Dlaczego USA dowodzą interwencji libijskiej?
Minionej nocy wojska koalicji pięciu krajów rozpoczęły operację pod kryptonimem „Świt Odysei”. Jej celem jest opanowanie napiętej sytuacji w Libii, gdzie od kilkunastu dni opozycjoniści ścierają się z siłami dyktatora Muammara Kadafiego. Dlaczego Ameryka dowodzi tej koalicji - tłumaczy nasza felietonistka...
- 03/20/2011 06:12 PM
Minionej nocy wojska koalicji pięciu krajów rozpoczęły operację pod kryptonimem „Świt Odysei”. Jej celem jest opanowanie napiętej sytuacji w Libii, gdzie od kilkunastu dni opozycjoniści ścierają się z siłami dyktatora Muammara Kadafiego. Jak na razie w interwencji powietrznej biorą udział Wielka Brytania, Włochy, Francja, Kanada oraz USA. Ryzykownej interwencji zbrojnej przewodniczą właśnie Stany Zjednoczone.
Barack Obama wielokrotnie odżegnywał się od stylu polityki interwencyjnej, prowadzonej przez jego poprzednika, Georga W. Busha. Prezydent obiecywał wycofanie amerykańskich wojsk z Iraku oraz Afganistanu, a przy tym deklarował, że amerykańskie siły wojskowe nie będą, bez potrzeby, angażowały się w kolejne konflikty na innych kontynentach.
Jak pokazują wydarzenia ostatnich kilkunastu godzin, Barack Obama zmienił zdanie. USA nie tylko bowiem przystąpiło do koalicji krajów, które postanowiły zainterweniować w sprawie libijskiej, ale objęło w operacji „Świt Odysei” dowodzenie.
Obama ma wiele do stracenia przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi w 2012 roku. Jednym z głównych założeń prowadzonej przez niego polityki było złagodzenie wizerunku prezydenta i odżegnywanie się od konfliktów zbrojnych. Pokojowa Nagroda Nobla w końcu zobowiązuje...
W świetle ostatnich wydarzeń w Libii koalicja zachodnia postanowiła jednak zareagować. Rzecznicy administracji Baracka Obamy podkreślali, że chodzi jedynie o wsparcie dla krajów UE, które zdecydowały się interweniować przeciwko Kadafiemu. Okazało się jednak, że 19 marca, kiedy rozpoczęto operację zbrojną, to właśnie USA były krajem, który zapewnił koalicjantom najsolidniejsze wsparcie na poziomie wyposażenia oraz dowodzenia strategicznego.
Eksperci jednak podkreślają, że mimo zachowawczego podejścia samego Baracka Obamy, Stany Zjednoczone są jedynym krajem, który dysponuje rozpoznaniem satelitarnym, niezbędnym w tego typu operacjach sił powietrznych. Bez nich więc interwencja nie bylaby możliwa, przynajmniej nie na tym poziomie.
Co więcej, nocne bombardowanie Libii okazało się najskuteczniejsze dopiero dzięki wystrzeleniu 112 amerykańskich rakiet Tomahawk. 20 marca ataki sił koalicji nie zostały przerwane – Pentagon potwierdził, że w niedzielnej walce wzięły udział samoloty US Navy, samoloty E/A 18 Growler oraz AV-8B Harrier korpusu Amerykańskiej Piechoty Morskiej.
W niedzielę przedstawiciel libijskiego ministerstwa zdrowia poinformował, że jak dotąd w efekcie walk i interwencji zachodnich koalicjantów, w Libii śmierć poniosły 64 osoby. Koalicjanci przewidują, że cała akcja potrwa zaledwie kilka dni.
Oby te prognozy były równie trafne, jak bombardowanie wyznaczonych celów
Anna Siarkiewicz
Anna Siarkiewicz jest dziennikarką portalu InformacjeUSA.com
Reklama