Doniesienie w sprawie zamordowania inżyniera Arturo Hernandeza Cardony, lidera ruchu Jedność Ludowa występującego w obronie chłopów przed gangami, odważył się złożyć w czwartek jego kierowca Nicolas Mendoza Villa, jedyny świadek morderstwa.
Do chwili aresztowania Abarki musiał ukrywać się przed członkami przestępczego "kartelu". Burmistrz Abarca był jednym z ich szefów.
Według zeznania Mendozy, to on ze swymi ludźmi uprowadził przywódcę Jedności Ludowej i zabił strzałem z pistoletu w głowę.
Mendoza Villa uniknął śmierci. Zdołał uciec w lesie, gdy prowadzono go na miejsce kaźni. On i jego rodzina uciekli z Iguali i musieli się dotąd ukrywać, ponieważ Mendoza był nie tylko jedynym świadkiem mordu, lecz także jedynym, który zgodził się zeznawać przed sądem w sprawie powiązań burmistrza Abarki i jego żony (jej bracia byli członkami kartelu) z gangami.
W czwartek, po aresztowaniu burmistrza Abarki, Mendoza, którego strzegło kilku członków meksykańskich organizacji humanitarnych, po raz pierwszy zgodził się rozmawiać z dziennikarzem. Nie wierzy, że może być teraz bezpieczny. Jest przekonany, że meksykańskie kartele przestępcze w końcu go dopadną.
"Będę musiał uciekać i ukrywać się do końca życia" - mówi dziennikarzowi, którego relację zamieścił w czwartek madrycki dziennik "El Pais".
Zanim Mendoza uciekł swym oprawcom, przesłuchiwali go, bijąc rurą żelazną po kolanach i chłoszcząc batem wykonanym z drutu. Jego plecy nadal noszą wyraźne ślady tortur.
Oprawcy chcieli wiedzieć, dlaczego członkowie Jedności Ludowej blokują drogi i oskarżają burmistrza Iguali o powiązania z przestępcami.
Nicolas Mendoza Villa zgodził się rozmawiać z dziennikarzem, ale nie wierzy w skuteczność działań policji. Obawia się, że jego los jest na zawsze przypieczętowany. "Będę już zawsze musiał uciekać i ukrywać się przez całe życie" - mówi 44-letni kierowca, który kończy rozmowę słowami: "proszę tylko o ochronę dla mojej żony i czwórki dzieci".
Poszukiwanie 43 studentów studium nauczycielskiego w Iguali, średniej wielkości mieście stanu Guerrero, którzy zaginęli bez wieści po zatrzymaniu ich autobusu przez lokalną policję na szosie poza miastem, trwa. Jechali nim 26 września na spotkanie z ludnością wiejską, która prosiła tę młodzież o wsparcie w walce z wyzyskiem ze strony miejscowej mafii.
Władze na szczeblu stanowym sądzą, że miejscowa policja podporządkowana burmistrzowi Iguali przekazała ich w ręce członków gangu przestępczego kontrolującego miasto i okolice.
Od początku dochodzenia w sprawie zaginięcia studentów zatrzymano w stanie Guerrero 56 osób, w tym policjantów z Iguali i pobliskiego miasta Cocula.
Nie odnaleziono dotąd ciał studentów zatrzymanych przez lokalną policję. Nie zdołano zidentyfikować prochów ludzkich odkrytych przez nią w kilkunastu zbiorowych grobach niedaleko miasta. Było to niemal niemożliwe, ponieważ ciała zostały obłożone drewnem i spalone, prawdopodobnie już po wszczęciu poszukiwania zaginionych przez policję przysłaną spoza Iguali.
Całą prawdę zna - według prowadzących śledztwo - Jose Luis Abarca. Zniknął wraz z żoną, gdy w mieście pojawiła się policja stanowa. Od środy przebywa w areszcie.
Wydarzenia w Iguali nie mają, jak na warunki kraju, wyjątkowego charakteru - ludność wielu meksykańskich stanów, m.in. leżących przy granicy z USA, cierpi wskutek terroru, zmuszona jest płacić sowitą daninę różnym organizacjom przestępczym. Również doniesienia o odkryciu zbiorowych grobów osób pomordowanych przez gangi rozmaitego autoramentu ukazują się w meksykańskich mediach niemal co tydzień.
Jednak tragedia studentów z Iguali i ich rodzin szczególnie wstrząsnęła meksykańską opinią publiczną. Nie tylko w stolicy stanu Guerrero, ale też w Meksyku, Acapulco i innych miastach trwają demonstracje protestacyjne. Niektóre mają gwałtowny przebieg. (PAP)
Na zdjęciu:
Na ekranie zdjęcie Jose Luis Abarca fot.Jose Mendez/EPA
Zamieszczone na stronach internetowych portalu www.DziennikZwiazkowy.com materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Codziennego Serwisu Informacyjnego PAP, będącego bazą danych, którego producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Alliance Printers and Publishers na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.