Zajęło mi czterdzieści lat własnego życia, by się przekonać, że żyjemy w świecie do góry nogami. Pewnie znacie to uczucie, że "moi" nie rządzą, i szlag człowieka trafia, że rządzą "oni", i masz wrażenie, że dzieje się zupełnie odwrotnie niż dziać się powinno, gdybyśmy to "my" byli u władzy. Miałem wprawdzie od kilku lat coraz jaśniejsze przebłyski, że coś się tutaj nie zgadza i ktoś sobie z nas kpi, ale żeby najlepszy, najbardziej demokratyczny ustrój tak szybko się rozpadł? Trochę przypomina to przebudzenie, jakiego doznał Neo z Matrixa. Zadzwonił Morfeusz, kazał połknąć czerwonego tabsa i okazało się, że prawdziwy świat różni się od matrixa, w którym jesteśmy uwięzieni. Podobnie Soroko długo nie mógł uwierzyć, że system bankowy opiera się na kreowaniu pieniędzy z niczego, a zastępy ekonomistów, finansistów i innych specjalistów od gier rynkowych służą do tego, aby ten chaos jakoś działał, uwiarygadniając system, który od początku był wadliwy. Wielkie religie potępiają tych, co pożyczają na procent. Wedle koranicznych praw lichwa jest 27-krotnie gorszym grzechem niż gwałt na własnej matce (!). Zatem zabawa w nic niewarty pieniądz straciła cały sens. Widać jednak, jak wielu ciągle nie zdaje sobie z tego sprawy. Ja chcę pracować za darmo. Podatek od pracy jest niekonstytucyjny. Nie chcę rozliczać się w nic niewartych papierkach z piramidą i okiem w środku, i nie chcę być częścią tego systemu. Oczywiście łatwo powiedzieć, trudniej wykonać, ale, zaskoczę Was, jest nas więcej – zobacz film na YT o Heidemarie Schwermer "Living without money". NATO w Chicago – kolejny problem. Zwłaszcza Polakowi trudno uwierzyć, że coś nie gra, gdy przez dziesięciolecia związani byliśmy z Układem Warszawskim, a wstąpienie do NATO było strategicznym celem, do którego dążyły wszystkie ugrupowania parlamentarne. Do NATO wepchęli nas wspólnie nawróceni postkomuniści z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim oraz rządząca koalicja AWS, czyli od PC (Kaczyńscy) przez ZCHN (Macierewicz, Niesiołowski, Hanna Gronkiewicz-Waltz) po Korwina Mikke i związek Solidarność. Kto by pomyślał, że zaledwie po 10 latach polityka NATO spotka się z potężną falą krytyki. Wyrwanie z wojskowych sojuszy z Sojuzem Radzieckim było jak oddech wolności, gdy ostatnie radzieckie czołgi opuszczały Polskę. NATO nie zakończyło jednak swojej misji po upadku UW, a wręcz przeciwnie, bardzo się uaktywniło, tworząc siły szybkiego reagowania i biorąc udział w akcjach o miernej reputacji, jak prywatna wojna Ameryki w Afganistanie, czy obalenie siłami NATO i CIA Kadafiego, który był wprawdzie satrapą i łotrem, lecz także jednym z niezależnych głosów świata arabskiego. Kolejny, któremu nie udało się odłączyć ropy od bezwartościowego dolara (chciał, by ropę rozliczano w bitym z litego złota libańskim dinarze). Dlaczego zatem NATO nie rozpadło się po upadku komunizmu, lecz stało się największym sojuszem wojskowym pod skompromitowanym przywódctwem Ameryki? W czasie, gdy jednoczyły się Niemcy, Gorbaczow wynegocjował, że wyrazi na to zgodę przy jednoczesnych gwarancjach, że NATO nie posunie się na wschód. Nie dotrzymano słowa, wchłonięto Polskę i kraje ościenne i teraz aspiracje NATO sięgają już Gruzji. Zjednoczenie Niemiec miało kilka poważnych implikacji gospodarczych, bo nie pamięta się o tym, że gdy jednoczyły się Niemcy wykuwała się nowa, wspólna waluta europejska, i wtedy Helmut Kohl zgodził się rozpuścić silną niemiecką markę we wspólnym euro, lecz żądał kontroli nad wspólną polityką finansową, na co nie zgodził się francuski prezydent Mitterrand i mamy z euro wielki klops. Niemcy nie chcą sponsorować już więcej Greków, a Francuzi coraz głośniej mówią o wycofaniu się z NATO – puszcza germańsko-francuski gorset, który ściskał Europę. Z drugiej strony – myślę sobie – lepiej jest żyć w kraju bez bombardowań, a który od końca II wojny światowej zdążył już zbombardować 50 innych narodów – włącza mi się mentalność bawarskiego farmera (a.d.1944), któremu polepszyło się z polską krową i Polakami-niewolnikami na polu, nie bacząc na to, skąd ta krowa i darmowa siła robocza. Polityka NATO wymaga osobnej krytycznej analizy, i jest to pierwszorzędny dowód, że świat postawiony jest na głowie. A miłościwie panujący nam globalnie system gospodarczy oparty na ciągłym wzroście? Od rewolucji przemysłowej obserwujemy wzrost, coraz większa populacja produkuje więcej i więcej i bez protestów transferuje wszystkie zyski na rzecz 1% najbogatszych. Czy to normalne, poczciwe i zdrowe? Czy pomysł na dobrobyt oparty na niekończącym się wzroście oraz życiu na kredyt na konto przyszłego dobrobytu nie przypomina trochę komórek rakowych, które rozmnażają się szaleńczo doprowadzając swojego żywiciela ostatecznie do śmierci? Czy gospodarka musi się ciągle rozwijać i dusić na pedał gazu? Nie lepiej wyhamować i cieszyć się, że mamy przecież wszystkie dostępne technologie, by zapewnić mieszkańcom ziemi godne życie? Klasycznym przykładem, jak ten system działa, jest upadek upraw konopii indyjskich, czyli tak zwanej trawki. I wcale nie chodzi o jej psychoaktywne właściwości, ale o roślinę, podobną do lnu, z której wyciśniesz olej, wydziargasz majteczki i zrobisz papier. Królewska roślina, która przegrała z lobby rolniczym, stanowiąc zagrożenie dla innych zbóż. Nadto przynosi zbiory trzy razy w roku i to był największy problem. Żyjemy bowiem w systemie, w którym obfitość to wróg i zagrożenie. Podobny los podzielił darmową energię, o której coraz bardziej się przebąkuje, że jest możliwa (polecam film "Thrive" na YT oraz los Nikoli Tesli, serbskiego wynalazcy, który próbował szczęścia u Eddisona, lecz z własnym pomysłem darmowej energii stanowił zagrożenie dla powstającego wtedy przemysłu energetycznego. Tajemnicza śmierć na Manhattanie w 1943 roku, FBI rekwiruje jego notatki i ślad po człowieku ginie. Jego też możecie sobie łatwo wyguglować, a na Youtubie wisi sporo. Darmowa energia dałaby ludziom prawdziwą wolność, bo jak ma się nowoczesne technologie, można ekologicznie wyprodukować wszystko i wręcz poczuć się bogiem. I wtedy pewnie pomysł, że cała nasza cywilizacja oparta jest na energii jaką wydobywamy z cmentarzyska przerobionych na ropę zgliszcz dinozaurów, będzie wydawać się dla przyszłych pokoleń co najmniej prymitywny. Pamiętam, jak sędziwy już Arthur C. Clarke (Odyseja Kosmiczna 2001) ogłaszał światu ze swojego obserwatorium w Tajlandii dobrą nowinę na nowe tysiąclecie, że dzielą nas już tylko lata od epokowego momentu, gdy człowiek przekroczy magiczną barierę śmierci. Medycyna już niebawem będzie mogła podwoić ludzkie życie. Czyż to nie piękna perspektywa? Ano piękna, jeśli należymy do tej nielicznej grupy władców wszystkiego. Nikt przy zdrowych zmysłach nie upubliczniłby wynalazku nieśmiertelności przy siedmiu miliardach ludzi. To samobójstwo dla Ziemi przy naszej zwierzęcej mentalności. Może zatem powinniśmy śmielej patrzeć i szukać rozwiązań opartych na zupełnie innym paradygmacie, czyli na wiedzy i nowoczesnych technologiach? Może rozwiązania, które wydają nam się absurdalne, wcale takie nie są? Może rację mieli starożytni Chińczycy, gdy lekarzowi nie płaciło się za leczenie w chorobie a za utrzymywanie nas w zdrowiu? Inaczej mamy kolejny przemysł, w którym im więcej chorych, tym większe zyski i biznes się kręci. Do dziwactw zaliczyłbym także to, że można w Stanach legalnie iść na wojnę i zabijać za federalne pieniądze wrogów rządu federalnego mając 18 lat, ale wypić piwa się nie da. We card hard! – straszą wszędzie. I może najwyższy czas, byśmy sami decydowali o sobie? Po co parlament, po co skorumpowany Kapitol? Mamy internet, i może sami powinniśmy decydować o własnym losie niż oddawać go w ręce podejrzanych pośredników? O budzącym zgrozę systemie wyborczym w USA też trzeba napisać prawdę w roku wyborczym, i to kolejny przykład, że świat stoi na głowie i jest zupełnie odwrotnie niż być powinno? narzeczu i musimy posługiwać się mową tubylców, by przejść do następnego etapu. Jan Wiktor Soroko
Reklama