Na stacji linii niebieskiej na O’Hare już nie ma śladu po wykolejeniu pociągu. Miejsce katastrofy, gdzie przednie wagony uderzyły w peron i wjechały na ruchome schody, zostało starannie posprzątane. Z incydentu pozostały już tylko przykre wspomnienia, nagrania wideo i sprawy sądowe. Z perspektywy czasu katastrofa mogłaby być potraktowana jako odosobniony przypadek i dziwaczny zbieg mało prawdopodobnych okoliczności, gdyby nie fakt, że chicagowski system komunikacji miejskiej CTA znajduje się niemal na ostatnim miejscu w kraju pod względem bezpieczeństwa.
Badanie przeprowadzone przez telewizję NBC5 plasuje Chicago Transit Authority na ostatnich miejscach trzech z czterech kategorii bezpieczeństwa w porównaniu z innymi wielkimi systemami komunikacji miejskiej w całym kraju.
Na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat, w kategorii wypadków śmiertelnych CTA zajęło pierwsze miejsce przed Nowym Jorkiem (największym w kraju systemem komunikacji miejskiej), Waszyngtonem i San Francisco. W latach 2004-2013 przedsiębiorstwo CTA odnotowywało średnio sześć wypadków śmiertelnych w skali rocznej. Spośród 61 przypadków śmiertelnych zameldowanych władzom federalnym, pięć dotyczyło pasażerów, 36 miało miejsce na stacjach lub terenach należących do CTA, a w pozostałych 20 udział brali przechodnie i pracownicy CTA. Chicagowska komunikacja miejska uplasowała się też na pierwszym miejscu w kategorii kolizji i zderzeń. Liczbą średnio 15 kolizji na rok Chicago ponownie wyprzedziło Nowy Jork i San Francisco. Nasze miasto zdobyło też przoduje w kategorii wykolejeń pociągów. Tylko w minionym roku odnotowano aż pięć takich incydentów. Jedyną kategorią, w której Chicago miało lepsze notowania niż Nowy Jork i San Francisco była liczba rannych. Dochodzenie w sprawie wypadku sprzed tygodnia na linii niebieskiej na stacji OHare jeszcze jest w toku. Koncentruje się ono na motorniczej, na jej rozkładzie pracy i przygotowaniu zawodowym oraz na systemach bezpieczeństwa, które zawiodły. 25-letnia Brittney T. Haywood przyznała się do zaśnięcia za kierownicą - nie po raz pierwszy zresztą. W lutym kobieta też zasnęła prowadząc pociąg i nie zatrzymała się na stacji Belmont. Związki zawodowe bronią motorniczej argumentując, że była przemęczona, ponieważ w tygodniu poprzedzającym wypadek pracowała 69 godzin i przed nowym tygodniem pracy odpoczywała tylko 18 godzin.Jednak przedsiębiorstwo CTA dementuje tę wersję i stawia zarzuty, iż związek zawyża liczbę przepracowanych godzin i zaniża liczbę godzin przeznaczonych na wypoczynek. Przypomnijmy, że 31 osób – w tym motornicza – odniosło obrażenia niezagrażające życiu w wyniku incydentu na stacji O’Hare 24 marca przed godziną 3 rano. CTA przewozi codziennie 1, 6 mln pasażerów i 500 mln w skali rocznej. (ao)
- Więcej przeczytasz we wtorek w drukowanym wydaniu "Dziennika Związkowego"
Reklama