Wprawdzie wskaźnik zabójstw w Chicago osiągnie w 2013 r. historycznie niski poziom, to jednak z najnowszych badań naukowców Yale University wynika inna prawda, a mianowicie ryzyko utraty życia w Wietrznym Mieście w dużym stopniu zależy od miejsca zamieszkania.
Badania przestępczości w latach 1965-2013 dowodzą, że w metropolii chicagowskiej w tym roku należy spodziewać się najmniejszej liczby morderstw od 1967 r. oraz najniższego od 1972 r. wskaźnika przestępstw z użyciem przemocy.
Burmistrz Rahm Emanuel, szef policji Garry McCarthy i inni przedstawiciele władz wskazują na szereg czynników, które przyczyniają się do obniżenia liczby przestępstw. Podkreślają kompleksową strategię policji w walce z przestępczością, konfiskaty broni palnej, nadgodziny pracy policjantów oraz programy przeznaczone dla młodzieży, której grozi konflikt z prawem.
Tymczasem badania dowiodły, że Chicago jest podzielone na dzielnice bezpieczne i obszary, w których aktywnie działają przestępcy.
Podczas gdy w 16 spośród 77 dzielnic w latach 2011-20133 wskaźnik przestępstw z użyciem przemocy spadł o 25 proc. lub więcej, to w dzielnicach kontrolowanych przez gangi ten sam wskaźnik od dekad nie ulega większym zmianom.
Eksperci wskazują, że długoterminowy trend przemocy koncentruje się na zachodzie i południu miasta, głównie w dzielnicach East i West Garfield Park, Englewood i Fuller Park. Dla przykładu, w West Garfield Park w latach 2000-2010 wskaźnik zabójstw wynosił średnio 64 na 100 tys. mieszkańców, podczas gdy w Jefferson Park na północno-zachodniej stronie miasta wyniósł zaledwie 3,1 na 100 tys. mieszkańców.
W latach 2011-2013 tylko w 10 dzielnicach zanotowano wzrost wskaźnika przestępczości.
(ak)
Reklama