Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 12:19
Reklama KD Market

Burundi. Po wyborach prezydenckich władza bez końca



Mimo groźby wojny domowej i międzynarodowego ostracyzmu, rozruchów ulicznych i próby wojskowego puczu, prezydent Pierre Nkurunziza dopiął swego. We wtorek wygrał kolejne wybory i przedłużył panowanie o następne pięć lat.

Nie musiał czekać na wyniki głosowania, aby świętować wygraną. Był jedynym kandydatem - wszyscy najpoważniejsi rywale wycofali się z wyborów, uznając, że Nkurunziza uczynił z nich farsę. Z tego samego powodu zbojkotowali poprzednie wybory w 2010 r. Teraz oskarżali prezydenta o dyktatorskie zapędy i dodatkowo o naruszenie konstytucji, która stanowi, że stanowisko szefa państwa piastować można tylko przez dwie kadencje. Nkurunziza odpowiadał, że ponieważ na pierwszą kadencję w 2005 r. został wybrany przez parlament, a nie w powszechnych wyborach, to nowa kadencja, o którą się ubiega, będzie jego drugą, a nie trzecią, zabronioną przez konstytucję.

Nie przestraszył się krytyki Zachodu i jego gróźb, że odbierze mu gospodarczą pomoc bez której 15-milionowe Burundi, jeden z najbiedniejszych i najbardziej zacofanych krajów Afryki i świata, nie da sobie rady. Nie wycofał się z wyborów ani ich nie odwołał, a jedynie kilka razy odraczał za radą Unii Afrykańskiej, a przede wszystkim sąsiadów z regionu afrykańskich Wielkich Jezior, zaniepokojonych, że wojna domowa w Burundi znów przerodzi się w pogromy Tutsich i Hutu, a te w kolejny regionalny konflikt, który na przełomie wieków pochłonął tam ponad 5 mln ofiar. Sąsiedzi nie żądali, by 51-letni Nkurunziza zrezygnował z politycznych ambicji i władzy, ale przestrzegali, że jeśli już musi naginać konstytucję, to niech czyni to tak, by nie wywołać wielkiej wojny.

Po majowym nieudanym zamachu stanu wierne Nkurunzizie wojsko i policja spędziły z ulicy Bużumbury demonstrantów, a młodzieżowe bojówki rządzącej partii sterroryzowały prowincję. W spacyfikowanym kraju prezydent nie musiał się bać, że we wtorkowych wyborach prezydenckich czekają go jakiekolwiek niespodzianki. Jego najbliższy doradca zapowiedział nawet, że po wygranej prezydent przychyli się do próśb sąsiadów i rodzimej opozycji, weźmie jej przedstawicieli do swojego rządu i podzieli się z nimi władzą. Odrzucił za to jako niedorzeczne żądanie, by sam skrócił sobie nową kadencję i złożył urząd już po sześciu miesiącach czy roku. Opozycja przekonywała, że tylko utworzenie rządu jedności narodowej i skrócona kadencja pozwolą uniknąć wojny domowej, której wywołaniem grożą ukrywający się przywódcy nieudanego, majowego puczu.

Teraz w ślady Nkurunzizy zamierzają pójść wszyscy – z wyjątkiem Tanzanii - prezydenci z regionu Wielkich Jezior, którzy już wykreślili albo zamierzają wykreślić narzucony im przez Zachód konstytucyjny zapis, ograniczający prezydenckie kadencje do dwóch.

W przyszłym roku o nową kadencję zamierza ubiegać się przywódca Ugandy Yoweri Museveni, który zdobył władzę w 1986 r. jako przywódca partyzanckiego wojska, które wygrało wojnę domową. Jako faworyt Zachodu sam kazał wpisać do konstytucji zasadę ograniczenia prezydenckich kadencji do dwóch i krytykował afrykańskich przywódców, że nie potrafią się rozstać z władzą. W 2005 r. sam kazał wykreślić z konstytucji przepis zakazujący dłuższych rządów, a w 2006 r. wystartował w wyborach prezydenckich po raz trzeci.

W przyszłym roku druga i ostatnia dozwolona prawem kadencja kończy się kongijskiemu prezydentowi z Kinszasy Josephowi Kabili. W zeszłym roku próbował usunąć z konstytucji kadencyjny limit, ale zakończyło się to ulicznymi zamieszkami. Potem próbował przeforsować pomysł, by przed prezydenckimi wyborami przeprowadzić spis powszechny. Kongijczycy domyślili się, że to podstęp, a spis zajmie całe lata, podczas których rządzić będzie dalej Kabila. Znów wyszli na ulice Kinszasy, a prezydent znowu ustąpił, mając świeżo w pamięci październikową rewolucję z Burkina Faso, gdzie demonstranci obalili i wygnali z kraju prezydenta Blaise’a Compaore, który też próbował zmieniać konstytucję, by móc rządzić dłużej. Kabila nie złożył broni i teraz przekonuje opozycję, żeby przed wyborami zwołać kongijski „okrągły stół”. Kongijczycy znów wietrzą podstęp – jeśli opozycja da się skusić (choćby posadami w rządzie ) i przyjmie zaproszenie do „okrągłego stołu”, Kabila zrobi wszystko, żeby jego obrady potrwały nie tygodnie ani miesiące, ale całe lata.

Sprawę konstytucyjnych ograniczeń ma już za sobą Paul Kagame, prezydent Rwandy, sąsiadki i bliźniaczki Burundi (historia obu krajów to krwawe konflikty Hutu - 75 proc. ludności w jednym i w drugim kraju - i Tutsich, będących w mniejszości, ale rządzących w Rwandzie, a do niedawna także w Burundi).

W przeddzień wyborów w Burundi, korzystając, że świat był nimi zajęty, posłuszni prezydentowi rwandyjscy deputowani jednogłośnie uchwalili, że należy wykreślić z konstytucji zapis, zabraniający szefowi państwa pełnienia urzędu dłużej niż dwie kadencje. Ostateczną decyzję w tej sprawie podejmą Rwandyjczycy w drodze plebiscytu.

To, że zakończy się on wygraną Kagamego, jest jeszcze pewniejsze niż wygrana Nkurunzizy w zbojkotowanych przez opozycję wyborach w Burundi. Kagame doszedł do władzy jeszcze w 1994 r. jako przywódca partyzantki Tutsi, która przerwała ludobójcze pogromy ich rodaków przez bojówki Hutu. Prezydentem został oficjalnie w 2000 r. Wcześniej był wiceprezydentem i ministrem obrony, ale faktycznie to on od 1994 r. pozostawał faktycznym przywódcą kraju. Druga i ostatnia kadencja Kagamego miała skończyć się w 2017 r. Teraz jest niemal pewne, że będzie rządził dalej.

Pod rządami Museveniego i Kagamego Uganda i Rwanda stały się afrykańskimi prymuskami w dziedzinie gospodarczych reform, postępu, stabilizacji, ulubienicami Zachodu. Ich zachodni zwolennicy obawiają się jednak, że przedłużając w nieskończoność panowanie, przeradzają się w dyktatorów, dają zły przykład, niwecząc dorobek, który sprawiał, że cieszyli się poparciem rodaków i byli stawiani innym za wzór.

Wojciech Jagielski (PAP)

 

Zamieszczone na stronach internetowych portalu www.DziennikZwiazkowy.com materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Codziennego Serwisu Informacyjnego PAP, będącego bazą danych, którego producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Alliance Printers and Publishers na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama