"To nie nasza wojna" − powiedział wkrótce odchodzący ze stanowiska prezydent Afganistanu, Hamid Karzaj. W rozmowie z "Washington Post" Karzaj skrytykował amerykański rząd za działania wojenne prowadzone na terenie jego kraju wyłącznie z uwagi na bezpieczeństwo USA i w interesie Zachodu.
Prezydent Barack Obama czeka na podpisanie paktu bezpieczeństwa z Afganistanem, wynegocjowanego ubiegłej jesieni przez sekretarza stanu Johna Kerry'ego i zatwierdzonego przez Loja Dżirga - wielkie zgromadzenie starszyzny plemiennej z całego Afganistanu. Od tego czasu w zamian za zgodę na pakt, Karzaj wysunął nowe żądania. Strona amerykańska nie zamierza ich spełnić, bowiem spodziewa się, że nowy afgański przywódca, wyłoniony w wyborach zaplanowanych na 5 kwietnia, bez dalszych sporów podpisze umowę.
Hamid Karzaj czuje się "zdradzony" z powodu niedostatecznych wysiłków USA na rzecz zniszczenia bastionów talibów w Pakistanie. Gniewnie krytykuje też operacje militarne, w wyniku których ginie ludność cywilna.
Komentarze Karzaja wywołują rozgoryczenie Waszyngtonu. Po utracie 2300 żołnierzy i ponad 600 mld dol. oczekiwano, że afgański prezydent da jednoznaczną odpowiedź na pytanie, czy wojna była warta włożonego w nią trudu. "Kiedy widzę dobro, pochwalam. Utraty ludzi, naszych dzieci okaleczonych i zabitych pochwalić nie mogę. Może dam wam definitywną odpowiedź za 3, 5 lat , gdy odejdą emocje" − powiedział prezydent Afganistanu.
Pod koniec rozmowy z "Waszyngton Post" Karzaj prosił dziennikarza o przekazanie Amerykanom najlepszych życzeń i wyrazów wdzięczności, a rządowi USA słów prawdziwego gniewu.
(eg)
Reklama