Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 23:53
Reklama KD Market

Imigracyjne dekrety z przeszkodami

Już za kilka miesięcy ma rozpocząć się jedna z największych operacji biurokratycznych w tym stuleciu. Potencjalnie nawet 5 milionów ludzi może zacząć szturmować drzwi do urzędów imigracyjnych ...
Już za kilka miesięcy ma rozpocząć się jedna z największych operacji biurokratycznych w tym stuleciu. Potencjalnie nawet 5 milionów ludzi może zacząć szturmować drzwi do urzędów imigracyjnych w całym kraju chcąc – choćby tylko tymczasowo – zalegalizować swój pobyt w USA.

Imigracyjne dekrety Baracka Obamy, podpisane pod koniec listopada, mogą okazać się trudne do zrealizowania nie tylko z powodu sprzeciwów ze strony republikańskiej opozycji, ale także z przyczyn czysto logistycznych. Proces legalizowania imigrantów objętych przywilejem zawieszenia deportacji może okazać się bardzo skomplikowany. Same procedury wymagać będą jeszcze dopracowania. Nieznane są także realne koszty, jakie poniosą osoby decydujące się na ujawnienie się władzom i imigracyjnym.

Połowa za burtą

Program Baracka Obamy składa się z kilku elementów, ale obejmuje przede wszystkim trzy główne grupy potencjalnych beneficjentów. Są to:
• rodzice obywateli amerykańskich oraz posiadaczy zielonych kart, którzy przebywają w USA co najmniej od 1 stycznia 2010 roku
• współmałżonkowie i dzieci obywateli i stałych rezydentów, zamieszkujący w USA od co najmniej 180 dni
• imigranci, którzy przyjechali do USA przed ukończeniem 16. roku życia i mieszkają w Stanach nieprzerwanie co najmniej od 1 stycznia 2010 roku.
Ta grupa stanowi rozszerzenie prowadzonego przez rząd od 2012 roku programu Deffered Action for Childhood Arrivals (DACA). W nowej wersji nie obowiązują już limity wieku dla tych osób starających się o odroczenie deportacji.

Przyjmowanie podań w przypadku pierwszych dwóch grup ma rozpocząć się po 180 dniach od momentu podpisania dekretu przez Obamę (21 listopada 2014 r.), w przypadku rozszerzenia DACA (grupa trzecia) – już po 90 dniach. W każdym z przypadków, które mają być rozpatrywane indywidualnie trzeba będzie wykazać się niekaralnością. Ochrona przed deportacją oraz związane z nią przywileje np. prawo do pracy, mają obowiązywać przez trzy lata.

Z szacunków wynika, że programy te mogą objąć niecałe 5 milionów spośród około 11 milionów imigrantów. Oznacza to, że za burtą nadal znajduje się ponad połowa nieudokumentowanych żyjących dziś w USA. I nie chodzi tu tylko o osoby przebywające w Stanach krócej niż przez 5 lat. Z programu wyłączeni są na przykład imigranci z Polski, którzy od lat żyją i pracują w USA wciąż wspierając swoich najbliższych w starym kraju, którzy nie założyli w Stanach rodziny, ani nie dorobili się tu potomstwa.

Pole do oszustw

Urząd Imigracyjny (U.S. Citizenship and Immigration Services - USCIS) już teraz zachęca do zbierania dokumentów potwierdzających pokrewieństwo, tożsamość i długość pobytu. Wielu prawników imigracyjnych oraz organizacji pomagających imigrantom już ostrzega przed wielkim polem do nadużyć. Przysłowiowe schody zaczną się bowiem w momencie, w którym nielegalny imigrant będzie musiał udowodnić swój nieprzerwany pobyt w USA przez okres minionych pięciu lat. Nie będzie to łatwe, zważywszy, że większość nielegalnych imigrantów stara się żyć w tym kraju w taki sposób, aby nie zostawiać po sobie śladów. W większości wypadków polega to na unikaniu pozostawiania swoich danych personalnych w jakichkolwiek dokumentach. Ilu imigrantów płaci czynsz, rachunki telefoniczne czy rachunki za gaz wystawione na inne nazwisko? Ilu wciąż posługuje się “lewym” numerem Social Security?

USCIS nie opublikował jeszcze żadnej informacji na temat standardów, jakie będzie musiał spełniać materiał dowodowy, dokumentujący okres rezydencji. Starsi stażem prawnicy imigracyjni pamiętają jeszcze sprawy z poprzedniej amnestii z 1986 r., kiedy dowody na stały i nieprzerwany pobyt w USA fabrykowano jeszcze przez długie lata po uchwaleniu ustawy.

Konstytucjonaliści są podzieleni w sprawie legalności rozporządzenia Baracka Obamy, ale większość z nich uważa, że prezydent wciąż działa w ramach przysługujących mu uprawnień wykonawczych"



USCIS nie “przerobi” podań

Największe obawy dotyczą jednak logistycznych możliwości USCIS. Urząd Imigracyjny może się po prostu zatkać z powodu liczby podań, co odbije się także na rozpatrywaniu rutynowych spraw dotyczących zielonych kart oraz naturalizacji.

Program DACA prowadzony od 2012 r. nie przyniósł tu dobrych doświadczeń. Przejrzano około 700 tys. podań, a każda ze spraw musiała zostać zatwierdzona przez sąd imigracyjny. Prawnicy imigracyjni już wówczas skarżyli się na wydłużenie się procedur. W tej sytuacji zapewnienia USCIS, że wszystkie nadesłane w 2015 r. podania zostaną rozpatrzone do końca 2016 r. mogą być tylko pustymi obietnicami. A przypomnijmy, że w 2016 roku odbędą się wybory prezydenckie i z Białego Domu odejdzie Barack Obama, który jest jak na razie jedynym gwarantem zawieszania deportacji.

Może się więc okazać, że osoby, które ujawnią się władzom będą ciągle czekały na rozpatrzenie swoich podań i trwały w zawieszeniu w chwili, gdy dojdzie do kolejnej zasadniczej zmiany w polityce imigracyjnej ogłoszonej przez kolejnego prezydenta.

Dekrety do sądu

W najmniejszym stopniu należy się chyba obawiać prób podważenia rozporządzeń wykonawczych przez sam Kongres. Konstytucjonaliści są podzieleni w sprawie legalności rozporządzenia Baracka Obamy, ale większość z nich uważa, że prezydent wciąż działa w ramach przysługujących mu uprawnień wykonawczych.
Co prawda 17 stanów USA, pod przewodnictwem Teksasu, wniosło do sądu federalnego pozew przeciwko rozporządzeniom Obamy, ale argumentacja, że tymczasowa ochrona przed deportacją dla milionów nielegalnych imigrantów mieszkających w USA, stanowi złamania konstytucyjnego obowiązku prezydenta dotyczącego egzekwowania przepisów, może nie wytrzymać sądowej próby. Administracja łatwo bowiem udowodni, że od wielu lat deportuje z USA tyle osób, ile z logistycznych powodów jest w stanie usunąć.

Biały Dom skupia się też na kwestiach bezpieczeństwa publicznego – priorytet przy usuwaniu z kraju dotyczy właśnie osób z przeszłością kryminalną. Władzy wykonawczej przysługują tu uprawnienia prokuratorskie – ma prawo decydować, jakie przestępstwa lub wykroczenia ścigać w pierwszej kolejności.

Kto za to zapłaci?

Zarówno konstytucjonaliści (przynajmniej ich większość), jak i sami politycy przyznają, że przedstawiciele władzy ustawodawczej mają niewielkie pole manewru, aby zatrzymać Biały Dom.

Jedną z form nacisku może być prowizorium budżetowe – republikanie mogą chcieć zablokować ich uchwalenie, a przynajmniej jeden z projektów ustawy dotyczący Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego, a więc resortu odpowiedzialnego za realizację polityki imigracyjnej. Pozbawienie rządu pieniędzy na bieżącą działalność miałoby zmusić Baracka Obamę do ustępstw. To jednak dosyć ryzykowna strategia. Już teraz demokraci ostrzegają, że bawienie się budżetem DHS może narazić na szwank bezpieczeństwo całego państwa. W tej sytuacji republikanie mogą się ograniczyć jedynie do przyjmowania rezolucji.

Argumentem przeciwko strategii wykorzystania debaty budżetowej do zablokowania planów imigracyjnych Białego Domu może być także fakt, że Urząd Imigracyjny USCIS w zasadzie finansuje się sam – z opłat wnoszonych przez petentów. Poza sprawami dotyczącymi uchodźców wszystkie koszty pokrywane są przez samych kandydatów na imigrantów lub przyszłych obywateli. To dlatego USCIS pobiera tak słone opłaty za przedłużenie zwykłej wizy, podanie o zieloną kartę, czy za naturalizację. Nie inaczej ma być i tym razem. Ale wysokość opłat dla osób starających o odroczenie deportacji na podstawie ostatnich dekretów Obamy też może okazać się przeszkodą. Wielu nielegalnych imigrantów może być po prostu nie stać na zapłacenie opłat, dzięki którym mogliby wyjść z cienia.

Nawet uchwalenie przez Kongres całościowej reformy prawa imigracyjnego, co chce wymóc na Kapitolu Biały Dom, może okazać się pułapką.

Zdominowany przez republikanów parlament może np. przyjąć programy legalizacyjne w bardzo okrojonej formie, wyłączając z nich całe grupy ludzi objęte prezydenckimi dekretami. Wiele osób może znaleźć się wówczas na lodzie. Podjęcie decyzji o skorzystaniu z prezydenckich dekretów najlepiej więc poprzedzić konsultacją prawną.

Jolanta Telega
[email protected]

 

fot.David Maung/EPA

 
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama