Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 23:25
Reklama KD Market

Obama od kuchni. Kulisy wizyty prezydenckiej w Centrum Kopernikowskim

Wybór polonijnego Copernicus Center w Chicago na wizytę prezydenta USA był dla wielu zaskoczeniem. Jak doszło do tego, że 25 listopada 2014 r. Barack Obama pojawił się przy Lawrence Avenue? Jak od strony logistycznej wyglądało przygotowanie do wiecu, jakim kluczem posłużono się przy rozdawaniu wejściówek, w końcu, z jakim środowiskowym odbiorem spotkało się to wydarzenie? Zaglądamy za kulisy tej historycznej wizyty.

Halo, tu biuro prezydenta…

Jak dowiadujemy się od Grażyny Zajączkowskiej, szefowej działu imigracyjnego Zrzeszenia Amerykańsko-Polskiego, to za jej sprawą do prezydenckiego wiecu doszło właśnie w Centrum Kopernikowskim: – Biały Dom zwrócił się do mnie, czy nie byłabym zainteresowana zorganizowaniem wiecu z udziałem prezydenta Baracka Obamy, a głównym tematem spotkania miały być ogłoszone kilka dni wcześniej prezydenckie propozycje w sprawie nieudokumentowanych imigrantów. Zaproponowano nam spotkanie z przedstawicielem Białego Domu celem omówienia szczegółów. Odpowiedź nasza brzmiała, że oczywiście, jesteśmy zainteresowani. Pozostała kwestia gdzie. Zapytano, czy mogłoby się ono odbyć w siedzibie naszej organizacji. U nas jest nieco ciasno, więc proponowaliśmy inną lokalizację. Wspomniani przedstawiciele chcieli jednak zobaczyć, co możemy im u nas zaproponować. W ciągu godziny pojawili się u nas, obejrzeli i wyszli. Ze względu na szczupłość miejsca mogliśmy zorganizować spotkanie co najwyżej na 12 osób. Wobec tego zwróciłam się do Copernicus Center, czy ośrodek mógłby przyjść nam pomocą w tym zakresie. Od p. Kobelińskiego otrzymaliśmy odpowiedź pozytywną. Wysłannicy Białego Domu obejrzeli Salę Królewską i zaakceptowali ją na robocze spotkanie i konferencję prasową z prezydentem.

Raz, dwa, trzy… dni przygotowań

Gregg Kobeliński, dyrektor zarządzający Centrum Kopernikowskim, nie kryje podziwu dla sprawności logistycznej, z jaką personel Białego Domu i funkcjonariusze Secret Service przygotowali wizytę prezydenta w kierowanej przez niego placówce.

– To było ogromne przedsięwzięcie z udziałem kilkuset osób, więc zaangażowanie personelu Białego Domu i Secret Service też musiało być bardzo duże. Najpierw przyszło dwóch funkcjonariuszy, którzy obejrzeli dokładnie budynek i posesję. Nie powiedzieli mi jednak, kiedy odbędzie się spotkanie z prezydentem. W piątek rano zadzwonili, pytając, czy centrum będzie dostępne we wtorek. Nie mogłem uwierzyć, że mówią poważnie. Gdy rozmówca potwierdził, iż rzeczywiście chodzi o najbliższy wtorek, zgodziłem się, a gdy dotarłem w piątek rano do pracy, to na miejscu czekało już na mnie w lobby ze czterdzieści osób. Potem co godzinę przybywały coraz to nowe ekipy specjalizujące się w różnych aspektach prezydenckiej wizyty. To jest ogromne przedsięwzięcie i oni to zrobili w ciągu trzech dni. Dla porównania wizyta George’a H. Busha na Taste of Polonia była przygotowywana przez dwa tygodnie – opowiada Kobeliński.

Secret Service przejmuje dowodzenie

Podczas przygotowywania posesji do wizyty prezydenta agenci zażądali wyłączenia kamer monitoringu, ponieważ procedury Secret Service są tajne. W przygotowaniach aktywnie uczestniczył personel Centrum Kopernikowskiego, a przede wszystkim sam Kobeliński i administrator budynku Mariusz Markowski.

– Do nas należało przede wszystkim oprowadzenie po całym budynku i po całej posesji, pokazanie wszystkich zakamarków i przekonanie przedstawicieli Białego Domu, że to miejsce rzeczywiście nadaje się na wizytę prezydenta. Później, kiedy już ustalono logistykę całej wizyty, stawiła się ekipa, która chciała wiedzieć, gdzie są wszystkie podziemne pomieszczenia. Sprawdzili piwnicę i kanały pod kątem potencjalnego zagrożenia. Cały program wizyty został zaplanowany w najdrobniejszych szczegółach. Każdy wariant w scenariuszu został uwzględniony przez Secret Service, by agencja mogła skutecznie ochronić prezydenta w obliczu niebezpieczeństwa. Rano w dniu wizyty Obamy wszyscy pracownicy Centrum Kopernikowskiego musieli opuścić gmach, oprócz administratora, który zna wszystkie pomieszczenia i ma do nich klucze. Sprawdzili wszystkie zakamarki, otworzyli każdą szufladę. Obchód budynku z psami trwał dwie godziny. Przez ten czas siedzieliśmy w kawiarni – opowiada nasz rozmówca.

To zaszczyt gościć prezydenta

Kobeliński dementuje w rozmowie z nami pogłoski krążące w środowisku polonijnym, że jego placówka wystawiła rachunek na 5 tys. dol. za udostępnienie obiektu prezydentowi Obamie.

– To nieprawda. Nie pobieraliśmy żadnych opłat za wynajem. Po prostu mieliśmy zaszczyt gościć u nas prezydenta. A nawet gdyby to była prawda, to też nie widzę w tym nic złego. Natomiast przedstawiciele Białego Domu sami zaproponowali, że zapłacą personelowi obsługującemu oprawę dźwiękową i oświetlenie oraz prywatnym firmom, których własnością są owe urządzenia, ponieważ jest na to specjalny budżet. Z własnej inicjatywy pokryli też koszty wymontowania i ponownej instalacji krzeseł w sali teatralnej. Zrobiła to specjalnie wynajęta firma. A nie było to proste zadanie, bo siedzenia na widowni nie były ruszane od 1930 roku i niektóre śruby mogły być nawet zardzewiałe. Trzeba to było zrobić bardzo ostrożnie – podkreśla. Kobeliński nie wie, jakiego rzędu wydatki ponieśli organizatorzy z Białego Domu.

Ogólne wrażenie, jakie pozostawili po sobie, jest bardzo pozytywne: – Byłem bardzo zaskoczony umiejętnościami i profesjonalizmem tych ludzi; precyzyjnie i strategicznie wykonywali swoją pracę. Do tego byli szalenie uprzejmi – przepraszali i dziękowali przez cały czas. Wśród tych dwustu osób personelu federalnego nie było ani jednej niemiłej osoby. Tak grzecznych ludzi jeszcze nie spotkałem. Można być dumnym, że tacy ludzie pracują dla nas w Waszyngtonie – podsumowuje Gregg Kobeliński.

Niewidzialne bilety

Pytany o to, kto dysponował wejściówkami na spotkanie, zdecydowanie stwierdza, że nie były one w gestii Fundacji Kopernikowskiej:

– Nam przydzielono tylko pewną pulę biletów, ale i tak każdy uważał, że to my mamy bilety. Telefonowało do nas mnóstwo ludzi. Jedni błagali nas o bilety, inni się odgrażali, albo nawet próbowali szantażować. Takich niestety mamy VIP-ów. Próbowałem tłumaczyć, że to nie jest jakiś koncert, który my, jako fundacja organizujemy i że gospodarzem jest Biały Dom i on decyduje o wszystkim.

Wśród wielu polonijnych VIP-ów, którzy chcieli wziąć udział w spotkaniu z prezydentem Obamą w Centrum Kopernikowskim, ale nie otrzymali wejściówek, jest Irene Moskal Del Giudice, prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej wydziału na stan Illinois.

– Jestem bardzo rozczarowana, że w spotkaniu nie uczestniczył nikt z naszego wydziału. Kongres Polonii Amerykańskiej reprezentuje polską społeczność i wiele innych organizacji, które do niego należą. Może dotrzeć do nieudokumentowanych Polaków i przekazać im ważne informacje. Dlatego ważne dla nas było zapoznanie się ze wszystkimi kwestiami imigracyjnymi, które poruszane były na spotkaniu. Niestety, pozbawiono nas tej możliwości. I nie chodzi nawet o to, że to ja nie zostałam zaproszona, ponieważ mógł to być ktokolwiek z Kongresu Polonii Amerykańskiej – wydziału Illinois – mówi nam Moskal Del Giudice.

Siedmioro wybrańców

Zanim Barack Obama pojawił się na scenie Copernicus Center doszło do spotkania z prezydentem w bardzo ścisłym gronie. Jak się dowiadujemy, wyboru osób, które wzięły udział w bezpośredniej rozmowie z Brackiem Obamą, dokonał Biały Dom. Polonię reprezentowała Grażyna Zajączkowska ze Zrzeszenia Amerykańsko-Polskiego. Poza nią w spotkaniu uczestniczyło sześć osób: Rahm Emanuel – burmistrz Chicago, Alejandro Silva – dyrektor wykonawczy Evans Food Group LTD, Bernarda Lo Wong – dyrektor ACWS – Chinese American Service League, Inc., Juan Salgado – komisarz Chicago Park District Board of Commissioners i dyrektor wykonawczy Instituto del Progreso Latino, Dr Ewa I. Ewa – dyrektor finansowy Illinois Human Rights Commission oraz Billy Lawless – irlandzki imigrant i chicagowski restaurator.

Według relacji Grażyny Zajączkowskiej rozmowę rozpoczął prezydent, który w ogólnych zarysach przedstawił dekret o przyznaniu pewnych ulg nieudokumentowanym imigrantom i zwrócił się do uczestników spotkania o przedstawienie swojej opinii na ten temat. Większość pytań dotyczyła przepisów wykonawczych do dekretu. – Prezydent zapewniał, że dekret jest tylko pierwszym krokiem, który z jednej strony ma zapobiec rozdzielaniu rodzin, a z drugiej skłonić władze legislacyjne do podjęcia działań na rzecz uchwalenia kompleksowej reformy imigracyjnej – opowiada o szczegółach Zajączkowska i dodaje: – Zadaje mi się często pytanie, dlaczego przed rozpoczęciem wiecu prezydenta przedstawił irlandzki imigrant, Billy Lawless, a nie polonijny biznesmen? Tutaj wyboru również dokonał Biały Dom, pewnie biorąc pod uwagę fakt, że Lawless jest przyjacielem prezydenta jeszcze z okresu, gdy Obama mieszkał w Chicago.

Kto na tło dla prezydenta? Polonijna młodzież

Pytania do organizatorów, które pojawiły się po spotkaniu w Centrum Kopernikowskim, dotyczyły także wyselekcjonowanej grupy osób, które znalazły się za plecami prezydenta.

Jak wynika z relacji młodej Polki, która była w tej grupie, a która prosi o zachowanie anonimowości, proces selekcji, według niej, był zupełnie przypadkowy. Wystarczyło przyjść pod Copernicus Center odpowiednio wcześnie, najlepiej przed południem. Wolontariuszki zajmujące się sprawdzaniem biletów przyklejały wchodzącym kolorowe naklejki na bilety, a te z kolei uprawniały do wejścia na scenę. – Najpierw skierowano nas do pokoju, gdzie po godzinie czekania pojawiła się osoba, prawdopodobnie ktoś z biura prezydenta, i zakomunikowała, że wszyscy obecni w pokoju przeszli wstępną selekcję i będą mogli zająć miejsca na scenie. Ku zdziwieniu rozgorączkowanej polonijnej młodzieży (która znalazła się w gronie wybrańców – przypis red.) nikt nas nie obszukał, nie poprosił o dokument tożsamości ani o wypełnienie jakichkolwiek formularzy – opowiada nam ciągle pod wrażeniem spotkania Polka, która znalazła się w delegacji Młodego Zarządu (Junior Board) Zrzeszenia Amerykańsko-Polskiego. Z relacji młodych ludzi przebija ekscytacja i duma z możliwości wzięcia udziału w tak ważnym wydarzeniu; podkreślają wagę spotkania i szanse, jakie planowane przez prezydenta zmiany niosą imigrantom i ich dzieciom.

Dla każdego z nich było to ważne i niezapomniane przeżycie. Kasia Kaczmarczyk, przewodnicząca Junior Board PAA, tak opisuje spotkanie z prezydentem: – Zdałam sobie sprawę, że to, czego doświadczam, to cud. Przecież jeszcze nie tak dawno temu chodziłam do liceum w Polsce, nawet nie marząc o chwilach takich jak ta. Ale to, co pan prezydent powiedział, że czas na mobilizację, na walkę o wartości, które nas tworzą, jest wielką prawdą. Ja miałam szansę, aby zdobyć edukację, zawód prawnika w tym kraju, mimo iż moi rodzice nie pochodzą z tego kraju, mimo iż nawet tu nie mieszkają. Ameryka jest krajem możliwości, które powinny być dostępne dla każdego. Pan prezydent podjął pierwszy krok, aby to się stało.

Inni przedstawiciele młodzieży z ZAP także nie kryli wzruszenia i oczarowania podniosłością spotkania z prezydentem. Marta A. Zaborska tak opisuje swoje wrażenia: – Obecność na scenie podczas przemówienia prezydenta była dla mnie nie tylko ogromnym wyróżnieniem – był to bardzo wyjątkowy moment w moim życiu. Oczywiście sama możliwość spotkania prezydenta Stanów Zjednoczonych była doświadczeniem niecodziennym i, przynajmniej dla mnie, historycznym. (...) Siedzę na scenie i czekam na przemówienie jednego z najbardziej wpływowych ludzi na świecie. Przecież to nierealne! Atmosfera w Copernicus Center była elektryzująca, oczekiwanie na jego wystąpienie ekscytujące, możliwość oglądania wystąpienia prezydenta Obamy z tej samej sceny, z której przemawiał – wręcz oszałamiająca, nie wspominając uścisku dłoni i kilkusekundowej wymiany zdań. Chyba większość nas, obecnych na scenie, dzieliła te same emocje: radość, ekscytację, podniosłość chwili, może trochę dumy. Ja osobiście poczułam się również ogromnie wdzięczna i wzruszona.

Jak spotkałem prezydenta…

Conrad C. Nowak, były przewodniczący Rady Dyrektorów PAA, opisuje niezwykły, osobisty moment spotkania z prezydentem. – Dla mnie najbardziej wzruszający moment wieczoru był osobistej natury. Otóż w fazie pożegnalnej prezydent podszedł do mojego 8-letniego syna Stefana. Uścisnął mu dłoń, zapytał, ile ma lat, do której chodzi klasy i gdzie uczęszcza do szkoły. Delikatnie dotykając granatową marynarkę Stefanka, prezydent powiedział: „Wyglądasz bardzo elegancko w tej marynarce”. „Dziękuję, panie prezydencie” – odpowiedział cicho Stefan. Wspomnienie na całe życie!

Jednym z nielicznych, którym także udało się zamienić kilka słów z prezydentem, był Wojtek Gil z Departamentu Spraw Publicznych SEIU/Local 1. Jak sam przyznaje, przypadek sprawił, że doszło do tej krótkiej rozmowy: – Siedziałem razem z dwoma innymi członkami związków zawodowych tuż przy scenie, więc kiedy prezydent skończył przemówienie i zszedł do nas – od razu do niego podszedłem. Powiedziałem mu coś w stylu: „Dziękuję za pierwszy krok w kierunku reformy imigracyjnej”. Odpowiedział krótko: „Teraz Kongres musi podjąć odpowiednie działania”. To wszystko rozegrało się bardzo szybko, poza tym nie kryję, że byłem przejęty.

A jednak nie bez zgrzytów

Wojtek Gil cieszy się z tego, że razem z nim w Centrum Kopernikowskim byli członkowie związków zawodowych sprzątaczy, imigranci. Według naszego rozmówcy to właśnie tacy ludzie powinni wypełnić salę przy Lawrence Avenue. Tymczasem, jak mówi: – Polonijne kolesiostwo usiadło w pierwszych rzędach i się świetnie bawiło. Ale może z tego spotkania ci ludzie, którzy w ogóle nie angażowali się dotychczas w reformę imigracyjną, wyniosą chociaż to, że Polonia to nie są ci, którzy na co dzień wożą się mercedesami, że Polonia, to ludzie ciężko pracujący i często ciągle nieudokumentowani, którzy skorzystają na planie imigracyjnym prezydenta.

Oburzający dla Gila jest natomiast fakt, że polonijni organizatorzy zapomnieli o Tonym Wasilewskim, sztandarowej w Chicago postaci walki o prawa dla imigrantów, w tym dla tych, których rodziny doświadczyły deportacji. Dla Tony’ego nie było już wejściówki, więc zdesperowany – po wykonaniu kilku telefonów, dzięki interwencji Grażyny Zajączkowskiej ze Zrzeszenia Amerykańsko-Polskiego, został wraz synem przyjęty jako wolontariusz. Ostatecznie na sali, na czas przemówienia Baracka Obamy, udało mu się znaleźć – jak nam mówi – dzięki przychylności agentów Secret Service. Przypomnijmy, że Tony przez blisko siedem lat walczył o możliwość powrotu do USA deportowanej do Polski żony, która wyjechała z urodzonym w Stanach Zjednoczonych synem Brianem.

Wasilewski wspomina jak siedem lat temu w tej samej sali i na tej samej scenie, gdzie pojawił się prezydent Stanów Zjednoczonych, w obecności Rahma Emanuela i Luisa Gutierreza wygłaszał swoje przemówienie – o konieczności reformy imigracyjnej, o nieludzkim rozrywaniu deportacjami rodzin. To, że o nim zapomniano, stara się wytłumaczyć sobie faktem, że „życie toczy się dalej, że organizatorzy mieli mało czasu”. I dodaje: – To, że ktoś zapomniał mnie zaprosić na spotkanie z prezydentem, nie ma znaczenia. Jestem szczęśliwy, że chociaż niektórzy skorzystają na prezydenckim planie. Mam poczucie, że byłem cegiełką w tym procesie, który dotyczy 12 milionów ludzi. Niektórzy z nich nie będą musieli doświadczać rozłąki z rodziną, takiej jak ta, która była moim udziałem.

Redakcja

Zdjęcia: archiwum Copernicus Center, Jacek Boczarski

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama