Ulatowski: nie niszczmy dialogu
Rozmowa z Tomaszem Ulatowskim, amerykańsko-polskim biznesmenem i jednym z najpoważniejszych donatorów Muzeum Historii Żydów Polskich, na temat dymisji dotychczasowego dyrektora placówki, Jerzego Halbersztadta. – Jak Pan ocenia wizytę prezydenta Stanów Zjednoczonych...
- 05/31/2011 02:47 PM
Nasza publikacja na temat rosnącego amerykańskiego zainteresowania sytuacją Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie, po „tajemniczej” dymisji jego dyrektora Jerzego Halbersztadta, wywołała także reakcje medialne w Polsce. O tej sprawie pisze m.in. „Rzeczpospolita”. Dodatkowo wzmacnia zainteresowanie fakt, że Barack Obama przed budynkiem Muzeum obiecał, że przybędzie na otwarcie w towarzystwie córek. Jak wiadomo obecność amerykańskiego prezydenta w tym miejscu była koncepcją dyrektora Halbersztadta, którego na samą wizytę Obamy w wymyślonym przezeń miejscu już „zapomniano” zaprosić. Wszystko to budzi uzasadnione obawy amerykańskich sponsorów projektu. Rozmawiamy z jednym z najbardziej zaangażowanych, Tomaszem Ulatowskim.
– Jak Pan ocenia wizytę prezydenta Stanów Zjednoczonych na placu budowy Muzeum Historii Żydów Polskich?
- To bardzo ważny, symboliczny gest. Wzmacnia go deklaracja przybycia na otwarcie tego Muzeum z córkami, jaką złożył Barack Obama.
- Czy rozumie Pan powody, dla których pozbyto się Jerzego Halbersztadta? Jak Pan przyjął wiadomość o utracie przezeń stanowiska?
- Powodów nie rozumiem, jak zresztą większość ludzi zaangażowanych w projekt. Przyjąłem ją z największym zdumieniem.
- Dlaczego?
- W świecie, idea Muzeum Historii Żydów Polskich związana jest w oczywisty sposób z jego postacią. Jest po prostu twarzą tego przedsięwzięcia, tak jak swego czasu twarzą odbudowy Zamku Królewskiego w Warszawie i tworzenia tam muzeum był prof. Stanisław Lorentz. Jeżeli nagle, bez podania przyczyn, okazuje się, że taka postać komuś „nie pasuje” i musi odejść, to z pewnością będzie to napotykać reakcje.
- Dlaczego jest Pan tak silnie związany z projektem Muzeum?
– Motywacją osobistą i rodzinną jest fakt, iż mój ojciec Zbigniew był „Sprawiedliwym Wśród Narodów Świata”, wielokrotnie ryzykując własne życie by dowieść, że walka z hitlerowskim planem zgłady Żydów jest obowiązkiem. Motywem generalnym – wielowiekowy wkład Żydów w polską rzeczywistość historyczną i społeczną unikalny w skali światowej. Utrwalenie tej prawdy w formie narracji muzealnej uznałem za dzieło niezmiernie ważne dla samej Polski, ale także dla świata. Dlatego jest w tym projekcie obecny. Uważam go za unikalny także z innych przyczyn ...
- Jakich?
- Kultury politycznej. Od momentu wsparcia idei Muzeum przez premiera Włodzimierza Cimoszewicza, poprzez wszystkie kolejne rządy napotykał on życzliwość i wsparcie. Cieszył się także wsparciem kolejnych prezydentów RP w z Lechem Kaczyńskim włącznie. Niezależnie od opcji i wszystkich różnic dzielących ugrupowania polityczne, przekonanie o znaczeniu tego dzieła wydawało się dominujące i ponadpartyjne. Fakt ten był właśnie dowodem kultury politycznej. Za jej przejaw uznawano także strukturę formalno-organizacyjną przedsięwzięcia w postaci realizowania do przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa narodowego, Urząd Miasta Warszawy i Stowarzyszenie Żydowski Instytut Historyczny. Obecność w tym gronie Stowarzyszenia odbierana była, jako upodmiotowienie strony żydowskiej w procesie tworzenia muzeum oraz swoiste przekaz międzynarodowy. Mówiąc prościej – Muzeum stawało się nie tylko kwestią, jak o historii Żydów w Polsce opowiedzą polskie władze, ale także sami uczestnicy tej obecności – Żydzi. W myśl dobrze znanej zasady: nic o nas bez nas.
To było kluczowe dla uwiarygodnienia przedsięwzięcia w skali światowej. Było też w taki sposób odbierane przez zdecydowaną większość zainteresowanych powstaniem Muzeum i jego donatorów.
- Czy nominacja dyrektorska Jerzego Halbersztadta była ilustracją tego konsensusu?
– Przez wiele lat tak się wydawało.
- Czy był dobrym dyrektorem
- Oczywiście. Był dyrektorem nie tylko kreatywnie uczestniczącym w tworzeniu wizji Muzeum, ale także potrafiącym pozyskiwać dla niej wsparcie w wielu krajach, często w wyniku długotrwałych dyskusji i przekonywań. Jego sukcesem było sprawne przeprowadzenie konkursu na projekt architektoniczny, przygotowanie planów budowy, jej rozpoczęcie i prowadzenie. Niemal 60 mln z donacji ze środków prywatnych i pozarządowych. Był niezwykle efektywny w pozyskiwaniu obiektów muzealnych. Walczył jak lew o wsparcie finansowe ze strony donatorów, co w warunkach dzisiejszego kryzysu nie było łatwe. W planie osobistym poświęcił temu piętnaście lat swego życia. Ukoronowaniem tego okresu – jak nikt nie wątpił – miało być otwarcie Muzeum.
Mogę nawet powiedzieć Helbersztadt był nawet ilustracją kompromisu historycznego, jakim było Muzeum. Było traktowane jako żywy kontrapunkt dla stereotypu polskiego antysemityzmu. Otwarciem nowego dialogu ze społecznością żydowską w świecie.
- W listopadzie zeszłego roku dobiegła końca kadencja dyrektora. Czy wtedy cokolwiek wskazywało na to, że planowane jest pożegnanie z Halbersztadtem?
- Jeżeli ktoś takie plany miał, to na pewno się z tym nie zdradzał. Zarówno ze strony Prezydent Miasta i Ministra Kultury płynęły pod adresem dyrektora komplementy. Nawet podczas niedawnej wizyty w Izraelu delegacji z premierem Donaldem Tuskiem. Muzeum stawiano za przykład coraz lepszych relacji polsko-żydowskich.
- Po wygaśnięciu kadencji, Halbersztadt otrzymał nominację na pełniącego obowiązki dyrektora muzeum do końca kwietnia br. Co miało nastąpić po upływie tego okresu?
- Powszechnie oczekiwano że, Jerzemu Halbersztadtowi wszyscy trzej gestorzy projektu umożliwią dalsze nim kierowanie i doprowadzenie do finału.
– Na początku kwietnia br. Prezydent Miasta zakomunikowała, że zamierza wnioskować o powierzenie pełnienia obowiązków komu innemu, a nie Jerzemu Halbersztadtowi, a potem poparł to Minister Kultury? Wywołało to falę protestów.
- Przede wszystkim miasto i ministerstwo ogłosiły decyzję bez zgody trzeciego podmiotu Stowarzyszenia ŻIH, a przy jego proteście. Złamano zasadę współdecydowania. Nie podano także jakichkolwiek merytorycznych powodów takiej decyzji. Dlatego nie dziwię się, że takie procedowanie oprotestowało wiele autorytetów. Zbulwersowało to także środowiska wspierające projekt poza Polską.
- Miasto próbowało tłumaczyć, że Halbersztadt nie gwarantuje... prawidłowego odbioru technicznego budowy.
– Nie podejmuję się komentowania takiego poziomu argumentacji. Znana jest natomiast dobrze walka Halbersztadta z miastem o instalację w muzeum nowoczesnego systemu gaśniczego, a nie takiego, który w przypadku pożaru zalewa i niszczy całe zbiory. Być może kabaretowy spór o deszczownice miał być pretekstem do pozbycia się dyrektora.
- Halbersztadt ostatecznie sam złożył rezygnacje...
- A jak się miał zachować, kiedy z mediów dowiedział się, że od maja nie ma po co przychodzić do pracy, bo za jego biurkiem zastanie już kogo innego?
- Czy sądzi Pan, że decyzja o pozbyciu się dyrektora szkodzi projektowi?
- Zdecydowanie szkodzi. Proces powstawania idei muzeum i jego realizacja były rodzajem dialogu, jaki Polska prowadziła ze środowiskami żydowskimi. Dzięki Muzeum przechodził on ze sfery emocji i stereotypów w sferę racjonalności i budowania obszaru, w którym daje się mówić jednym głosem o żydowskiej obecności w Polsce. To jak potraktowano Jerzego Halbersztadta, podważa wiarygodność takiego dyskursu dialogowego i kieruje go w rejony karykaturalne.
- Czy może mieć to wpływ na optykę zagranicznych donatorów projektu?
- Zapewne może ją zmieniać. Na pewno będą oczekiwać wyjaśnień. Zarówno dlatego, że Jerzy Halbersztad był dla nich postacią zaufania publicznego i to nie z urzędowego nadania, a poprzez lata swej pracy dla projektu, po drugie – dlatego, że pozbyto się go w procedurze nie mieszczącej się w cywilizacyjnych standardach. Jeżeli są zarzuty, to się je otwarcie przedstawia, a nie administracyjnie wymusza rezygnację.
- O całej sprawie piszą już amerykańskie media i zadają pytania o motywy rezygnacji z dyrektora?
- Jeżeli Ameryka jest adresatem próśb o wspomaganie projektu, opinia publiczna ma prawo wiedzieć jak jest realizowany i przez kogo.
- Mówi się, że jeżeli w decyzjach personalnych nie wiadomo o co chodzi, to zwykle chodzi o to, kto jest już szykowany na stanowisko...
- Takie plotki docierają, ale nie zamierzam się nim zajmować.
- Czy widzi Pan jakieś wyjście z tej sytuacji?
- Na wszelki wypadek, najlepiej być... przyzwoitym. Takim rozwiązaniem jest w obecnej sytuacji konkurs na stanowisko dyrektora rozstrzygany przez komisję reprezentująca także środowiska zagraniczne zaangażowane w realizację projektu. Jeżeli dialog ma być w sprawie realizacji Muzeum podtrzymany, trudno wyobrazić sobie jakąś inna opcję. Na przykład obsadzanie tego stanowiska z jakiegoś klucza partyjnego czy towarzyskiego.
- Czy wyobraża Pan sobie konkurs z udziałem Jerzego Halbersztadta?
– Z udziałem każdego, kto spełni wymogi uczestnictwa w takim konkursie.
Rozmawiał: Patryk Małecki, Nowy Jork
Reklama