Paweł Wolak, czyli polski charakter znów triumfuje na ringu
“Był czas, że nikt nie interesował się Pawłem. Robiłem jego zdjęcia, rozmawiałem z nim, ale zainteresowanych publikacją nie było. Ludzie pytali kto to Wolak i rozmowa się na tym kończyła. Teraz jest oczywiście inaczej” – mówi Wojtek Kubik, nowojorski dziennikarz i fotograf wielu lat uwieczniający pojedynki Wściekłego Byka. Co się nagle zmieniło, że po sobotnim zwycięstwie nad byłym mistrzem świata Yuri Foremanem, wszyscy chcą go teraz oglądać? Nic! O tym jak polski charakter podbija amerykańskie ringi z Wojtkiem Kubikiem rozmawia Przemek Garczarczyk.
- 03/15/2011 04:27 PM
“Był czas, że nikt nie interesował się Pawłem. Robiłem jego zdjęcia, rozmawiałem z nim, ale zainteresowanych publikacją nie było. Ludzie pytali kto to Wolak i rozmowa się na tym kończyła. Teraz jest oczywiście inaczej” – mówi Wojtek Kubik, nowojorski dziennikarz i fotograf wielu lat uwieczniający pojedynki Wściekłego Byka.
W obiektywie Wojtka Kubika: Wolak przez lata, w walkach z Patrickiem Thompson (10-7-1) w Huntington Townhouse w grudniu 2006; z Carlosem Nascimento (24-1) w Madison Square Garden w , październiku 2009 roku i z Ishmailem Arvinem (15-1), także w MSG, w styczniu, 2010 roku.
David Martin Warr, znany fotograf sportowy zrobił kilka zdjęć historycznej już walki Pawła Wolaka z Yuri Foremanem. "Nie miałem w planie robienia zdjęć Pawła bo obsługiwałem walke Mayorga - Cotto, ale mogę przecież pomóc moim polskim przyjaciołom. Zwłaszcza, że z Polską i Polakami mam tylko miłe wspomnienia. I gratulacje dla Wolaka - to była wojna na ringu. Chyba jedno z moich zdjęć pokazuje łzy w jego oczach, ale miał do nich pełne prawo" - powiedział nam Martin, z urodzenia Hiszpan i wielki fan Realu Madryt, który zamienił dla Dona Kinga rodzinną Marbellę na równie ciepłe Miami.
Co się nagle zmieniło, że po sobotnim zwycięstwie nad byłym mistrzem świata Yuri Foremanem, wszyscy chcą go teraz oglądać? Nic – Paweł zawsze dawał z siebie wszystko, tylko teraz widać to na wielkich, oglądanych przez setki tysięcy ludzi galach, a nie małych nowojorskich galach przed grupą najwierniejszych kumpli.
Niespełna 30-letni Wolak zawsze znał tylko jedną ringową taktykę – na całość, do przodu. „Jak walczył pięć czy więcej lat temu przy żyrandolach – tak nazywam walki w małych bankietowych salkach – to wchodził na ring i atakował, bo ludzie chcieli nokautów. Jacyś wielcy specjaliści boksu na takie pojedynki przecież nie przychodzą, ma być ciągła akcja więc Paweł jej dostarczał i szedł na całość. Zapytałem się go kiedyś, sporo lat temu, czy nie chce za szybko skończyć kariery, bo przecież dużo zadaje i dużo przyjmuje. Paweł powiedział, że taki już jest jego boks, żeby wybić przeciwnikowi chęć walki. I dodał, że taki sposób walczenia go mobilizuje. Bo jak dostanie cios, to jeszcze bardziej chce mocniej oddać. Taka naturalna, sportowa adrenalina” komentuje Kubik.
Paweł Wolak nie ma charakteru gwiazdy. „Pracował na budowie i będzie na niej pracował, bo stoi twardo nogami na ziemi,. Zdaje sobie sprawę, że sukces w tym sporcie potrafi tak samo szybko przyjść jak zostać szybko zapomniany. „Wojtek, ja mam na utrzymaniu żonę i dziecko, muszę myśleć o ubezpieczeniu, normalnym życiu, bo jedna przegrana walka i spadnę na bardzo niską półkę w rankingu Aruma. Tak mówił mi Paweł jeszcze niedawno, przed walką w 2010 roku w Madison Square Garden – opowiada Kubik. Dla „Wściekłego Byka” fakt, że pięć ostatnich walk wygrał nie na na galach „pod żyrandolem”, ale mających ogólno amerykańską widownię był ważniejszy niż te 50 tysięcy dolarów, które dostał za walkę z Foremanem. Dwukrotnie legendarne Madison Square Garden i stadion New York Yankees, renomowana Honda Center w kalifornijskim Anaheim i wreszcie teraz MGM Grand Arena w Las Vegas, to miejsca bardzo liczące się w Stanach. „Paweł nic się nie zmienił. Jeśli już, to na lepsze, na pewno dojrzał i rozumie jak brutalny na ringu i poza nim jest boks. Przemiły człowiek do pogadania, zupełnie inny niż ten, który szarżuje rywali na ringu” – dodaje nowojorski fotoreporter.
Dla Wolaka przełomowym momentem był fakt, że spokojem podszedł do seryjnie odwoływanych przez jego promotora, szefa Top Rank Boba Aruma walk z pieszczonym ze względu na latynoską widownię Julio Chavezem Juniorem. Zrobił swoje i udowodnił Arumowi swój charakter dwukrotnie – pierwszy raz, kiedy nie trzasnął rękawicami i nie poszedł do domu po kolejnym, tym razem 48 godzin przed walką, odwołaniem pojedynku, a ten drugi, kiedy przetrzymał nokdaun w drugiej rundzie i znokautował rywala o którym dwa dni wcześniej jeszcze nic nie wiedział. Zwycięstwo nad Foremanem, noszącym ze względu na monotonny styl walki wśród amerykańskich dziennikarzy przydomek „Bore-man” (gra słów, bo słowo „boring” oznacza nudę) pokazało Arumowi, że w Wolaka warto – i trzeba inwestować. Paweł wie, że teraz nie będzie łatwiej, że teraz będzie trudniej, że najprawdopodobniej czeka go ostateczny test przed walką o tytuł. Ale czego ma się bać chłopak, którego charakterem można by obdzielić połowę bokserów w jego kategorii wagowej?
Tekst: Przemek Garczarczyk
Zdjęcia: Wojetek Kubik, Davin Martin Warr
Reklama