Za pieniądze możemy przyczynić się do postępu medycyny, sprzedając np. osocze lub komórki jajowe. To pierwsze za najwyżej 50 dol., to drugie za co najmniej 5 tysięcy. Cena różni się ze względu na poświęcony przez dawcę (sprzedawcę?) czas (w drugim przypadku do kilku miesięcy) oraz wiążącego się z zabiegiem ryzyka (np. bardzo rzadkiego schorzenia hiperstymulacji jajników występującego wśród kobiet oddających komórki jajowe). Jednak z punktu widzenia medycyny oba gesty są równie cenne – mogą uratować życie. Osocze wykorzystuje się do leczenia hemofilii czy chorób autoimmunologicznych, zaś komórki macierzyste uzyskane z embrionu dają szansę na odbudowanie organów, w przyszłości nawet serca czy mózgu.
Za sprzedaż i nabycie organu, w tym szpiku kości, grozi w USA kara pięciu lat więzienia, jak przewiduje ustawa z 1984 roku. Ale jednocześnie ogromne środki idą na badania nad zarodkowymi komórkami macierzystymi. A jak ogromne mają one znaczenie może pokazać przykład zespołu badawczego prof. Irva Weissmana z Uniwersytetu Stanforda, w Kalifornii, który próbuje opracować lek na raka – i od razu na wszystkie jego rodzaje. Przy pomocy komórek macierzystych stworzył przeciwciała, które blokują białko chroniące nowotwór przed atakiem układu odpornościowego. Badania na myszach okazały się skuteczne w przypadku wielu rodzajów nowotworów i testy kliniczne na ludziach mają ruszyć na początku przyszłego roku.
W USA zarejestrowanych jest blisko 64 tys. badań klinicznych, a do blisko 14 tys. właśnie trwa rekrutacja
Odkrywczych badań z roku na rok przybywa – na stronie ClinicalTrials.gov w samych USA zarejestrowanych jest blisko 64 tys. badań klinicznych, a do blisko 14 tys. właśnie trwa rekrutacja, więc naturalnie rośnie też zapotrzebowanie na „materiał do pracy”. Widocznie altruistów nie ma tak wielu, skoro coraz częściej pojawiają się finansowe zachęty, by wspomóc naukę. Ale nie w każdym stanie można na nie liczyć. W tej samej Kalifornii, w której działa stanowy instytut medycyny regeneracyjnej (CIRM), który zebrał ze środków publicznych trzy miliardy dolarów, gubernator Jerry Brown zawetował w tym roku ustawę mającą odwołać sześcioletni zakaz płacenia kobietom za komórki jajowe przeznaczane do celów badawczych. Dawczynie otrzymują jedynie rekompensatę za poniesione koszty podróży.
Konserwatystów może ucieszyć alternatywa dla komórek macierzystych z zarodków w postaci indukowanych pluripotencjalnych komórek macierzystych, czyli krótko mówiąc pobranych już od dorosłej osoby i „przywróconych” do bardzo wczesnego stadium. Czy iPS-y, bo tak są nazywane, to krótka droga do regenerowania większych struktur w organizmie? Choć brzmi to wciąż jak science fiction, już dokonuje się prób wykorzystania tych komórek w roli atramentu w drukarce 3D do produkcji „części zamiennych”. Zaledwie tydzień temu świat naukowy obiegła wiadomość, że brytyjskim naukowcom z Uniwersytetu w Cambridge udało się wydrukować pobrane od dorosłych – co prawda szczurów – dwie komórki siatkówki oka, które zachowały zdolność rozwijania się. Podobnie terapie komórkami macierzystymi mają w założeniu m.in. zmniejszyć zapotrzebowanie na dawców organów. To tylko kwestia czasu, kiedy uda się podreperować uszkodzony rdzeń kręgowy, czy opracować sztuczną nerkę.
Dopóki jednak to nie nastąpi, a kolejka oczekujących na przeszczepy w USA będzie się wydłużać (obecnie wynosi 121 tys. osób według najnowszych danych Organ Procurement and Transplantation Network), rozterek dotyczących dawców – takich jak ostatnio prośba skazanego na śmierć w Ohio o umożliwienie oddania nerki krewnemu – może przybywać, tak samo jak pomysłów na to, jak mógłby wyglądać ewentualny legalny rynek organów.
Anna Samoń