Po zamknięciu domu starców Valley Springs Manor w Kalifornii 16 pensjonariuszy zostało bez opieki. Zajęli się nimi kucharz i woźny.
Dom starców przeżywał kłopoty finansowe, zapadła więc decyzja o jego zlikwidowaniu. Pracownicy instytucji, którzy nie otrzymali wynagrodzenia, odeszli, zostawiając 16 osób – wśród nich obłożnie chorych i z demencją – bez opieki.
Jedynymi oprócz pacjentów, którzy pozostali w Valley Springs Manor byli 35-letni Maurice Rowland, kucharz i o rok młodszy woźny - Miguel Alvarez, którzy po krótkiej rozmowie uzgodnili, że nie zostawią niedołężnych staruszków na pastwę losu.
Kucharz i woźny przez kilka dni opiekowali się pensjonariuszami domu, będąc do ich dyspozycji praktycznie przez całą dobę. Karmili ich, myli, przebierali i podawali leki.
– Gdybyśmy odeszli, mogłoby dojść do tragedii. Gdyby sami zaczęli dla siebie gotować, cały dom puściliby pewnie z dymem – żartuje Rowland. – Ci ludzie przedtem nie byli mi bliscy, a w ciągu paru dni staliśmy się jak rodzina.
Pomagając innym, Miguel przypomniał sobie swoje niełatwe dzieciństwo. Jego rodzice porzucili go, gdy był chłopcem. – Nie chciałem, żeby poczuli się tak, jak ja czułem się wtedy, odrzucenie bardzo boli.
Sprawa znalazła swój szczęśliwy finał, gdy do akcji wkroczyło biuro szeryfa i lokalne władze. Incydent ten nie przeszedł bez echa; jego rezultatem jest wprowadzenie poprawek do stanowych regulacji dotyczących opieki rezydencyjnej nad osobami starszymi.
– Gdybym odszedł wtedy, jak inni, siedziałoby to w mojej głowie, jak wyrzut sumienia – powiedział w wywiadzie dla radia NPR Maurice Rowland.
(gd)
Na zdjęciu: Maurice Rowland (z lewej) i Miguel Alvarez fot.StoryCorps.org