Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 23 grudnia 2024 05:12
Reklama KD Market

Wyborcze konsekwencje

Często słyszy się, jak Amerykanie argumentują, że nie ma sensu brać udziału w wyborach prezydenckich, bo "to i tak niczego nie zmieni". Być może w pewnym ogólnym sensie jest to prawda, ale z pewnością jest jeden, niezwykle ważny wyjątek, a mianowicie skład Sądu Najwyższego. 



Jak wiadomo, sędziowie mianowani są przez prezydenta, a zatwierdzani przez Senat. Zwykle dwie kadencje prezydenckie dają lokatorowi Białego Domu szansę na wymianę co najmniej dwóch sędziów.

Teoretycznie, najwyższy organ władzy sądowniczej ma być ciałem "ponadpolitycznym", zajmującym się przede wszystkim interpretacją konstytucji i prawa karnego w kontekście szybko zmieniającego się świata. W praktyce wszyscy wiemy doskonale, że skład Sądu Najwyższego jest zawsze przedmiotem zażartych bojów między konserwatystami i liberałami, a kolejne nominacje mają ogromny wpływ na prawny porządek państwa.

Wystarczy przypomnieć, że o tym, iż George W. Bush został w roku 2000 prezydentem zdecydowało 9 sędziów, z których 5 opowiedziało się za przerwaniem ponownego podliczania głosów na Florydzie. Innymi słowy, Bush wygrał jednym konserwatywnym głosem, mimo że głosowały miliony. Później tenże prezydent mianował dwóch bardzo konserwatywnych sędziów, natomiast Barack Obama wprowadził do składu sądu dwie kobiety o znacznie liberalniejszych poglądach. Gdyby jednak w roku 2000 Gore został prezydentem, Sąd Najwyższy wyglądałby dziś zupełnie inaczej. Od lat konserwatystów w sądzie jest pięciu, a liberałów – czterech. Ogromna większość podejmowanych decyzji zapada na podstawie większości dokładnie jednego głosu. Każde następne wybory prezydenckie mogą tę sytuację zmienić. Zresztą całkiem możliwe jest również to, że przed końcem swoich rządów Barack Obama będzie mógł do Sądu Najwyższego wprowadzić co najmniej jednego nowego członka.

Obecny skład sądu ma ważne konsekwencje, o czym przekonaliśmy się w ciągu ostatnich kilku dni. Sędziowie unieważnili tzw. Voting Righs Act, jak zwykle stosunkiem głosów 5:4. Ustawa ta była przez lata uważana za największy sukces w walce o równouprawnienie wszystkich wyborców. Wprawdzie w czasie tej samej sesji uznano też za niezgodną z konstytucją ustawę o "ochronie małżeństwa", co jest sukcesem dla działaczy na rzecz legalizacji małżeństw homoseksualnych, ale stało się tak dlatego, że jeden z konserwatywnych sędziów, Anthony Kennedy, postanowił tym razem przyłączyć się do liberałów, co zdarza mu się od czasu do czasu.

Tak czy inaczej, Sąd Najwyższy to instytucja władna podejmować niezwykle istotne decyzje, wpływające na codzienne życie Ameryki. Każde wybory prezydenckie to zatem również walka o skład sądu, jego profil polityczny i jego przyszłe postanowienia. To walka o kształt amerykańskiej praworządności, co dotyczy nas wszystkich.

Polityczni analitycy często mówią, że "każde wybory mają poważne konsekwencje". Jest to szczególnie prawdą w przypadku Sądu Najwyższego.

Andrzej Heyduk

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama