Koncern naftowy BP odpowie za wyciek do jeziora Michigan co najmniej 39 baryłek (1638 galonów, czyli 6208 litrów) ropy naftowej. Senatorowie z Illinois domagają się pociągnięcia firmy do odpowiedzialności prawnej za zanieczyszczenie akwenu.
W liście wystosowanym w ubiegłym tygodniu do prezesa wykonawczego BP Johna Minge, senatorowie z Illinois Richard Durbin (demokrata) i Mark Kirk (republikanin) domagają się wyjaśnień od koncernu BP w związku z incydentem.
Senatorowie wyrażają też głęboką troskę o skutki wycieku i domagają się spotkania z szefem BP w celu oceny potencjalnych zagrożeń dla ludzkiego zdrowia i środowiska naturalnego.
Pierwszy raport z incydentu został przedłożony przez BP tydzień temu. Ropa wyciekła w rejonie rafinerii BP w Whiting w stanie Indiana, znajdującej się w odległości około 20 mil na południe od śródmieścia Chicago.
Straż wybrzeża i BP oszacowały wstępnie, że do jeziora dostało się około 18 baryłek ropy, ale już pod koniec minionego tygodnia tygodnia rozmiary wycieku zwiększyły się więcej niż dwukrotnie - do 39 baryłek. Niewykluczone, że liczba ta się zwiększy.
Firma BP w ubiegłym tygodniu bagatelizowała incydent utrzymując, że wyciek ropy był zbyt mały, by zagrozić ludziom i środowisku.
Federalna agencja ds. ochrony środowiska (Environmental Protection Agency, EPA) stwierdziła, że wyciek ropy nie pogorszy jakości wodny pitnej, która pobierana jest z jeziora Michigan.
Zapewnień BP i EPA nie można jednak brać za dobrą monetę. W przeszłości w przypadku podobnych incydentów EPA dość łagodnie traktowała koncern.
Przypomnijmy, że w 2000 r. BP spowodowała katastrofę ekologiczną w rejonie Zatoki Meksykańskiej, gdzie w rezultacie eksplozji na platformie wiertniczej do morza wylało się 200 mln gal. (ok. 1,4 mld l.) ropy naftowej.
Warto dodać, że rafineria BP w Whiting w Indianie zaopatruje w benzynę i inne paliwa również rejon metropolii chicagowskiej.
(ao)
Reklama