Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 20:23
Reklama KD Market
Reklama

Alice Waters - matka amerykańskiego Slow Foodu

W reakcji na plagę otyłości w USA działa ruch na rzecz zdrowej żywności dla dzieci w szkołach – Slow Food. Patronuje mu Pierwsza Dama, ale pionierką jest znana restauratorka Alice Waters, która od 40 lat walczy z fast foodami i promuje przyszkolne ogródki.



Gdy Alice Waters wróciła w 1965 roku na studia w Kalifornii, po rocznej przerwie we Francji, marzyła tylko o jednym. "Chciałam otworzyć małą restaurację, która byłaby kompletną repliką mojej ulubionej restauracji w Paryżu. Chciałam, by krzesła były dokładnie takie same, a na każdym stole stały kwiaty, tak jak we Francji. Ale przede wszystkim chciałam smaków" - wspomina w rozmowie z PAP Alice Waters. W USA dorastała na żywności w puszkach oraz na mrożonkach, które w latach 60. stały się wszechobecne. We Francji odkryła prawdziwe smaki, kupując świeże produkty na targu, bezpośrednio od rolników.

I tak w 1971 roku, gdy sieć McDonald's pobijała kolejny rekord, sprzedając w USA swojego miliardowego hamburgera, Waters otworzyła w Berkeley restaurację Chez Panisse. Lokal szybko zyskał popularność i status świątyni nowej amerykańskiej gastronomii, przyciągając gwiazdy filmowe i wybitne osobistości, takie jak prezydent USA Bill Clinton. Przez lata Chez Panisse zaliczano do grona najlepszych restauracji na świecie.

Dziś Waters, drobna 70-latka, nie jest już tylko restauratorką. Jest jedną z najbardziej wpływowych osobistości w USA, jeśli chodzi o dietetykę i autorką popularnych książek kucharskich. Nazywaną "matką amerykańskiego Slow Foodu" uchodzi za pionierkę kuchni opartej na sezonowych i lokalnych produktach. To za jej namową żona prezydenta Baracka Obamy Michelle założyła w 2009 roku przy Białym Domu ogródek, by popularyzować wśród Amerykanów świeże warzywa. Ale jej walka z fast foodami jeszcze się nie skończyła, gdyż w Kongresie trwa właśnie debata na temat zmiany standardów żywieniowych w szkołach.

"Całe moje życie doświadczam indoktrynacji fast foodów" - mówi Waters. Tzw. śmieciowe jedzenie (junk food), czyli tania, bo łatwa w produkcji żywność zawierająca dużo pustych kalorii, soli, tłuszczu i cukru, jest wszechobecna. "Wszędzie, gdzie nie pójdziesz, są pokusy. Nawet w księgarniach sprzedają batoniki" - tłumaczy. Zdaniem Waters Amerykanie stali się "bardzo łatwym łupem" dla przemysłu śmieciowego jedzenia, gdyż USA nie mają takich głębokich gastronomicznych korzeni jak inne kraje ani tradycji uprawiania ogródków dla przyjemności.

"Płacimy za to bardzo wysoką cenę – jest nią degradacja zdrowia, środowiska i jakości naszego życia. Ale najgorsze jest to, że przyswajamy wartości kultury fast foodów. Bo poprzez szybkie jedzenie wpaja się nam codziennie, że wszytko musi być szybkie, tanie i łatwe. I tak zaczynamy myśleć o naszym życiu, o tym, jak dbamy o dzieci i osoby starsze. Także gdy budujemy nasze domy lub odpoczywamy, chcemy by wszytko było szybkie, tanie i łatwe" - dodaje Waters.

Rozmawiamy w Chez Panisse, gdzie - tak jak 40 lat temu - klientom serwowany jest za stałą sumę tylko jeden, złożony z trzech dań posiłek. Menu, zbudowane na podstawie dostępnych w danym sezonie świeżych produktów, zmienia się każdego dnia. Ale Waters już nie gotuje. Od 20 lat pochłonął ją inny projekt - finansowany przez jej fundację program "Edible Schoolyard". To ogród przy publicznej szkole im. Martina Luthera Kinga w Berkeley, do której uczęszcza około tysiąca dzieci, głównie z ubogich rodzin.

Waters wspomina, że gdy po raz pierwszy zobaczyła tę szkołę - z pomazanymi graffiti oknami i zaniedbanym dziedzińcem - pomyślała, że budynek jest opuszczony. Od 15 lat w szkole nie było stołówki, a na lunch dowożono ciężarówką fast food. Uczniowie jedli w pośpiechu, często na stojąco. Za zgodą dyrektora nieużywany teren przy szkole Waters przekształciła w ogród owocowo-warzywny, a obok zbudowała kuchnię i jadalnię. Uczniowie nie tylko pomagają przy uprawie, ale także mają tu lekcje przyrody, uczą się gotować i wspólnie, przy stole, spożywają posiłki.

"Indoktrynacja fast foodów jest taka silna i podstępna, że musimy wrócić do szkoły, by nauczyć dzieci, skąd pochodzi żywność i poprzez pozytywne doświadczenie - gotowanie i smak - wytworzyć nowy związek między nimi a żywnością" - tłumaczy Waters. Po 20 latach efekty tej pracy przerosły jej oczekiwania. Uczniowie nie tylko polubili jarzyny, ale też nabywają szacunku do własnej pracy i dla żywności. Jak wykazało badanie przeprowadzone przez Harvard Medical School dzieci, które brały udział w projekcie Waters, mają mniej problemów emocjonalnych i lepiej się zachowują. Inni eksperci chwalą projekt, bo pomaga w walce z otyłością, na którą cierpi prawie 40 proc. Amerykanów. Już ponad 3 tys. szkół w USA uczestniczy w programie "Edible Schoolyard".

Gdy Barack Obama wygrał w 2008 roku wybory prezydenckie, Waters natychmiast wystosowała do niego list. "Ma Pan niepowtarzalną okazję, by nadać ton temu, jak nasz naród powinien się odżywiać" – napisała. Dlatego, gdy w maju 2009 roku Pierwsza Dama ogłosiła, że przy Białym Domu powstanie warzywny ogród, wszyscy postrzegali Waters jako matkę chrzestną tej inicjatywy.

W czerwcu Michelle Obama tradycyjnie zaprosiła do Białego Domu na letnie zbieranie plonów dzieci ze stołecznych szkół publicznych - te same, które kilka miesięcy temu pomagały jej przy sianiu. Następnie wspólnie przygotowali i zjedli sałatę z kurczakiem. Ale impreza miała też wymiar polityczny. Pierwsza Dama apelowała do kongresmenów, by nie osłabiali przyjętych z jej inicjatywy cztery lata temu standardów żywieniowych, jakie zaczęły obowiązywać w szkołach publicznych, gdzie rząd subsydiuje posiłki dla ok. 50 mln uczniów.

Zakładają one zastąpienie bogatych w tłuszcze i cukry produktów zdrowszymi. Każdy uczeń powinien dostać do posiłku przynajmniej jeden owoc lub warzywo. Ale Republikanie chcą te nowe wymogi odłożyć w czasie i dać szkołom więcej swobody w układaniu menu (np. sos pomidorowy w pizzy byłby traktowany jako warzywo). Waters nie ma wątpliwości, że chodzi o ochronę interesów przemysłu junk food.

"Jestem oburzona. Mówią, że chodzi im o wolny wybór, że to ludzie, a nie rząd mają decydować, co jedzą. Ale w przypadku junk food naprawdę nie ma wyboru: te produkty mają różne nazwy i opakowania, ale większość jest produkowana przez te same firmy" - powiedziała Waters. Uważa, że same wytyczne dla szkół nie wystarczą. Rząd powinien przestać subsydiować producentów niezdrowej żywności i bardziej regulować przemysł spożywczy. Np. ograniczyć ilość cukru dodawanego do napojów dla dzieci. "Producenci junk foodu powinni też zapłacić za rosnące koszty opieki zdrowotnej. To powinno być regulowane tak, jak papierosy" - uważa Waters.

Z Berkeley Inga Czerny (PAP)

 

 

Zamieszczone na stronach internetowych portalu www.DziennikZwiazkowy.com materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Codziennego Serwisu Informacyjnego PAP, będącego bazą danych, którego producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Alliance Printers and Publishers na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.

 

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama