Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 12 listopada 2024 08:44
Reklama KD Market

Trudne nie znaczy niemożliwe

Kiedy w ubiegłą niedzielę, 4 października, rozpoczynałem kazanie na polskiej mszy świętej poczułem, że nie będzie łatwo. Za dużo trudnych myśli miałem w głowie, prawie mętlik. Modliłem się długo, żeby Duch Święty poprowadził słowa, które miałem wypowiedzieć. Skąd ta trudność, zawahanie?

W Rzymie właśnie papież rozpoczął synod. Przyjechali biskupi i eksperci z całego świata. Kolejne podejście i dyskusje o rodzinie. I wiele napięcia, oczekiwania, niepewności. Czy zmieni się coś? Czy nic się nie zmieni. Co z komunią dla rozwiedzionych, co ze stwierdzaniem nieważności małżeństw, które zupełnie błędnie nazywają „kościelnymi rozwodami”, co ze związkami jednopłciowymi, co z gender, co z partnerstwami i jeszcze więcej tych pytań. Sprowadzają się one do wspólnego mianownika: czy Kościół katolicki ruszy wreszcie do przodu, czy nie. Podda się rewolucji miłości czy zamierza tkwić w starych, niemodnych schematach? I jeszcze dziwią się, czemu ludzi ubywa z Kościoła. No bo jak żyć w takim Kościele?

To nie koniec. W piątek zapowiedź, w sobotę potwierdzenie. Chodzi o kazus polskiego księdza, który ogłosił światu, że jest, kim jest. Dla jednych sensacja, dla innych ból, jeszcze dla innych połamanie w wierze. Jedni pochwalają odwagę, inni są zgorszeni. W tym wszystkim nawet media czują się oszukane, bo każdy chciał być (miał być) ekskluzywny, wyjątkowy. Nieczęsto zdarza się aż taka gratka.

Stojąc przy ambonie czytam słowa Ewangelii, te same, których słuchają dziś katolicy na całym świecie: „Na początku stworzenia Bóg ‘stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną i będą oboje jednym ciałem’. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela”.

Nieśmiało zaczynam kazanie. Mam świadomość, że w kościele są różni ludzie. I ci, którzy żyją wiernie w małżeństwie z dłuższym czy krótszym stażem. Są ci, którym małżeństwo nie wyszło, rozeszli się i znaleźli nowe szczęście. Są samotni z różnych powodów. Są wdowcy i wdowy. Dzieci, młodzież i dorośli. I ja ich wszystkich kocham. I nikogo nie chciałbym zranić w tej delikatnej kwestii, jaką jest małżeństwo i wierność. A jednak nie mogę pominąć słów Jezusa, jasnych i jednoznacznych. Wiem jednak, że one tak samo odnoszą się do mnie. I do mojego życiowego wyboru, którego świadomie i dobrowolnie kiedyś dokonałem. I mam tę gorzką świadomość, że przecież ja też jestem grzesznikiem, tylko człowiekiem, słabym, kruchym, ale… No właśnie jest jedno “ale”. Mimo tego wszystkiego wiem, że jestem zdolny do walki. O wierność pomimo.

Faryzeuszom z Ewangelii bardzo zależało na tym, żeby skonfundować Pana Jezusa. “Skoro starotestamentowe prawodawstwo dopuszczało oddalenie żony przez wręczenie jej tzw. listu rozwodowego, co stanowi praktykę przyjętą w świecie żydowskim do dzisiaj, jak to pogodzić z trwałością małżeństwa?” – pyta ks. prof. W. Chrostowski. “Odpowiedź Jezusa uwypukla napięcie między rzeczywistością naznaczoną słabościami i grzechem, w czym znajduje wyraz zatwardziałość ludzkich serc, a ideałem zamierzonym przez Boga, który znalazł wyraz w akcie stworzenia”. Jezus pokazuje tę zatwardziałość, budowaną na egoizmie, raniącą innych, niszczącą, niestety, wszechobecną. Której chodzi przede wszystkim o to, co jest tak bardzo moje i dla mnie. Zapominającej o innych. I dochodzę do konkluzji. Jezus nie wyklucza tych, którym w życiu nie wyszło. Nie wyklucza tych, co czują tak, a nie inaczej. Ale nie sankcjonuje takiego postępowania, które godzi w porządek ustalony przez Boga.

To nie Kościół wymyślił prawa i ograniczenia. One płyną z prawa Bożego, które gwarantuje harmonię w życiu i szczęście. W życie wpisane jest cierpienie. W każdą drogę życia czy to będzie małżeństwo, czy kapłaństwo, czy samotność. Nikt tego cierpienia nie uniknie. Ono jest konsekwencją grzechu i ludzkiej słabości. Jednak każdy posiada wystarczająco siły do walki. I podjęcie walki prowadzi do zwyciężenia kryzysów, które stają się miejscem wzrostu. Człowiek jest silniejszy, wedle porzekadła, że „co cię nie złamie, to cię wzmocni”. Dlatego życzę każdemu motywacji do życia i optymizmu płynącego z przekonania, że naprawdę można… wygrywać, oczywiście.

ks. Łukasz Kleczka SDS

fot.Unsplash/pixabay.com
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama