować Kamila i wrócić do normalnego życia. 28-letni Kamil mówi niewiele, po udarze mózgu ma problemy z pamięcią, myli mu się kolejność wydarzeń. Starszy o rok Daniel mówi w imieniu brata. I swoim, bo nawet o chorobie Kamila mówi „nasza”.

Grzegorz Dziedzic: Kamil, od kiedy walczysz z glejakiem?

Kamil Nowosielski: – Trzy lata temu zaczęła boleć mnie głowa, miałem silne zawroty. Źle się czułem, coś było nie tak. Pojechaliśmy z Danielem do Jeleniej Góry, na badania. Po tygodniu przyszedł wynik. Szok. Zacząłem płakać, Daniel i mama też.

Daniel Nowosielski: – Kamil kończył studia magisterskie na pedagogice, właśnie dostał nową pracę jako sekretarz w sądzie, grał w piłkę w klubie. Był niezwykle aktywnym człowiekiem, ale skarżył się na silne bóle głowy. Lekarze mówili, że to migreny, problemy z błędnikiem, a żaden nie zlecił badania rezonansowego. Niestety w Polsce dopóki nie ma poważnych symptomów typu padaczki i utraty przytomności, bardzo trudno jest dostać skierowanie na takie badanie. W końcu lekarz się zgodził. Zrobili MRI, a ja pojechałem po wyniki. W pośpiechu otworzyłem kopertę, bo czułem, że coś może być nie tak. Mało rozumiałem, ale sformułowania „masa guza”, „obszar obrzęku” rozumie każdy. Lekarz powiedział, że nie ma czasu, że trzeba jak najszybciej operować.

Często pierwszą automatyczną reakcją jest zaprzeczenie.

Daniel: – Na początku nie wiedzieliśmy na pewno, że to nowotwór, chwytaliśmy się nadziei, że to może zmiany po ukąszeniu kleszcza, albo jakiś niegroźny obrzęk, ale neurolog zdiagnozował: rak. Zrobiliśmy biopsję i wyszło czarno na białym, że to nowotwór złośliwy, glejak II stopnia. Szybko ustaliliśmy, że najlepszy sprzęt do jego wycięcia mają w Lublinie. Pojechaliśmy, ale po drodze zahaczyliśmy o Sosnowiec, gdzie przyjmował dobry neurochirurg. Podczas tych konsultacji Kamil bardzo źle się poczuł i wylądował na intensywnej terapii. Kilka dni później operowali Kamila w Sosnowcu, powiedzieli, że do Lublina może po prostu nie dojechać.

Operacja się udała?

Daniel: – Trwała kilkanaście godzin i była bardzo skomplikowana, ale poszła świetnie. Usunięto całego guza, nie było żadnych komplikacji. Kamil wyszedł z niej bez szwanku i szybko doszedł do siebie.

Kamil: – Po pierwszej operacji czułem się dobrze, mogłem nawet jeździć samochodem.

Ulga, nadzieja?

Daniel: – Trzy miesiące później pojechaliśmy na kontrolę. Guz wrócił. Tak samo duży, tak samo złośliwy. Byliśmy znowu na początku drogi. Zaczęliśmy szukać pomocy, nie tylko w Polsce. Dzwoniłem do specjalistów do Szwajcarii, Francji, Niemiec, Belgii. Pojechaliśmy do Brukseli, do znanego lekarza. Powiedział, że przy najcięższym, najbardziej agresywnym leczeniu, może dać Kamilowi 4–5 lat życia. Inny lekarz, w Bochum w Niemczech, powiedział, że „przy tego rodzaju agresywności guza przeżycia są całkiem dobre”, a na monitorze pokazał wykres, z którego wynikało, że mój brat umrze za trzy lata. Powiedziałem mu, żeby zastanowił się co mówi, że mój brat ma 27 lat. Przez cały czas starałem się trzymać Kamila w nieświadomości tych statystyk. On zresztą był w takim amoku, że niezbyt się nimi na szczęście interesował.

Potem była druga operacja.

Daniel: – Dziesięć miesięcy po diagnozie Kamil znowu trafił na stół operacyjny. Operacja była jeszcze dłuższa i trudniejsza niż pierwsza. Nie było powikłań, ale tym razem guza nie udało się wyciąć w całości. Musieli zostawić kawałek, który był w miejscu nieoperacyjnym. Gdyby go wycieli, Kamil nie mógłby chodzić ani mówić. Warzywo. Rekonwalescencja była dłuższa, trzeba było Kamila na nowo uczyć chodzić i mówić. Ale to też się udało.

Glejak jednak nie odpuścił.

Daniel: – Kilka miesięcy po drugiej operacji guz wrócił, tym razem był już III stopnia złośliwości. Wraz z podniesieniem stopnia złośliwości zmalał czas rokowanego przeżycia. Wyczytałem w internecie, że tak właśnie z glejakami jest, że gdy się je ruszy, to potem wracają bardziej złośliwe.

Jak to się stało, że przyjechaliście do Stanów?

Daniel: – Szukałem innych rodzajów terapii i natknąłem się na film o terapii dr. Burzyńskiego. Pamiętam, że poczułem coś w rodzaju ulgi i od razu wiedziałem: jedziemy do Houston. Wiedzieliśmy, że na początek musimy mieć 100 tys. złotych, a mieliśmy zero. Zapisaliśmy Kamila do fundacji, zaczęliśmy zbierać pieniądze. W międzyczasie lekarze zaproponowali radio- i chemioterapię. Zdecydowaliśmy się. Kilka tygodni po radiacji Kamil dostał udaru mózgu. Neurologicznie wszystko się zawaliło. To, że dzisiaj Kamil ma problemy z pamięcią i ciężko mu mówić, jest konsekwencją tego udaru. Zaczęły się napady padaczkowe. A kilka miesięcy po naświetlaniach guz znowu zaczął rosnąć.

Uzbieraliście ile trzeba?

Daniel: – Udało się uzbierać 100 tys. złotych i polecieliśmy do Houston. Kamil nie mógł już wtedy chodzić. Jeździł na wózku.

Rozpoczęliście słynną kontrowersyjną terapię genową dr Burzyńskiego.

Daniel: – Na początku zastosowano pięć rodzajów chemioterapii. Po niej Kamil dostał mieszankę leków, z których główne nie są przepisywane na leczenie nowotworów. Doktor Burzyński ustalił, że działają na raka. Dlaczego terapię nazywa się genową? Próbka guza powędrowała do laboratorium, gdzie zbadali tkankę pod kątem wadliwych genów, a na podstawie wyników dobrali leki. W przypadku Kamila lekarze trafili z mieszanką w 100 procentach.

To znaczy, że guz zaczął się zmniejszać?

Kamil: – Wszyscy w szoku, ale tym razem pozytywnym.

Daniel: – Po pierwszym miesiącu guz zmniejszył się o 34 procent. Zawsze tak jest na początku tej terapii, że glejak się zmniejsza, Kamilowi zaczęło się poprawiać, wstał z wózka i chodził z chodzikiem. Było coraz lepiej, guz się zmniejszał: 49 proc., potem 8 miesięcy przestoju, ale kolejne wyniki pokazały, że zmniejszył się o 75 procent. Miesiąc temu rezonans pokazał, że glejak zmalał o 93 procent. Dodatkowo guz traci złośliwość. Ze stopnia pomiędzy III a IV zszedł do poziomu pomiędzy II i III. Guz o wielkości pomarańczy zmalał do wielkości ziarnka grochu, jest w odwrocie, ale dalej siedzi w głowie Kamila.

Czy leczenie ma jakieś skutki uboczne?

Daniel: – Niestety na skutek chemioterapii Kamil zaczął mieć problemy z nerkami, badania moczu wskazywały coraz wyższe poziomy białka. Nie mógł brać leków, które trzymają guza w ryzach. Próbowaliśmy terapii naturalnej, ziołolecznictwa. Pojechaliśmy do Sacramento, do kolejnego Polaka, doktora Lubeckiego. Leczenie kosztuje, zaczęło brakować nam pieniędzy. W Sacramento spotkaliśmy Polaków, którzy namówili nas, żebyśmy przyjechali do Chicago i poprosili Polonię o pomoc. Przyjechaliśmy do Chicago w lipcu tego roku, planowaliśmy zostać tylko kilka tygodni, ale znaleźli się ludzie, dzięki którym udało się rozkręcić różne akcje zbierania pieniędzy na leczenie Kamila.

Gdzie mieszkacie?

Daniel: - U znajomych znajomych. Wciąż przenosimy się z miejsca na miejsce, ale dzięki życzliwości chicagowskiej Polonii zawsze mamy dach nad głową. Nasze życie jest zawieszone na kołku, wszystko jest podporządkowane walce z glejakiem. Nie ma mowy o pracy, o hobby, o czymkolwiek. Od dwóch lat jesteśmy nierozłączni, mieszkamy w jednym pokoju, często śpimy w jednym łóżku. Nie mamy prywatności. Dogadujemy się, ale zdarzają się ostre kłótnie, szczególnie w sytuacjach silnego napięcia. Godzimy się za 15 minut.

Do tej pory bazowaliście na pieniądzach przywiezionych z Polski?

Daniel: – Tak, ale już się skończyły. Miesięczne leczenie terapią genową kosztuje 7 tys. dolarów. Niestety nie stać nas na antyneoplaston, ta terapia to koszt ponad 200 tys. dolarów.

Ale po co, skoro tańsza terapia tak dobrze działa?

Daniel: – Terapia genowa to absolutne minimum, żeby Kamil mógł żyć. Antyneoplaston dałby większe szanse, żeby wykończyć glejaka i nie dać mu wrócić.

Czy jest szansa, że guz całkiem zniknie?

Daniel: – Tak. Plan jest taki, że likwidujemy guza do zera i zaczynamy terapię podtrzymującą, która może potrwać do dwóch lat. Niebezpieczeństwo nawrotu zawsze istnieje, nawet po całkowitym zniknięciu guza. Statystyki są wciąż przeciwko nam.

Kamil: Ja zdrowy będę na 100 procent. Nie ma innej możliwości.

Skąd bierzecie siłę, żeby wciąż przeć do przodu?

Daniel: – Najstraszniejsze w tej chorobie jest to, że z czasem wysysa z człowieka całą siłę. Znam małżeństwo, gdzie mąż w pewnym momencie stracił nadzieję i żona zmarła. Glejak takich zawahań nie daruje, walka z nim to praca, która się nie kończy. U nas w rodzinie dziadek zmarł na nowotwór. Był ważną osobą w moim życiu, ale kiedy chorował, byłem za młody i zrobiłem bardzo mało. Nikt w rodzinie nie zdobył się, żeby wyjść poza kanon i podjąć rękawicę. Do dziś nie mogę sobie darować, że nie zrobiłem więcej. Po tym wydarzeniu przyrzekłem sobie, że jeśli coś takiego znowu się wydarzy, postawię świat do góry nogami. Nie podaruję. To przeprawa dla silnych, siłę czerpiemy od siebie nawzajem.

Czego Wam życzyć na te święta?

Kamil: – Żebym wygrał. Niczego innego nie chcę.

Daniel: – Żebyśmy mogli wrócić do zwykłego szarego życia, pójść do pracy...

Kamil: – ...na ryby, w piłkę pokopać.

Tego wam życzę. Dziękuję za rozmowę.

Redakcja „Dziennika Związkowego” dołączyła do akcji „Pomagamy Kamilowi”. Na naszej stronie internetowej oraz w mediach społecznościowych znajdziecie Państwo informacje o metodach wpłat. Każda, nawet najdrobniejsza suma sprawi, że szanse Kamila Nowosielskiego na powrót do zdrowia i normalnego życia wzrosną. Prosimy, pomóżcie Kamilowi przeżyć.

Grzegorz Dziedzic

[email protected]



nowy apel kamil_a5.cdr

nowy apel kamil_a5.cdr

nowy apel kamil_a5.cdr

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama