Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 17 listopada 2024 03:25
Reklama KD Market

Sąd: dziennikarze z PKW prawomocnie uniewinnieni

Sąd Okręgowy w Warszawie utrzymał w czwartek wyrok uniewinniający dziennikarzy PAP i TV Republika od zarzutu naruszenia miru domowego podczas obsługi przez nich okupacji siedziby PKW. Apelację prokuratury w tej sprawie sąd uznał za "oczywiście bezzasadną".

"Dziennikarze, będąc na sali PKW, nie stali się okupującymi to pomieszczenie" - podkreślił w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Sebastian Ładoś nazywając zatrzymanie podsądnych przez policję "nieporozumieniem". Sąd wskazał też, że policja nie wydała komunikatu zakazującego dziennikarzom przebywania w budynku PKW. "Nawet gdy policja poleciła dziennikarzom opuszczenie pomieszczenia w PKW, to nie kazano im opuszczać budynku" - wskazał sąd.

Taki jest prawomocny finał sprawy z listopada zeszłego roku, gdy fotoreporter PAP Tomasz Gzell i dziennikarz TV Republika Jan Pawlicki zostali zatrzymani przez policję w czasie relacjonowania przez nich okupacji gmachu PKW przez osoby domagające się dymisji PKW w związku z przedłużającym się obliczaniem wyników wyborów samorządowych. Dziennikarzy w sali PKW było kilkudziesięciu - zatrzymano ich dwóch; oprócz nich policja zatrzymała 10 osób. Dziennikarze zostali zwolnieni przez sąd po pierwszej rozprawie - czyli po 21 godzinach od zatrzymania.

Korzystając z tzw. trybu przyśpieszonego policja skierowała do sądu wniosek o ukaranie Gzella i Pawlickiego za naruszenie miru domowego w PKW przez nieusłuchanie polecenia opuszczenia pomieszczenia - grozi za to grzywna, kara ograniczenia wolności albo do roku pozbawienia wolności. W grudniu ub.r. Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście uniewinnił obu.

"Zatrzymanie to pomyłka, przykre nieporozumienie" - mówił w uzasadnieniu wyroku sędzia Łukasz Mrozek. "Akcja była nerwowa i dynamiczna. Ponieważ żaden inny dziennikarz nie został zatrzymany, to znaczy, że intencją było zatrzymanie tylko osób okupujących pomieszczenie za stołem" - podkreślał sędzia. Wskazał, że do pomyłki mogło dojść m.in. z powodu działań policji i administratora gmachu, bo zmieniono początkowo ogłaszany komunikat wzywający również dziennikarzy do opuszczenia gmachu, na wezwanie do "nieutrudniania działań policji".

W trybie monitoringu orzeczeń sądowych wyrok ws. Gzella i Pawlickiego oceniała Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście. Prok. Michał Mistygacz uznał wyrok za niesłuszny i wniósł apelację. Zarzucił orzeczeniu błąd w ustaleniach przez przyjęcie, że w działaniu dziennikarzy nie było bezpośredniego zamiaru okupowania pomieszczeń PKW, a ich czyn mieści się w granicach uprawnień służbowych i stanowi wyraz rzetelnego wykonywania przez nich obowiązków mających na celu rzetelne informowanie.

Według oskarżyciela "dowody oparte na zasadach logiki i doświadczenia życiowego wskazują, że nie zastosowali się do polecenia policji i nie opuścili pomieszczenia mimo wielokrotnie ponawianych poleceń".

"Polecenia były do okupujących i do mediów, i wszyscy mieli obowiązek dostosowania się do żądania. Komunikaty były trzy. Przez 14 minut dziennikarze nie opuścili sali - choć większość opuściła. Nie ulega wątpliwości, że dziennikarze wykonywali swe obowiązki i początkowo nie można im przypisać woli okupacji tego pomieszczenia. Mieli opuścić lokal w 5 minut" - mówił w sądzie prokurator.

Według niego dziennikarze byli świadomi treści komunikatów i dopuścili się występku. "Świadomie przeciwstawili się woli dysponenta. Nieopuszczenie sali po pięciu komunikatach świadczy o lekceważącym stosunku oskarżonych do prawa. Jan Pawlicki sam mówił, że jego zawód polega na relacjonowaniu zdarzeń tak długo, jak to możliwe - niekiedy nawet wiąże się to z niedostosowaniem się do poleceń. Nie ma immunitetu dziennikarskiego" - wywodził prok. Mistygacz.

Podkreślał, że czym innym jest kwestia niepodporządkowania się poleceniu, a czym innym zatrzymanie Gzella i Pawlickiego przez policję. "Kwestia zatrzymania nie rzutuje na wypełnienie znamion przestępstwa" - mówił. W oddzielnych postępowaniach sąd rejonowy uwzględnił zażalenia Pawlickiego i Gzella na zatrzymanie ich przez policję i uznał je za bezzasadne.

"W ocenie obrony wyrok jest słuszny, a apelacja ma charakter polemiczny" - odparł mu obrońca Gzella mec. Piotr Witaszek. Przypomniał, że policja przed interwencją zmieniła treść żądania - z polecenia opuszczenia pomieszczeń na prośbę do mediów o nieutrudnianie pracy policji. "Z tych powodów wyrok I instancji jest słuszny" - zakończył.

Obrońcy Pawlickiego uzupełnili te argumenty wskazując, że powody uniewinnienia obu podsądnych powinny być jeszcze szersze niż te przyjęte przez sąd rejonowy. "Zamiarem oskarżonych nie było przebywanie w tym miejscu, czy okupowanie go - zajmowali się relacjonowaniem zdarzeń. Przypomniał, że PKW nie dała żadnego sygnału protestującym, by opuścić budynek - wręcz odwrotnie, nawet ich zaprosiła" - powiedział mec. Sławomir Sawicki.

Mec. Grzegorz Kucharski podkreślił, że wezwania do opuszczenia lokalu formułował pracownik kancelarii prezydenta - a nie ona, lecz PKW była w tym dniu dysponentem pomieszczeń. Zaprzeczył słowom prokuratora, by większość dziennikarzy opuściła salę po wezwaniu. "Było dokładnie odwrotnie" - podkreślił. Przywołał dowody z nagrań video. Przypomniał, że nawet minister spraw wewnętrznych Teresa Piotrowska "złożyła samokrytykę, mówiąc, że to zatrzymanie było błędem".

"Wielokrotnie oglądaliśmy w telewizji pracę dziennikarzy. Dzięki niej społeczeństwo wie, co się dzieje. Byliśmy w PKW jako dziennikarze. Gdyby nie to, nawet mieszkańcy sąsiedniej ulicy nie wiedzieliby, co się dzieje w PKW. Dziennikarze w niczym tam nie zawadzili policji. Byłem na wielu demonstracjach, na których policja prosiła nas o coś. I zawsze dawało się to zrobić" - podkreślił Gzell w "ostatnim słowie".

Sąd odwoławczy argumenty prokuratury uznał za nietrafne, a apelację oskarżyciela nazwał "bezzasadną w stopniu oczywistym". Uzasadniając go sędzia Ładoś podkreślił, że sąd nie dopatrzył się w zamiarze oskarżonych chęci okupowania budynku PKW - a to jest kluczowe z punktu widzenia możliwości przypisania im przestępstwa. Sąd przypomniał, że z policyjnych nagrań wynika, że dziennikarze wykonywali swoje zadania służbowe. "Dodajmy, że Jan Pawlicki został zatrzymany w chwili, gdy prosił policjanta o komentarz do zdarzeń, które obserwował" - zauważył sędzia.

Jak dodał, po tym, gdy policja nakazała opuszczenie sali PKW, dziennikarze "zbierali się do wyjścia, ale chcieli też udokumentować przebieg interwencji". "W tej sprawie należało zbadać zamiar oskarżonych. Z badania wynika, że nie mieli oni zamiaru okupować budynku" - dodał sędzia.

Od końca ub.r. inna stołeczna prokuratura (mokotowska) prowadzi śledztwo ws. przekroczenia uprawnień przez policjantów w związku z interwencją w siedzibie PKW. Obaj dziennikarze mają w nim status pokrzywdzonych.

W oddzielnych postępowaniach sąd rejonowy uwzględnił zażalenia Pawlickiego i Gzella na zatrzymanie ich przez policję i uznał je za bezzasadne. Jak powiedziała sędzia Małgorzata Drewin, ws. Gzella o jego bezzasadnym zatrzymaniu będzie powiadomiona prokuratura i szef stołecznej policji.

Podkreśliła, że gdy funkcjonariusz policji wydaje polecenie, należy dać mu posłuch, ale zarazem stwierdził, że nie istniało podejrzenie, by Gzell - realizując swą misję fotoreportera - popełnił przestępstwo naruszenia miru domowego w PKW. Wcześniej sąd uznał również zatrzymanie Pawlickiego za bezzasadne. Uzasadniając tę decyzję sędzia Wojciech Łączewski zaznaczył, że "procesy intelektualne u tych, którzy podejmowali decyzję o zatrzymaniu, nie nadążały za sytuacją, która wcale nie była tak dynamiczna".

Wkrótce po uniewinnieniu dziennikarzy minister spraw wewnętrznych Teresa Piotrowska mówiła PAP, że ich zatrzymanie podczas zajść w PKW nie powinno się zdarzyć. "Przepraszam tych, których to dotknęło, których to bulwersowało" - dodała. Gzella osobiście przepraszał też minister sprawiedliwości Cezary Grabarczyk. Policja zapowiadała wypracowanie nowych zasad współpracy z dziennikarzami. (PAP)

Na zdjęciu głównym: Od prawej: Tomasz Gzell i Jan Pawlicki fot.Marcin Obara/EPA



Zamieszczone na stronach internetowych portalu www.DziennikZwiazkowy.com materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Codziennego Serwisu Informacyjnego PAP, będącego bazą danych, którego producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Alliance Printers and Publishers na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.

Polish reporters in court

Polish reporters in court

epa04516110 Judge Lukasz Mrozek (L) Polish Press Agency photographer Tomasz Gzell (R) and TV Republika journalist Jan Pawlicki (2-R), during a trial at the District Court in Warsaw, Poland, 05 December 2014. The District Court in Warsaw acquitted Gzell and Pawlicki of the charge of violation of domestic peace of the National Electoral Commission (PKW). Tomasz Gzell and Jan Pawlicki were arrested on 20 November evening during a protest of a group of demonstrators occupying the seat of the National Electoral Commission (PKW) in Warsaw. Protesters demand the immediate resignation of all members of the PKW. The National Electoral Bureau is the PKW executive body formed to ensure proper administration, financial and technical conditions of elections and referenda in Poland. The full results of the 16 November vote to provincial assemblies are still unknown as the computer failure has been still delaying the vote count in some places. EPA/MARCIN OBARA POLAND OUT

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama