Rozmowa z wykładowcą Akademii Policyjnej w Chicago, polskim imigrantem
Alicja Otap: Co sprowadziło Pana do USA ?
Marcin Vogel: - Do USA przyjechałem w 1986 r. mając 24 lata na zaproszenie przyjaciela ojca, inżyniera firmy AT&T w Luizjanie. Zawsze chciałem zobaczyć Amerykę. Przyjaciel ojca przysyłał mi prenumeratę "National Geographic", która rozbudziła moją ciekawość świata, dlatego skorzystałem z zaproszenia do Ameryki. Zatrzymałem się w Chicago. Spodobało mi się i tutaj pozostałem. W Stanach Zjednoczonych mieszkam większą część mojego życia i zwiedziłem tu chyba wszystkie zakątki, ale w Luizjanie jeszcze nie byłem.
Jest Pan wykładowcą Akademii Policyjnej. Czy praca w policji to jakaś kontynuacja tradycji rodzinnej?
- Ojciec był wziętym adwokatem, a matka artystką-pianistką. Przodkowie mojego ojca wywodzą się z Austrii, skąd przeprowadzili się do Polski pod koniec XIX wieku. Była to prominentna rodzina adwokacka. Najpierw mieszkała w Łodzi, a później przeprowadziła się do Warszawy, gdzie zastała ją II wojna światowa. Po kilku odmowach przyjęcia obywatelstwa niemieckiego i współpracy z okupantem mój dziadek, ojciec i jego dwie siostry (czyli moje ciotki) trafili do obozów koncentracyjnych, najpierw do Auschwitz, a następnie do Dachau i udało się im przeżyć. Ich losy zostały bardzo dobrze udokumentowane w książkach i filmach, ze względu na nietypowość tej historii, ponieważ ocalała cała rodzina. Z obozu ojciec trafił do korpusu gen. Andersa, a po wojnie do Anglii, skąd powrócił do Polski na początku lat 50. Chciał pomóc w odbudowie Polski, choć nie był komunistą. Później jako wzięty prawnik ojciec zaanagażowany był w obronę działaczy "Solidarności".
Cofnijmy się do Pana młodzieńczej przeszłości...
- Urodziłem się i wychowałem w Warszawie. Maturę uzyskałem w liceum Pax-u. Przez półtora roku studiowałem na Wydziale Historii i Filozofii na Akademii Teologiczno-Katolickiej, czyli ATEK, w Warszawie. Studia przerwał stan wojenny i zacząłem działalność w niezależnej podziemnej oficynie wydawniczej "Pokolenie", którą założyłem z przyjaciółmi. Ponieważ był wymóg pracy bądź nauki zacząłem pracować rozwożąc mleko. W listopadzie 1984 r. zostałem aresztowany przez ZOMO i spędziłem dwa tygodnie w areszcie w pałacu Mostowskich. Było to bardzo wstrząsające przeżycie, choć jeszcze nie takie straszne w porównananiu z moimi znajomymi, którzy byli bici. Ja bity nie byłem, ale był to dla mnie sygnał - "wake up call" − że działalność opozycyjna może być niebezpieczna. W tym okresie rozpocząłem naukę w policealnym studium hotelarsko-turystycznym. Po ukończeniu studium zamierzałem otworzyć biuro turystyczne, ale skorzystałem z zaproszenia do Ameryki. Na mojej decyzji zaważyła śmierć dwóch moich znajomych z podziemnego wydawnictwa, w którym wciąż działałem. Jeden w bardzo podejrzanych okolicznościach utopił się w Wiśle, a drugi, drukarz, został zamordowany przez służby bezpieczeństwa w trakcie przesłuchania. To był następny "wake-up call"; postanowiłem wyjechać za ocean.
Czy identyfikuje się Pan z historią typowego polskiego imigranta?
- Oczywiście. Na początku imałem się różnych zajęć, jak np. w charakterze "maintenance", czyli "przynieś, podaj, pozamiataj" w hotelu Best Western. Pracowałem też jako kierowca, sprzedawca prenumeraty, kierownik sklepu sportowego oraz w biurze turystycznym śp. kpt. Kutka, który był przyjacielem mojego ojca jeszcze z czasów licealnych. Do tej pory zresztą utrzymuję kontakty z wdową po kapitanie, panią Marysią. Zanim zostałem policjantem pracowałem też w biurze Social Security Administration, gdzie założyłem klub dla członków personelu polskiego pochodzenia. W tym samym okresie aktywnie działałem w Zwiazku Narodowym Polskim. Gdy podjąłem pracę w policji, nie miałem już niestety czasu na ZNP. Od kilku lat jestem znowu bardziej aktywny społecznie i działam w organizacjach polonijnych i policyjnych.
A co skłoniło Pana do wstąpienia w szeregi chicagowskiej policji?
- Po różnych doświadczeniach w pracy zdecydowałem się powrócić do szkoły. Najpierw studiowałem w City Colleges of Chicago, a później w Oakton Community College. Stwierdziłem, że interesuje mnie egzekwowanie prawa i nawet dostałem stypendium na studia na tym kierunku. W 1993 r. zdałem egzamin do chicagowskiej policji, a już dwa lata później trafiłem na do Akademii Policyjnej i po ukończeniu sześciomiesięcznego szkolenia rozpocząłem pracę w 25. dystrykcie Grand-Central, który obejmował też Jackowo.
To ciężka służba?
- Przez 10 lat pracowałem na różne zmiany w południowej części 25. dystryktu, gdzie dominuje ludność latynoska i afroamerykańska. Często pomagałem detektywom jako tłumacz. Gdy doznałem kontuzji zostałem przeniesiony na tzw. lekką służbę w 18. dystrykcie obejmującym śródmieście, a następnie do centrali 311 , gdzie przyjmowałem zgłoszenia niemające charakteru nagłych przypadków. Pracując w policji dalej studiowałem na koszt władz miasta. Uzyskałem stopień bakałarza i magistra, a po ukończeniu specjalistycznych kursów zostałem zatrudniony w Akademii Policyjnej jako instruktor w dziedzinie ruchu drogowego, alkomatu i jazdy w stanie nietrzeźwym. Szkolę rekrutów oraz oficerów policji, ponieważ prawo wymaga kontynuacji nauki ze względu na ciągle zmieniające się przepisy.
Czy jest Pan zadowolony z wyboru takiego właśnie zawodu?
-Robię to, co lubię i co mnie interesuje. Praca daje mi wiele satysfakcji. Ale moje wykształcenie i pozycja w Akademii Policyjnej nie przekładają się na awans służbowy. W dalszym ciągu jestem w randze zwykłego patrolowego. Nie wiem, dlaczego establishment nie docenia moich osiągnięć, a także wielu innych Amerykanów polskiego pochodzenia. Jest nas Polaków nieproporcjonalnie mało w hierarchii, choć tylu zdolnych Polaków trafia do Akademii Policyjnej i jesteśmy tak liczną grupą etniczną w metropolii chicagowskiej. Analiza przyczyn tego stanu rzeczy to szeroki temat − do oddzielnej rozmowy...
Trwa w tej chwili nabór do policji chicagowskiej. Czy młodym Polakom z metropolii chicagowskiej rekomenduje Pan tę drogę zawodową, mimo kontrowersyjnych praktyk przyznawania promocji i awansu przez komendę główną?
- Tak. Gorąco zachęcam do pracy w charakterze policjanta, choć bywa ona trudna i niebezpieczna, to jest niezwykle interesująca i daje świetne warunki rozwoju, choćby poprzez możliwość uzyskania wyższego wykształcenia. Zapewnia też dobre wynagrodzenie i świadczenia.
Porozmawiajmy o pieniądzach. Ile zarabia chicagowski policjant?
Wyjściowa płaca wynosiła w ub. r. około 43 tys. dol., ale już po roku jest podwyżka do ponad 61 tys. dol. i po 18 miesiącach do ponad 65 tys. dolarów. Następne podwyżki są co pięć lat, ale trzeba pamiętać, że policja otrzymuje różne dodatki płacowe w wysokości około 5 tys. dol. rocznie (m.in. na umundurowanie), a także wynagrodzenie za godziny nadliczbowe.
Do kiedy mogą się zgłaszać potencjalni kandydaci do policji?
- Czasu zostało niewiele, bo już 16 września upływa termin wypełnienia w Internecie podań o udział w egzaminie na policjanta, który odbędzie się w grudniu tego roku.
Dziękuję za rozmowę.
Alicja Otap
Marcin Vogel udzielił nam wywiadu jako osoba prywatna, a nie jako przedstawiciel Departamentu Policji Chicagowskiej. Również jako osoba prywatna będzie się wypowiadał co miesiąc na naszych łamach w rubryce poświęconej kwestiom związanym z Jego pracą.
UWAGA! Osoby zainteresowane pracą w policji, powinny niezwłocznie zarejestrować się na egzamin pod adresem: www.chicagopolice.org/answerthecall
Ponadto wkrótce odbędą się dwa otwarte spotkania informacyjne dla kandydatów do policji. Oto ich terminy i adresy: sobota 7 września godz. 10 – 14 Police Training Academy 1300 W. Jackson Blvd. w Chicago oraz sobota 14 września godz. 10 – 14 25th District 5555 W. Grand Avenue w Chicago.
Przypominamy też, jakie wymagania powinien spełniać kandydat do pracy w policji:
Wiek: ukończone 18 lat do 31 grudnia 2013 roku. W chwili przyjęcia do pracy, trzeba mieć co najmniej 21 lat, ale mniej niż 40.
Prawo jazdy: musi być ważne w chwili składania podania. Wymagane prawo jazdy Illinois w chwili przyjęcia do pracy.
Wykształcenie/służba wojskowa: w chwili przyjęcia do pracy, trzeba mieć zaliczone 60 godzin semestralnych (90 kwartalnych) na akredytowanej uczelni wyższej, albo odbyć 36 miesięcy nieprzerwanej służby wojskowej lub aktualnie odbywać służbę wojskową i mieć zaliczonych 30 godzin semestralnych (45 kwartalnych) na wyższej uczelni.
Ponadto, osoba składająca podanie musi posiadać zezwolenie na broń (FOID).
Kandydat na policjanta nie musi mieszkać w Chicago, ale jeśli zostanie przyjęty do pracy, będzie musiał udowodnić, że ma chicagowski adres.